Najważniejsze informacje dla biznesu

MSZ Norwegii uważa, że USA Trumpa nie muszą oznaczać mniejszego zaangażowania w NATO

Espen Barth Eide, minister spraw zagranicznych Norwegii, w rozmowie z Polską Agencją Prasową (PAP) odniósł się do nadchodzącej kadencji Donalda Trumpa, jako prezydenta USA. Stwierdził, że nie musi ona oznaczać zmniejszenia aktywności Stanów Zjednoczonych w NATO.

PAP: Czy będziemy musieli przebudować konstrukcję bezpieczeństwa europejskiego po wyborach w USA?

Espen Barth Eide: Nie. Na pewno nie. Architektura bezpieczeństwa zbiorowego istnieje nieprzerwanie od 1949 roku. To, co na pewno musimy robić, to nadal utrzymywać, rozwijać, a przede wszystkim wzmacniać to, co już mamy. Jest to zadanie każdego członka NATO.

Jednak Donald Trump mówi, że jest gotowy wyprowadzić swój kraj z Paktu Północnoatlantyckiego.

To prawda, że takie zdanie padło. Prezydent Trump wymagał również, by wszyscy sojusznicy przeznaczali na obronność co najmniej 2 procent swojego PKB. Dziś niemal każdy z nich osiąga poziom wyższy, a niektóre kraje, jak Polska, wydają na bezpieczeństwo jeszcze więcej. W swojej poprzedniej kadencji Donald Trump doceniał wysiłki Jensa Stoltenberga, ówczesnego sekretarza generalnego NATO, by europejscy sojusznicy zwiększyli swoje budżety obronne. Przez cztery lata nie wyprowadził swojego kraju z Sojuszu, choć jego ówczesna wypowiedź w tamtym czasie była dla pozostałych państw problematyczna. Ba! Odchodząc ze stanowiska, zostawił w Europie więcej amerykańskich sił niż w dniu, gdy wprowadzał się do Białego Domu.

Prezydent USA po prostu w ten sposób negocjuje?

Prezydent USA ma niewątpliwie charakterystyczny styl. Fakty jednak są takie, że nie wyprowadził swojego kraju z NATO. Pakt przetrwał, a na koniec poprzedniej kadencji prezydenta Trumpa w Europie było nawet więcej żołnierzy amerykańskich niż na jej początku.

Uważam, że rozumienie zadań NATO w ciągu ostatnich 15 lat, niezależnie od kolejnych administracji po jednej i po drugiej stronie Atlantyku, zmieniło się na korzyść Sojuszu. Udało nam się przywrócić Sojuszowi kierunki, które pierwotnie zostały mu wyznaczone. Ponownie zaczęliśmy się skupiać na bezpieczeństwie północnoatlantyckim i skuteczności artykułu 5. (klauzuli sojuszniczej – PAP). Przez wiele wcześniejszych lat nasza aktywność koncentrowała się na obszarach spoza pierwotnego zaangażowania NATO. Nie znaczy to oczywiście, że nie jesteśmy zainteresowani działalnością w innych kluczowych częściach świata. Wspieramy (te inicjatywy) i będziemy w nich uczestniczyć. Musimy jednak pamiętać, że podstawowym naszym celem była, jest i powinna być obrona. Wracamy do korzeni.

Skoro zaangażowanie amerykańskie w Europie pod koniec poprzedniej kadencji Donalda Trumpa było większe, niż gdy zaczynał swoją prezydenturę, to czy dziś możemy przewidywać, że wsparcie militarne USA dla Ukrainy zostanie również – mimo zapowiedzi – zachowane lub nawet zwiększone?

W przewidywaniu przyszłości nie czuję się najmocniej, zwłaszcza że jest wielu lepszych specjalistów w tym zakresie ode mnie. Jestem politykiem i skupiam się nie na tym, co może się wydarzyć w przyszłości, ale co z tym mogę zrobić. A to, co mamy dziś do zrobienia, to wspólnie i każdy z osobna przekonać nową administrację (USA), że w jej najlepszym interesie leży zakończenie wojny w Ukrainie sprawiedliwym pokojem. Sprawiedliwym, czyli respektującym ukraińską suwerenność i integralność (terytorialną) oraz obowiązujące prawo międzynarodowe. Naszym zadaniem nie jest przewidywanie przyszłości, ale wpływanie na nią.

Jens Stoltenberg, były premier Norwegii i szef NATO, przewiduje jednak, że czekają nas „turbulentne” czasy.

Jens jest wyjątkowo mądry i przenikliwy. Zakończył swoją misję sekretarza generalnego Sojuszu i jest wolnym człowiekiem, dlatego może pozwolić sobie na przewidywania. Powiedzmy to wyraźnie: nie mieliśmy w NATO nigdy sytuacji, by absolutnie wszystko szło płynnie i bez sporów. Między sojusznikami zdarzały się spory, różnice zdań czy nawet konflikty. Prezydent Trump oczywiście należał do tych, którzy wyrażali swoje zdanie wyjątkowo wyraźnie. My też wyciągnęliśmy z tamtej jego kadencji wnioski, gdy straciliśmy wiele czasu na wzajemne poznawanie się, zamiast efektywnie działać. Norwegia i wielu innych członków Sojuszu czuje odpowiedzialność za to, by pozostał on silny i wiarygodny.

Być sojusznikiem to znacznie więcej niż być przyjacielem.

