KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Rosjanie nie muszą realnie budować gazociągów, by móc je wykorzystywać. Nie chodzi jednak o dostawy gazu ale politykę, która w Europie sprawdza się od wielu lat.
Rosyjski Gazprom, austriackie OMV, niemiecki E.on oraz duńsko-brytyjski Shell podpisały protokół o współpracy przy budowie dwóch nowych nitek gazociągu Nord Stream o łącznej przepustowości 55 mld m3. Ich szlak ma pokrywać się z istniejącymi dwoma liniami o tej samej przepustowości i udostępnić w sumie 110 mld m3 rocznie. Według przedstawicieli rosyjskiej firmy niebawem powstanie odpowiednie konsorcjum i możliwe jest włączenie kolejnych partnerów do projektu. Nord Stream AG odpowiedzialne za dwie pierwsze nitki zostało założone przez Gazprom, E.on, Wintershall i Engie (dawniej GDF Suez). Wiedomosti informują, że to właśnie Wintershall oraz holenderskie Gasunie i włoskie ENI biorą udział w negocjacjach na temat udziału w projekcie.
Rosjanie z zadowoleniem wskazują, że po uruchomieniu nowych nitek Nord Stream i Turkish Stream przez Morze Czarne oraz Turcję, będzie możliwe całkowite porzucenie tranzytu przez Ukrainę. Ten drugi gazociąg wciąż czeka na porozumienie międzyrządowe Moskwy z Ankarą, podobnie jak turecki BOTAS oczekuje nadal na rabat cenowy od Gazpromu. Pierwotnie Turkish Stream miał osiągnąć przepustowość porzuconego South Stream czyli 63 mld m3 rocznie ale wobec oporu Turcji i/lub problemów z budową przedłużenia przez Grecję na rynek europejski, projekt zostanie zredukowany z czterech do jednej lub dwóch nitek po 15,75 mld m3 rocznie każda. Jedna wystarczy by zastąpić tranzyt do Turcji przez Ukrainę bezpośrednimi dostawami i może być to satysfakcjonujące rozwiązanie dla Ankary, która będzie otrzymywać tańszy gaz bez pośredników, podobnie jak Niemcy przez Nord Stream.
Jeżeli chodzi o sam Nord Stream, to już teraz nie jest on wykorzystywany z pełną mocą ze względu na to, że jego przedłużenie w Niemczech – gazociąg OPAL o przepustowości 35 mld m3 rocznie – nie może być wykorzystany w całości przez Rosjan ze względu na obowiązywanie trzeciego pakietu energetycznego na 50 procent jego mocy. Połowa została zwolniona z unijnych regulacji antymonopolowych przez Komisję Europejską na wniosek Gazpromu i niemieckiego regulatora energetycznego. Rosjanie lobbują obecnie za zwolnieniem dla całej przepustowości OPAL, ale dotąd Komisja podchodziła do tych próśb z rezerwą. Przyznaje ona, że priorytetem politycznym w sektorze gazu jest dla niej utrzymanie tranzytu przez Ukrainę, a nie przenoszenie go do nowych gazociągów rosyjskich. OPAL razem z NEL (20 mld m3) ciągnącym się przez północne Niemcy mają łączną przepustowość 55 mld m3 rocznie czyli tyle, ile obecnie Nord Stream. Aby wykorzystać pełnię potencjału powiększonego projektu, Rosjanie musieliby zwiększyć przepustowość tych odnóg i/lub wybudować odcinek na rynek zachodnioeuropejski, np.do Wielkiej Brytanii, który to pomysł zszedł w ostatnim czasie na drugi plan, ale być może wróci na pierwszy. To oznacza kolejne koszty finansowe i czasowe, a co istotne, Rosjanie nie przedstawili żadnego terminarza realizacji przedsięwzięcia.
Należy podsumować planowane przez Gazprom projekty. Spółka chce zbudować gazociąg Turkish Stream o przepustowości 63 mld m3 i wartości szacowanej na 55 mld dolarów, Siłę Syberii o planowanej przepustowości 38 mld m3 wartą około 50 mld dolarów oraz gazociąg Ałtaj o przepustowości 30 mld m3 za podobną kwotę. Pierwszy z nich ma dostarczać gaz przez Turcję, z pominięciem Ukrainy na południe Europy. Dwa pozostałe dostarczą gaz do Chin. Jednakże ze względu na problemy finansowe Gazprom nie rozpoczął prac nad realizacją żadnego z nich. Ma także kłopoty z pozyskaniem partnerów do ich realizacji. Dlatego informacja o współpracy europejskich firm przy realizacji nowych nitek Nord Stream, jeśli się potwierdzi, oznacza zmianę jakościową lub wprowadzanie zasłony dymnej przed podjęciem innych, nieznanych na razie działań.
