Zwycięstwo Donalda Trumpa w USA to wyraźny sygnał sprzeciwu wobec liberalno-lewicowej wizji świata – ocenił dr hab. Włodzimierz Batóg, amerykanista z UW. Według niego, Amerykanie oczekują zmian, których Kamala Harris, kandydatka Demokratów, nie przedstawiła dostatecznie jasno.
W nocy z wtorku na środę – czasu polskiego – w poszczególnych stanach USA zakończyło się głosowanie w wyborach prezydenckich. Według agencji AP Donald Trump zdobył dotychczas 267 głosów elektorskich, zaś kandydatka Demokratów Kamala Harris – 224. Do zwycięstwa w wyborach potrzeba 270 głosów. Według dziennika „New York Times” Trump jest „o krok od zwycięstwa dzięki wygranej w stanach wahających się”.
„Trump jasno zidentyfikował problemy, które trapią Amerykanów, i zbudował na nich swoją kampanię” – powiedział dr hab. Włodzimierz Batóg, profesor w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.
Dodał, że kluczowymi kwestiami były gospodarka oraz imigracja, którym Harris nie poświęciła dostatecznej uwagi.
„Harris miała problem, nie bardzo umiała powiedzieć, czym się różni od poprzedniej administracji, której była istotnym elementem. Nie bardzo potrafiła wskazać, w którym momencie będzie kontynuowała politykę Joe Bidena, a gdzie będzie musiała ją zmienić. Wybory dla Amerykanów zawsze oznaczają zmianę, kandydatka Demokratów nie bardzo potrafiła pokazać, jak ta zmiana ma wyglądać” – ocenił.
Zwrócił uwagę, że w siedmiu kluczowych stanach, które przesądzały o wyniku wyborów, głównymi tematami były właśnie gospodarka, koszty życia, a także opieka zdrowotna, podczas gdy kwestie społeczne, takie jak aborcja, miały znacznie mniejsze znaczenie.
„W Arizonie główną kwestią była imigracja, w Georgii – koszty życia, w Michigan – prawdopodobnie ze względu na dużą liczbę zamieszkujących tam Arabów – znaczenie mogła odgrywać wojna w Gazie, ale (kandydaci) wyraźnie nie mieli jasnego stanowiska, po prostu jedna i druga strona będzie popierała Izrael i nie skłoni się do bardziej wyraźnego poparcia kwestii palestyńskiej. W Pensylwanii to znowu kwestie gospodarcze, związane m.in. z wydobywanie ropy naftowej. W Wisconsin koszty opieki zdrowotnej. Jedynie w Północnej Karolinie, jakąś rolę mogło odgrywać kwestia aborcji” – wskazał.
Amerykanie, jak wyjaśnił prof. Batóg, to przede wszystkim pragmatycy, którzy „myślą portfelem”. Kluczowe dla nich są kwestie finansowe, które bezpośrednio wpływają na ich poziom życia. „Nie tylko zastanawiają się nad zyskami, ale też w jaki sposób pieniądze, które zarabiają, poprawiają ich dobrostan, poziom życia i tym mierzą sukces i postęp” – powiedział.
W ocenie prof. Batóga, zwycięstwo Trumpa, „to bardzo mocny sygnał skierowany przeciwko liberalno-lewicowej wizji świata i Europy”.
Jest również sygnałem amerykańskiego izolacjonizmu. „Dla nas amerykański izolacjonizm oznacza m.in. wycofanie się USA z Europy, i to jest oczywiście katastrofa. Tymczasem z amerykańskiego punktu widzenia, to jest pytanie, jak bardzo Ameryka może rozszerzać się na świat, jakie są koszty tego rozszerzania” – zaznaczył.
„Przeciętny mieszkaniec Buffalo zastanawia się, co ma z tego, że USA inwestują za granicą, mają wpływy w Ameryce Południowej, czy Korei, kiedy jego miasto popada w ruinę, a infrastruktura się rozpada” – podkreślił profesor, tłumacząc istotę izolacjonistycznych nastrojów w amerykańskim społeczeństwie.
Biznes Alert / PAP