icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Trump triumfuje, a Demokraci rozliczają porażkę

Wbrew niektórym sondażom, wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump. Jego zwycięstwo spotkało się z odmiennymi reakcjami w kraju. Wynik minionych wyborów niesie za sobą przeobrażenia w kompozycji elektoratów obu głównych partii. Trump zdobywając swoją drugą, choć nie następującą po sobie kadencję w Białym Domu, przeszedł do historii politycznej USA.

6 listopada, od około godziny 4 rano czasu polskiego, zaczynało być jasne, że 47. prezydentem USA zostanie Republikanin Donald J. Trump. Agencja „Associated Press” ogłosiła jego oficjalne zwycięstwo o godzinie 11:34 czasu polskiego jeszcze tego samego dnia.

Stany „wahadłowe”

Wedle średniej sondaży z siedmiu „stanów wahadłowych” przygotowanej przez portal „FiveThirtyEight”, w Pensylwanii, Wisconsin i Michigan zwyciężyć miała Kamala Harris. Względem oficjalnych wyników, dane „FiveThirtyEight” pomyliły się w „swing states” od 1 p.p. w Georgii, przez 2,6 p.p. w Michigan do 4,4 p.p. w Arizonie. Ostatecznie to Trump jako pierwszy Republikanin od 2004 roku wygrał głosowanie powszechne w wyborach prezydenckich (po przeliczeniu danych z 94 proc. komisji wyborczych zdobywając o 4,3 mln więcej głosów od kandydatki Demokratów). Trump zdołał zebrać również 312 głosów elektorskich przy 226 Harris. Do zwycięstwa w walce o Biały Dom potrzeba minimum 270 z nich.

– W niektórych mniej obserwowanych wyborczo częściach USA sondaże wyraźnie nie doszacowały poparcia dla Trumpa – co wskazuje na pewne luki – powiedział Michael Bailey, profesor na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie.

– Na pierwszy rzut oka, w stanach kluczowych, sondaże nieznacznie faworyzowały Harris, a sytuacja ogólnie nie była aż tak zła, jednak po głębszym zbadaniu, wszystko wydaje się dla niej już nieco mniej imponujące – dodał.

Rzadka powtórka z historii

W historii politycznej USA tylko dwóm osobom udało się zdobyć ponownie urząd prezydenta po wcześniejszej porażce w walce o reelekcję. Pierwszą z nich był Demokrata Grover Cleveland, który wygrał wybory prezydenckie w 1884 roku, przegrał w 1888, ale zwyciężył ponownie w 1892 roku. Drugą został właśnie Donald J. Trump, który zwyciężył w 2016 roku, poniósł porażkę w 2020, by ostatecznie zapewnić sobie powrót do Białego Domu na jesieni anno domini 2024.

Obejmujący władzę w amerykańskim Senacie Republikanie wskazują na przyczyny wtorkowego zwycięstwa, do których zaliczają zmiany w motywacjach wyborców.

– Donald Trump przemawiał do Amerykanów jako Amerykanów. Niezależnie od ich pochodzenia czy zwyczajów, nie jest to reorientacja partyjna. To amerykańska reorientacja. I Donald Trump jest po prostu kandydatem, który w ciągu ostatnich 10 lat nie tylko ją ujawnił, ale również uchwycił i przekazał w bardzo wyjątkowy sposób – powiedział senator Marco Rubio z Florydy.

Potrzeba rozliczenia i odbudowy

Demokratów czeka natomiast proces powyborczych rozliczeń i odbudowy po nadspodziewanie sporej porażce.

– Będę bardzo szczera. Jako Demokraci musimy przeprowadzić trochę autorefleksji. Dostajemy sygnały od wielu osób, że nie zauważamy ich potrzeb. Mam nadzieję, że poświęcimy czas na potrzebną refleksję. Musimy jako Partia Demokratyczna usiąść i dokładnie zastanowić się, dlaczego nie udało się przekonać więcej osób do głosowania na kandydatów Demokratów, zarówno do Senatu, jak i na naszą kandydatkę na prezydenta, wiceprezydent Harris – określiła Debbie Dingell, członkini Izby Reprezentantów z Michigan.

Z danych przytoczonych przez Patricka Flynna z firmy badawczej „Focaldata” wynika, że wśród wszystkich kandydatów demokratycznych począwszy od 2012 roku, to elektorat Kamali Harris w największym odsetku składał się z wyborców o wysokim poziomie wykształcenia i zarobków. Natomiast elektorat Donalda Trumpa, na tle wszystkich republikańskich kandydatów w tym samym okresie, był najbardziej zdominowany przez najsłabiej wykształconych i najmniej zarabiających Amerykanów.

Flynn wysnuł również wniosek, że pod względem kompozycji elektoratów to sztabowi Donalda Trumpa, a nie Kamali Harris, bliżej było do kampanii Baracka Obamy z 2008.

