KOMENTARZ
Lech Wojciechowski
Instytut Jagielloński
W ostatnich dniach w mediach omawiany jest fragment raportu amerykańskiego think tanku Center for European Policy Analiysis pt.Coming Storm.
Autor raportu – Edward Lucas – stawia tezę o konieczności nawiązania ścisłej współpracy wojskowej pomiędzy krajami skandynawskimi, państwa bałtyckimi oraz Polską ze względu na konieczność przeciwdziałania możliwej rosyjskiej agresji w basenie Morza Bałtyckiego. Najciekawsza część raportu odnosi się do prowadzonych w marcu tego roku rosyjskich ćwiczeń wojskowych z udziałem 33 tys. żołnierzy. Te znaczące siły, zdaniem Lucasa, ćwiczyć miały de facto atak na część terytorium krajów skandynawskich – Finlandię (Wyspy Alandzkie), Szwecję (Gotlandię) i Danię (Bornholm). Celem zaś zajęcia tych wysp przez wojska rosyjskie miałoby być uniemożliwienie udzielenia przez NATO militarnego wsparcia państwom bałtyckim. Konstatacja ta jest bardzo niepokojąca również dla Polski nie tylko ze względu na potencjalne zagrożenie w basenie Morza Bałtyckiego. Potwierdza ona istnienie bezpośredniego zagrożenia militarnego przede wszystkim dla obszaru naszego kraju.
Jeśli bowiem wymienione tereny państw skandynawskich stanowią w oczach rosyjskich strategów ważne platformy do ewentualnego przerzutu wojsk NATO na teren państw bałtyckich, to podstawową platformą takiego przerzutu jest droga lądowa. A jak wiadomo jedyne połączenie lądowe państw bałtyckich z pozostałym obszarem NATO wiedzie przez Polskę. Oznacza to zaś, że Rosja przewidując podobne scenariusze względem państw bałtyckich musi przygotowywać się przede wszystkim do operacji zbrojnej przeciwko Polsce – przynajmniej w jej północnowschodniej części. Przy tej okazji warto więc rozważyć i wskazać potencjalne czarne scenariusze dla Polski – scenariusze konfliktu polsko-rosyjskiego, który miałby zostać wywołany przez Moskwę.
Wydaje się prawdopodobnym, że jeszcze w tym roku, a najdalej do końca przyszłego, rozstrzygnie się ostatecznie kierunek, w którym podąży pogrążająca się w coraz większym kryzysie ekonomiczno-politycznym, Rosja. Dlatego coraz poważniej rozważać musimy wynikające z tego stanu rzeczy podstawowe scenariusze potencjalnych zagrożeń dla naszego kraju. Wiążą się one z interwencją „hybrydową” o charakterze bardziej terrorystycznym niż militarnym jaki znamy z Ukrainy, lub otwartą interwencją militarną przeciw Polsce. W obu scenariuszach najbardziej prawdopodobnym celem rosyjskim będzie separacja lądowa państw bałtyckich od obszaru NATO czyli Polski. W przypadku bowiem najbardziej obecnie prawdopodobnej rosyjskiej akcji militarnej (hybrydowej), np. w obronie rosyjskiej mniejszości w którymś z państw bałtyckich, realne i najbardziej skuteczne wsparcie NATO może nastąpić drogą lądową, a więc poprzez Polskę. Jednocześnie, paradoksalnie jakakolwiek rosyjska akcja wobec Bałtów oznaczać będzie najpewniej wzmocnienie Polski w ramach NATO. A tego z pewnością Rosja by nie chciała. Tymczasem akcja rosyjska wobec Polski, na terenie Podlasia (przede wszystkim Suwalszczyzna), a także Warmii i Mazur oraz Zatoki Gdańskiej oznaczałaby, przy początkowej bierności NATO, nie tylko uczynienie z Polski szarej, buforowej strefy bezpieczeństwa (pomimo zajęcia lub jedynie zdestabilizowania części kraju), ale i zarazem faktyczne zwasalizowanie i pozostawienie samym sobie państw bałtyckich. W takim scenariuszu te trzy kraje niejako w pakiecie (wraz z Polską) znalazły by się w strefie wpływów bądź znaczącego oddziaływania Rosji.
Stąd paradoksalnie, rosyjskie prowokacje na terenie pomiędzy Białorusią i obwodem Kaliningradzkim, wobec silniejszej Polski niż słabszych Bałtów, mogłyby być dla Rosji bardziej korzystne (oczywiście w przypadku przyjęcia na Kremlu scenariusza konfrontacyjnego w obliczu potencjalnie katastrofalnej sytuacji wewnętrznej). Dlatego też nawet rosyjska akcja militarna przeciwko państwom bałtyckim oznaczać może również zagrożenie hybrydowe (terrorystyczne) lub otwarcie wojskowe dla naszego kraju.
Zagrożenie hybrydowe najpewniej polegać będzie na aktach terroru wobec zamieszkujących głównie Podlasie mniejszości narodowych i etnicznych, które miałyby powodować konflikty wewnętrzne o charakterze właśnie etnicznym. Ze względu jednak na liczebność, rozmieszczenie oraz generalnie pozytywny stosunek do państwa polskiego mniejszości narodowych i etnicznych oraz brak liczącej się mniejszości rosyjskiej, akcja „zielonych ludzików” nie jest w Polsce możliwa. Ponadto akcja tego rodzaju spotkałaby się z reakcją najlepszej części Wojska Polskiego – sił specjalnych. A przeciwnik nie uderza przecież w najsilniejszy, a w najsłabszy punkt. Stąd „zielone ludziki” zastąpią tu raczej dywersanci i terroryści.
