– Jednoczesne utrzymywanie stosunków z Unią Europejską i Rosją czy Chinami wpisuje się w politykę Węgier. W ostatnich latach Viktor Orbán wielokrotnie mówił o prowadzeniu dyplomacji posługując się metaforą pawiego tańca. Polega on na robieniu zwrotów w jedną i drugą stronę, balansowaniu między różnymi partnerami – mówi Ilona Gizińska, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
- Patrząc pod kątem poprawy relacji Węgier i Ukrainy krajów, można mówić o pewnym przełomie dyplomatycznym. Został on zaprzepaszczony do pewnego stopnia przez kolejny etap misji pokojowej Orbána, czyli przez wizytę w Moskwie.
- Istotne jest to, że Orban udał się na Kreml już po objęciu przez Węgry prezydentury w Radzie Unii Europejskiej. Wywołało to kontrowersje, przywódcy krajów członkowskich zinterpretowali to, słusznie, jako próbę nadużycia mandatu i negocjowania warunków pokoju w imieniu całej Unii Europejskiej.
- Premier Węgier promuje bezpośredni dialog z agresorem, oparcie polityki o ustępstwa wobec Rosji. To prowadzi do rozmycia podziału na agresora i ofiarę, którą jest Ukraina. Swoją postawą Węgry rozmywają również wizję jednoznacznie proukraińskiego stanowiska Zachodu, solidarności sojuszniczej.
BiznesAlert.pl: Jaki był prawdziwy cel wizyty Viktora Orbana w Kijowie? Czy faktycznie miał intencję zaprowadzenia pokoju?
Ilona Gizińska: Wizyta, którą Orbán odbył drugiego lipca była pierwszym etapem tzw. „misji pokojowej”, którą realizuje od kiedy Węgry przejęły prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. To jest jego główna przyczyna, aczkolwiek widać również pewną taktyczną korektę i próbę poprawienia stosunków bilateralnych, na linii Kijów-Budapeszt. Między innymi chodzi o kwestię mniejszości węgierskiej zamieszkującej Zakarpacie, Węgry domagają się ustępstw w obowiązującym ustawodawstwie. Zostało to poruszone podczas spotkania z prezydentem Ukrainy. Nie doszło do żadnych zobowiązujących ustaleń, ale obie strony wyraziły intencję dalszych rozmów w tym temacie.
Patrząc pod kątem poprawy relacji Węgier i Ukrainy krajów, można mówić o pewnym przełomie dyplomatycznym. Była to jego pierwsza wizyta na Ukrainie od 7 lat. Krok ten został zaprzepaszczony do pewnego stopnia przez kolejny etap misji pokojowej Orbána, czyli przez wizytę w Moskwie.
Czy ten drugi etap powinniśmy rozpatrywać w charakterze wsparcia rosyjskiej propagandy?
Wizyta w Moskwie odbyła się jednoznacznie pod hasłem tzw. misji pokojowej. W tej kwestii Węgry próbują promować stanowisko rosyjskie, podejścia do pokoju na zasadzie zawieszenia broni. W ich retoryce brakuje jednak postulatów odnośnie suwerenności Ukrainy czy integralności terytorialnej.
Istotne jest to, że Orbán udał się na Kreml już po objęciu przez Węgry prezydentury w Radzie Unii Europejskiej. Wywołało to kontrowersje, przywódcy krajów członkowskich zinterpretowali to, słusznie, jako próbę nadużycia mandatu i negocjowania warunków pokoju w imieniu całej Unii Europejskiej.
Premier Węgier promuje bezpośredni dialog z agresorem, oparcie polityki o ustępstwa wobec Rosji. To prowadzi do rozmycia podziału na agresora i ofiarę, którą jest Ukraina. Swoją postawą Węgry rozmywają również wizję jednoznacznie proukraińskiego stanowiska Zachodu, solidarności sojuszniczej.
Wizyta Viktora Orbána w Moskwie i spotkanie z Władimirem Putinem spotkało się z reakcją Zachodu. Wydaje się tracić wiarygodność. Czy prawdopodobny jest pełen zwrot Węgier w kierunku Rosji i Chin, w postaci odejścia z Unii Europejskiej?
Taki scenariusz jest rozważany głównie na poziomie medialnym. Premier Orbán nigdy nie potwierdził takiego zamiaru, z racjonalnego punktu widzenia nie byłby to rozsądny ruch. Sam fakt bycia w Unii Europejskiej jest olbrzymią korzyścią dla Węgier z punktu widzenia wspólnego rynku. Jest to nie do przecenienia, nawet wobec chińskich inwestycji. Są one oparte w dużej mierze na pożyczkach, a wsparcie unijne na bezzwrotnych funduszach.
Jest zrozumiałe, że Viktor Orbán poszukuje innych sojuszników i źródeł finansowania inwestycji. Węgry są pozbawione części środków z racji objęcia mechanizmem warunkowości, na podstawie którego zamrożono około dwie trzecie przysługujących im funduszy. Jest to znaczna część węgierskiego budżetu, stąd poszukiwania pozaunijnych alternatyw.
W kwestii Rosji i Ukrainy dalej możemy spodziewać się węgierskiej polityki w myśl „zapal Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”?
Tak uważam. Jednoczesne utrzymywanie stosunków z Unią Europejską i Rosją czy Chinami wpisuje się w politykę Węgier. W ostatnich latach Viktor Orbán wielokrotnie mówił o prowadzeniu dyplomacji posługując się metaforą pawiego tańca. Polega on na robieniu zwrotów w jedną i drugą stronę, balansowaniu między różnymi partnerami. Z racji na to nie sądzę, by podejście Węgier wobec Rosji mogło ulec zmianie. Zależność od Kremla jest znaczna i pielęgnowana od dekady. Dobrym przykładem jest zależność energetyczna i wspólne projekty, jak elektrownia jądrowa w Paksu. Projekt jest finalizowany mimo trwającej wojny.
Rozmawiał Marcin Karwowski
OSW: Europejski przyczółek Chin, czyli niebezpieczne związki Budapesztu z Pekinem