Głosy za oceanem

Panujące po drugiej stronie Atlantyku nastroje społeczne wpłynęły na wynik zakończonych wyborów. Wskazały one na pojawienie się głębokich przekształceń na amerykańskiej scenie politycznej, zmieniając tradycyjne linie podziału społecznego i politycznego. Przed Demokratami stoi teraz wyzwanie zrozumienia i odzyskania części elektoratu, który w minionych wyborach odwrócił się w stronę Partii Republikańskiej. Gdy opadnie pył po wielkie bitwie o Biały Dom, na amerykańskiej lewicy przyjdzie też czas rozliczeń. Już teraz pojawiają się jednak pierwsze poważne głosy szukające winnych w obozie Partii Demokratycznej. Wielu komentatorów wskazuje na winę samego Joe Bidena, inni zwracają uwagę na poważne błędy strategiczne po stronie kampanii Kamali Harris m.in. nieodpowiednią komunikację z wyborcami, czy zbyt silne poleganie na darczyńcach.

Wiele głosów za oceanem wskazuje także na brak zrozumienia wspomnianych nastrojów panujących w amerykańskim społeczeństwie, lecz przede wszystkim oderwanie się od rzeczywistości i problemów wielu Amerykanów, dla których kluczowe okazały się kwestie związane z gospodarką. Partia Demokratyczna zbyt mocno oparła swój przekaz na różnicach rasowych oraz związanych z tożsamością etniczną i przynależnością płciową, oddając jednocześnie znaczne pole Republikanom w sprawach związanych z jakością życia przeciętnego obywatela USA.

Oferta polityczna Partii Republikańskiej i samego Donalda Trumpa okazała się znacznie bardziej atrakcyjna przede wszystkim dla wyborców gorzej sytuwanych, często pochodzących z klasy robotniczej i zrzeszonych w związakach zawodowych, którą od koloru strojów roboczych określa się w USA mianem “niebieskich kołnierzyków”. Wśród Demokratów coraz częściej pojawia się przekonanie, że partia potrzebuje nowego Billa Clintona, który wołał kiedyś “gospodarka, głupcze!”, nie zaś kolejnych ideologów skupiających się na kwestiach kulturowych, w szczególności tematach związanych z gender czy aborcją. Amerykanie patrzą na politykę w ogromnej mierze przez pryzmat własnych portfeli i Donald Trump doskonale oczytał tę prawidłowość zapewniając sobie historyczny powrót do Białego Domu, którego Ameryka nie widziała od czasów prezydenta Grovera Clevelanda.

Media w USA: Spadek wpływu tradycyjnych mediów na zachowania wyborców

Wbrew niektórym sondażom, wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump. Jego zwycięstwo spotkało się z odmiennymi reakcjami w kraju. Wynik minionych wyborów niesie za sobą przeobrażenia w kompozycji elektoratów obu głównych partii. Trump zdobywając swoją drugą, choć nie następującą po sobie kadencję w Białym Domu, przeszedł do historii politycznej USA.

6 listopada, od około godziny 4 rano czasu polskiego, zaczynało być jasne, że 47. prezydentem USA zostanie Republikanin Donald J. Trump. Agencja „Associated Press” ogłosiła jego oficjalne zwycięstwo o godzinie 11:34 czasu polskiego jeszcze tego samego dnia.

Stany „wahadłowe”

Wedle średniej sondaży z siedmiu „stanów wahadłowych” przygotowanej przez portal „FiveThirtyEight”, w Pensylwanii, Wisconsin i Michigan zwyciężyć miała Kamala Harris. Względem oficjalnych wyników, dane „FiveThirtyEight” pomyliły się w „swing states” od 1 p.p. w Georgii, przez 2,6 p.p. w Michigan do 4,4 p.p. w Arizonie. Ostatecznie to Trump jako pierwszy Republikanin od 2004 roku wygrał głosowanie powszechne w wyborach prezydenckich (po przeliczeniu danych z 94 proc. komisji wyborczych zdobywając o 4,3 mln więcej głosów od kandydatki Demokratów). Trump zdołał zebrać również 312 głosów elektorskich przy 226 Harris. Do zwycięstwa w walce o Biały Dom potrzeba minimum 270 z nich.

– W niektórych mniej obserwowanych wyborczo częściach USA sondaże wyraźnie nie doszacowały poparcia dla Trumpa – co wskazuje na pewne luki – powiedział Michael Bailey, profesor na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie.

– Na pierwszy rzut oka, w stanach kluczowych, sondaże nieznacznie faworyzowały Harris, a sytuacja ogólnie nie była aż tak zła, jednak po głębszym zbadaniu, wszystko wydaje się dla niej już nieco mniej imponujące – dodał.

Rzadka powtórka z historii

W historii politycznej USA tylko dwóm osobom udało się zdobyć ponownie urząd prezydenta po wcześniejszej porażce w walce o reelekcję. Pierwszą z nich był Demokrata Grover Cleveland, który wygrał wybory prezydenckie w 1884 roku, przegrał w 1888, ale zwyciężył ponownie w 1892 roku. Drugą został właśnie Donald J. Trump, który zwyciężył w 2016 roku, poniósł porażkę w 2020, by ostatecznie zapewnić sobie powrót do Białego Domu na jesieni anno domini 2024.