W przeciwieństwie do innych projektów, które Gazprom musi na razie budować sam, na co nie ma pieniędzy, rozbudowa Nord Stream zyskała na płaszczyźnie deklaratywnej wielkie koncerny europejskie. Ma to znaczenie polityczne jako sygnał dzień po przedłużeniu sankcji unijnych przeciwko rosyjskim firmom z sektora naftowego, zbrojeniowego i bankowego, że Gazprom nie stanie się ofiarą ostracyzmu i ma wielu partnerów w Europie. Taką wymowę wzmacnia również podpisane wczoraj partnerstwo strategiczne z Shellem i nowe, nieokreślone porozumienie z OMV. Znaczenie ekonomiczne jest mniejsze, ponieważ – co jest widoczne przy projektach LNG i gazociągach chińskich – odium sankcji sprawiło, że inwestorzy są sceptyczni wobec inwestycji w rosyjskim sektorze energetycznym, także z Gazpromem, który musi polegać na objętym sankcjami Gazprombanku a jego spółka-córka Gazprom Nieft także znalazła się na ich liście. Być może powołanie konsorcjum dla Nord Stream 2 ma poprawić wiarygodność firmy. Nie oznacza to jednak, że powstanie choćby metr nowego gazociągu.
Faktem jest jednak, że nowe nitki północnej magistrali mają także przewagę analogiczną do Turkish Stream. Jako gazociągi podmorskie, na mocy precedensowej decyzji Komisji Europejskiej w sprawie Nord Stream, są wyłączone spod regulacji trzeciego pakietu energetycznego, czyli cała ich przepustowość może znaleźć się pod kontrolą jednego dostawcy – Gazpromu. Jeżeli ropa utrzyma niską cenę w nadchodzących latach, a szacuję, że powinna do końca roku wynosić maksymalnie 75 dolarów za baryłkę, to gaz z Rosji pozostanie atrakcyjny, ponieważ jego cena jest częściowo uzależniona od wartości czarnego surowca. Wtedy kraje, do których należą firmy zaangażowane w Nord Stream wzmocnią lobbing na rzecz zwolnienia spod trzeciego pakietu dla odnóg gazociągu w Niemczech i będą forsować nowe przedłużenia do kolejnych państw.
W Polsce wzmoże się wtedy promocja połączenia Bernau-Szczecin, które da dostęp do większych wolumenów gazu z Nord Stream. W ten sposób projekt alternatywny do Gazociągu Jamalskiego nieco dalej na południe stanie się atrakcyjnym przedsięwzięciem także z punktu widzenia Gazpromu, który być może znajdzie niezależnego od polskiego skarbu państwa kupca, który będzie miał nowy kanał do czerpania rosyjskiego gazu bez oglądania się na wysiłki dywersyfikacyjne PGNiG i Gaz-Systemu.
Jednakże podobnie jak w przypadku pozostałych projektów gazociągu, to również jeśli chodzi o Nord Stream 2, należy zachować ostrożność. Rosjanie eskalują pomysły na nowe połączenia gazowe, ale zapewne sami nie wiedzą jeszcze, który z nich naprawdę zrealizują. Same rozmowy o nich tworzą już oczekiwane efekty, ponieważ Europejczycy dają wodzić się za nos i zastanawiają się nad reakcją na kolejne zagrania Gazpromu. W zależności od tego, jak zareagują, Gazprom wybierze gazociąg z najlepszą perspektywą realizacji.
Jeżeli Komisja Europejska zgodzi się na zwolnienie niemieckich odnóg Nord Stream spod reżimu trzeciego pakietu antymonopolowego, będzie to sygnał do starań o rozbudowę gazociągu i tworzenie nowych połączeń na Zachód. Jeżeli kraje bałkańskie znajdą środki oraz siłę polityczną niezbędne do poparcia przedłużenia Turkish Stream w Europie, być może powstanie druga nitka tego gazociągu zasilająca Grecję, Serbię i Macedonię. Jeżeli uda się przekonać kraje jak Czechy, Słowacja i Austria do budowy Eastring lub Nabucco-West ale na potrzeby gazu z Turkish Stream, będą mogły powstać kolejne nitki gazociągu tureckiego. Ważnym czynnikiem będzie tutaj Komisja Europejska, która powinna dopilnować, aby odcinki na terenie Unii Europejskiej podlegały prawu antymonopolowemu. Jeżeli Rosjanie pożyczą w azjatyckich bankach środki niezbędne dla kontynuacji gazociągów Siła Syberii i Ałtaj, to ten drugi pozwoli im na dywersyfikację rynków zbytu i być może wspomniane projekty europejskie zostaną zredukowane lub nie będą powiększane. Warto także przypomnieć ostatni scenariusz, który często umyka w analizach. Jeżeli Rosjanie zyskają wpływ na ukraińską infrastrukturę gazową, nie będą potrzebowali nowych gazociągów w Europie, by umożliwić Gazpromowi realizację oczekiwanej polityki.
Rosyjska spółka prowadzi dywersyfikację, ale jako dostawca, dywersyfikuje projekty nowych szlaków dostaw. Niczym oddziały w Sztuce Wojny Sun Tzu, Rosjanie atakują pozornie bez szyku, w nieokreślonej formacji, poruszając się w nieokreślonym kierunku. Wystarczy jednak sygnał wodza w odpowiednim momencie, który pokaże, że te działania mają sens. Wtedy uderzenie przyjdzie z najmniej oczekiwanej strony, a Gazprom udowodni, że pomimo kosztów jakie ponosi z tytułu rosyjskiej agresji na Ukrainie, pozostaje użytecznym narzędziem polityki Kremla.