KOMENTARZ
Dr Dominik Smyrgała
Kierownik Studiów Podyplomowych
„Bezpieczeństwo energetyczne: państwo, samorząd, biznes”
Collegium Civitas
Sytuacja z kogeneracją w Polsce i rozwojem energetyki odnawialnej zaczyna przypominać stary radziecki dowcip. Stoi facet na Placu Czerwonym i rozdaje ulotki. Zgarnia go milicja i zabiera na przesłuchanie. Tam patrzą, a okazuje się, że wszystkie kartki są puste. Na pytanie, o co w tym wszystkich chodzi, mężczyzna odpowiada: „co tu pisać, przecież wszystko wiadomo”.
Informacja o tym, że bez wsparcia państwa inwestycje w bloki gazowe i kogenerację mogą zostać wstrzymane, nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Jest to kolejny dowód na to, że unijna polityka klimatyczna i sztucznie odgórnie narzucane zasady dotyczące sposobów wytwarzania energii są nie do utrzymania bez interwencjonizmu państwowego zakrojonego na dużą skalę. Należy się zastanowić, czy dalsze brnięcie w decyzje ekonomiczne oparte tylko na ideologicznych założeniach o zwalczaniu emisji dwutlenku węgla naprawdę ma sens. Zwłaszcza w warunkach kryzysu finansów publicznych nie najzamożniejszego państwa UE.
Trudno się dziwić prezesom dużych spółek, że nie chcą więcej inwestować w przedsięwzięcia, które w obecnych warunkach (wysokie ceny surowców, mały popyt na energię, a zatem niska ich cena na giełdzie, tak naprawdę nie gwarantująca nawet zwrotu kosztów produkcji) mogłyby przynieść ich spółkom wyłącznie straty, albo wręcz narazić na szwank bezpieczeństwo ekonomiczne przedsiębiorstwa. Zwłaszcza, że dążymy przecież do stworzenia konkurencyjnego rynku energii, przyjaznego konsumentowi. W przypadku bloków parowo-gazowych koszty funkcjonowania zmienią się być może w wyniku uruchomienia w przyszłości złóż gazu łupkowego. Tymczasem jednak bloki gazowe w Lublinie i Rzeszowie stoją bezczynnie. Gaz jest za drogi. Biznesowo temat jest nie do ugryzienia.
Oczywiście, jeśli rząd uzna, że strategicznym interesem państwa jest budowanie tego typu rozwiązań, to do tematu będzie można wrócić. Tylko wtedy będzie on musiał wziąć na siebie również stronę kosztową przedsięwzięcia. Warto byłoby jednak, żeby nawet wtedy brać pod uwagę racje ekonomiczne, bo w ostatecznym rozrachunku płatnikiem takich pomysłów są i tak podatnicy. A skoro już nawet chciałby takie inwestycje promować, to może warto byłoby się też zatroszczyć o surowiec do ewentualnych przyszłych bloków gazowo-parowych. Tymczasem rosną opóźnienia w oddaniu terminalu LNG w Świnoujściu, a i tempo rozwoju sektora gazu łupkowego pozostawia wiele do życzenia. Nauczmy się wreszcie, inaczej niż chciał Wieszcz, mierzyć zamiar według sił. Co oczywiście nie oznacza, że należy wycofywać jego dzieła z lektur szkolnych, jak to się ostatnio planuje w MEN.