Obejmujący władzę w amerykańskim Senacie Republikanie wskazują na przyczyny wtorkowego zwycięstwa, do których zaliczają zmiany w motywacjach wyborców.

– Donald Trump przemawiał do Amerykanów jako Amerykanów. Niezależnie od ich pochodzenia czy zwyczajów, nie jest to reorientacja partyjna. To amerykańska reorientacja. I Donald Trump jest po prostu kandydatem, który w ciągu ostatnich 10 lat nie tylko ją ujawnił, ale również uchwycił i przekazał w bardzo wyjątkowy sposób – powiedział senator Marco Rubio z Florydy.

Potrzeba rozliczenia i odbudowy

Demokratów czeka natomiast proces powyborczych rozliczeń i odbudowy po nadspodziewanie sporej porażce.

– Będę bardzo szczera. Jako Demokraci musimy przeprowadzić trochę autorefleksji. Dostajemy sygnały od wielu osób, że nie zauważamy ich potrzeb. Mam nadzieję, że poświęcimy czas na potrzebną refleksję. Musimy jako Partia Demokratyczna usiąść i dokładnie zastanowić się, dlaczego nie udało się przekonać więcej osób do głosowania na kandydatów Demokratów, zarówno do Senatu, jak i na naszą kandydatkę na prezydenta, wiceprezydent Harris – określiła Debbie Dingell, członkini Izby Reprezentantów z Michigan.

Z danych przytoczonych przez Patricka Flynna z firmy badawczej „Focaldata” wynika, że wśród wszystkich kandydatów demokratycznych począwszy od 2012 roku, to elektorat Kamali Harris w największym odsetku składał się z wyborców o wysokim poziomie wykształcenia i zarobków. Natomiast elektorat Donalda Trumpa, na tle wszystkich republikańskich kandydatów w tym samym okresie, był najbardziej zdominowany przez najsłabiej wykształconych i najmniej zarabiających Amerykanów.

Flynn wysnuł również wniosek, że pod względem kompozycji elektoratów to sztabowi Donalda Trumpa, a nie Kamali Harris, bliżej było do kampanii Baracka Obamy z 2008.

Głosy za oceanem

Panujące po drugiej stronie Atlantyku nastroje społeczne wpłynęły na wynik zakończonych wyborów. Wskazały one na pojawienie się głębokich przekształceń na amerykańskiej scenie politycznej, zmieniając tradycyjne linie podziału społecznego i politycznego. Przed Demokratami stoi teraz wyzwanie zrozumienia i odzyskania części elektoratu, który w minionych wyborach odwrócił się w stronę Partii Republikańskiej. Gdy opadnie pył po wielkie bitwie o Biały Dom, na amerykańskiej lewicy przyjdzie też czas rozliczeń. Już teraz pojawiają się jednak pierwsze poważne głosy szukające winnych w obozie Partii Demokratycznej. Wielu komentatorów wskazuje na winę samego Joe Bidena, inni zwracają uwagę na poważne błędy strategiczne po stronie kampanii Kamali Harris m.in. nieodpowiednią komunikację z wyborcami, czy zbyt silne poleganie na darczyńcach.

Wiele głosów za oceanem wskazuje także na brak zrozumienia wspomnianych nastrojów panujących w amerykańskim społeczeństwie, lecz przede wszystkim oderwanie się od rzeczywistości i problemów wielu Amerykanów, dla których kluczowe okazały się kwestie związane z gospodarką. Partia Demokratyczna zbyt mocno oparła swój przekaz na różnicach rasowych oraz związanych z tożsamością etniczną i przynależnością płciową, oddając jednocześnie znaczne pole Republikanom w sprawach związanych z jakością życia przeciętnego obywatela USA.

Oferta polityczna Partii Republikańskiej i samego Donalda Trumpa okazała się znacznie bardziej atrakcyjna przede wszystkim dla wyborców gorzej sytuwanych, często pochodzących z klasy robotniczej i zrzeszonych w związakach zawodowych, którą od koloru strojów roboczych określa się w USA mianem “niebieskich kołnierzyków”. Wśród Demokratów coraz częściej pojawia się przekonanie, że partia potrzebuje nowego Billa Clintona, który wołał kiedyś “gospodarka, głupcze!”, nie zaś kolejnych ideologów skupiających się na kwestiach kulturowych, w szczególności tematach związanych z gender czy aborcją. Amerykanie patrzą na politykę w ogromnej mierze przez pryzmat własnych portfeli i Donald Trump doskonale oczytał tę prawidłowość zapewniając sobie historyczny powrót do Białego Domu, którego Ameryka nie widziała od czasów prezydenta Grovera Clevelanda.

Media w USA: Spadek wpływu tradycyjnych mediów na zachowania wyborców

Najnowsze artykuły