Dlatego Polska musi się liczyć z zagrożeniami dywersyjnymi, które miałyby powodować konflikty wewnętrzne (między-etniczne) lub z użyciem na naszym terytorium regularnego wojska. Powyższe scenariusze mogły by też wystąpić łącznie. Pretekstem mogłoby być np. sfabrykowane powstanie Polaków na Białorusi, rzekomo wspierane przez Polskę, co miałoby „zmusić” Rosję do stworzenia na terenie Polski strefy buforowej w celu ochrony Białorusi przed „polską interwencją”. Scenariusz ten był już ćwiczony podczas wspólnych rosyjsko-białoruskich manewrów wojskowych „Zapad 2009”. Wymagałby on oczywiście zmuszenia do jego akceptacji groźbą bądź obietnicą dużego zysku, dystansującego się ostatnio od Moskwy Aleksandra Łukaszenki. Przy zastosowaniu przez Rosję szantażu nuklearnego wobec Zachodu i zarazem domaganiu się „jedynie” wycofania polskiego wojska z części Podlasia (przy pozostaniu tego terenu formalnie w granicach RP, a faktycznie uzyskaniu korytarza łączącego obwód Królewiecki z Białorusią) nie można wykluczyć, że Rosjanie mogliby założyć, iż NATO czy też Zachód z takiego „błahego” powodu nie zaryzykuje konfrontacji nuklearnej. Tym bardziej, że dla Rosji osiągnięcie takiego celu byłoby wielkim sukcesem, po którym mogłaby ona rzeczywiście chcieć zawrzeć z Zachodem realne i długotrwałe porozumienie.
W powyższym scenariuszu Rosja osiąga bowiem najważniejsze cele jakimi są: osłabienie NATO, albo wręcz jego faktyczna likwidacja przynajmniej w odniesieniu do Europy Środkowo-Wschodniej, a wraz z nim wyparcie USA z Europy, zwasalizowanie państw bałtyckich, uczynienie z Polski szarej strefy buforowej.
Wśród zagrożeń o charakterze otwartego konfliktu zbrojnego możliwy jest też „scenariusz Iwaniszwili”, z którym mieliśmy do czynienia po wojnie rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku. W jej następstwie siły polityczne związane z prezydentem Michaiłem Ssaakaszwilim utraciły władzę na rzecz związanego z Rosją biznesmana Bidziny Iwaniszwilego. Scenariusz ten polega na krótkotrwałym (kilkudniowym) zmasowanym uderzeniu rakietowo-powietrzno-cybernetycznym, niszczącym centra polityczno-wojskowe i informacyjne państwa polskiego oraz media i paraliżującym niezbędne usługi publiczne (dostawy energii elektrycznej, wody, ogrzewania, gazu itp.). Celem tych uderzeń byłoby zademonstrowanie obywatelom polskim bezradności ich państwa, jego osamotnienia i dotkliwości sprzeciwiania się Rosji. Krótkotrwałość operacji miałaby na celu uzyskanie efektu braku reakcji NATO, a zatem złamanie wiary Polaków w rzetelność sojuszu. Bezradność własnego państwa, dotkliwość i demonstracyjny wobec opinii publicznej charakter zadanych strat oraz poczucie osamotnienia miałoby w ostatecznym wyniku prowadzić do obalenia „awanturniczego rządu” i wyłonienia przez sterroryzowane społeczeństwo rządu „rozsądku i dialogu, potrafiącego ułożyć sobie dobre relacje z Rosją”, czyli do wasalizacji Polski. Takie same cele zakładałby również, opisany wcześniej, scenariusz związany z przeciwdziałaniem „polskiej interwencji” na Białorusi.
Zgadzając się z tezą Edwarda Lukasa o konieczności ściślejszej współpracy państw skandynawskich i Bałtów z Polską należy jednak podkreślić, że bez względu na rodzaj czarnego scenariusza, z którym przyszłoby się zmierzyć naszemu państwu, najlepszą gwarancją bezpieczeństwa czy też skutecznej obrony jest współdziałanie w ramach NATO. W dzisiejszej, dynamicznej sytuacji bezpieczeństwa nie powinniśmy bowiem zbytnio angażować się w budowanie alternatywnych wobec NATO struktur (Szwecja i Finlandia są poza Sojuszem) choć ich zaistnienie byłoby dla Polski oczywiście bardzo korzystne. A najlepiej jeśliby kraje te wyraziłyby zdecydowaną chęć członkostwa w Sojuszu. Dlatego kluczowym dla naszego bezpieczeństwa jest raczej szybkość reakcji natowskiej w połączeniu z jej polskim komponentem, a co za tym idzie nie tyle „wciągnięcie” NATO w taki konflikt, a zdolność naszego kraju do możliwe szybkiego przyjęcia sojuszniczej pomocy. Póki co bowiem polityka Rosji pod przywództwem Władimira Putina, zdaje się coraz lepiej wpływać na położenie Polski w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Znów jednak, jak w wielu innych przypadkach, wykorzystanie tej sprzyjającej koniunktury zależy już od polityki państwa polskiego.