Właśnie tak. Nie chodzi wyłącznie o to, co zapisano w traktatach, bądź liczbę czołgów, pocisków rakietowych czy samolotów, ale też o wspólne zaufanie, zaangażowanie i przekonanie, że jesteśmy razem i chcemy razem pozostać. Będąc sojusznikiem, zobowiązujemy się do podjęcia przez każdego z nas takich działań, na które nie zawsze mamy ochotę.

Za miesiąc Polska przejmuje od Węgier przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej.

Nie mogę się tego doczekać. Z Radkiem Sikorskim znamy się od lat. Obaj byliśmy ministrami obrony, w jednym czasie byliśmy też w swoich rządach ministrami spraw zagranicznych. Norwegia i Polska, szczególnie dzisiejszy rząd w Warszawie i dzisiejszy rząd w Oslo, mają szczególnie zbieżne postrzeganie NATO i bezpieczeństwa atlantyckiego.

Rząd polski, prezentując główne tematy najbliższych sześciu miesięcy, przez wszystkie przypadki odmienia temat bezpieczeństwa.

Choć nie jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, to sposób określania przez nią swoich wytycznych na najbliższe lata ma dla nas kluczowe znaczenie. W Oslo panuje szeroka zgoda, że to, jak Unia poradzi sobie ze wzmocnieniem swojej gospodarki, podniesieniem jej konkurencyjności, czy wszechstronnie rozumianym bezpieczeństwem, jest bardzo ważne. Nie będąc – co prawda – członkiem UE, uczestniczymy we wspólnym unijnym rynku.

Czekamy na nową administrację w Waszyngtonie. Czekamy na nową Komisję Europejską. Wielu spodziewa się wojny celnej Europy z Chinami.

Bez wątpienia to będzie trudna, ważna i pełna wyzwań prezydencja. Ważny jest fakt, że na czele rządu kraju, który będzie ją sprawować, stoi były przewodniczący Rady Unii Europejskiej. To na pewno (dobry) punkt wyjścia. Donald Tusk ma duże osobiste doświadczenie w prowadzeniu (spraw) Unii i doskonale wie, jak funkcjonuje ona od środka. Właśnie dlatego, że znajdujemy się w trudnych czasach, cieszę się, że przez najbliższe pół roku prezydencję sprawować będzie Polska.

Polska Agencja Prasowa / Mieszko Czarnecki / BiznesAlert.pl

Trump uczyni energetykę konwencjonalną znowu wielką

Espen Barth Eide, minister spraw zagranicznych Norwegii, w rozmowie z Polską Agencją Prasową (PAP) odniósł się do nadchodzącej kadencji Donalda Trumpa, jako prezydenta USA. Stwierdził, że nie musi ona oznaczać zmniejszenia aktywności Stanów Zjednoczonych w NATO.

PAP: Czy będziemy musieli przebudować konstrukcję bezpieczeństwa europejskiego po wyborach w USA?

Espen Barth Eide: Nie. Na pewno nie. Architektura bezpieczeństwa zbiorowego istnieje nieprzerwanie od 1949 roku. To, co na pewno musimy robić, to nadal utrzymywać, rozwijać, a przede wszystkim wzmacniać to, co już mamy. Jest to zadanie każdego członka NATO.

Jednak Donald Trump mówi, że jest gotowy wyprowadzić swój kraj z Paktu Północnoatlantyckiego.

To prawda, że takie zdanie padło. Prezydent Trump wymagał również, by wszyscy sojusznicy przeznaczali na obronność co najmniej 2 procent swojego PKB. Dziś niemal każdy z nich osiąga poziom wyższy, a niektóre kraje, jak Polska, wydają na bezpieczeństwo jeszcze więcej. W swojej poprzedniej kadencji Donald Trump doceniał wysiłki Jensa Stoltenberga, ówczesnego sekretarza generalnego NATO, by europejscy sojusznicy zwiększyli swoje budżety obronne. Przez cztery lata nie wyprowadził swojego kraju z Sojuszu, choć jego ówczesna wypowiedź w tamtym czasie była dla pozostałych państw problematyczna. Ba! Odchodząc ze stanowiska, zostawił w Europie więcej amerykańskich sił niż w dniu, gdy wprowadzał się do Białego Domu.

Prezydent USA po prostu w ten sposób negocjuje?

Prezydent USA ma niewątpliwie charakterystyczny styl. Fakty jednak są takie, że nie wyprowadził swojego kraju z NATO. Pakt przetrwał, a na koniec poprzedniej kadencji prezydenta Trumpa w Europie było nawet więcej żołnierzy amerykańskich niż na jej początku.

Uważam, że rozumienie zadań NATO w ciągu ostatnich 15 lat, niezależnie od kolejnych administracji po jednej i po drugiej stronie Atlantyku, zmieniło się na korzyść Sojuszu. Udało nam się przywrócić Sojuszowi kierunki, które pierwotnie zostały mu wyznaczone. Ponownie zaczęliśmy się skupiać na bezpieczeństwie północnoatlantyckim i skuteczności artykułu 5. (klauzuli sojuszniczej – PAP). Przez wiele wcześniejszych lat nasza aktywność koncentrowała się na obszarach spoza pierwotnego zaangażowania NATO. Nie znaczy to oczywiście, że nie jesteśmy zainteresowani działalnością w innych kluczowych częściach świata. Wspieramy (te inicjatywy) i będziemy w nich uczestniczyć. Musimy jednak pamiętać, że podstawowym naszym celem była, jest i powinna być obrona. Wracamy do korzeni.

Skoro zaangażowanie amerykańskie w Europie pod koniec poprzedniej kadencji Donalda Trumpa było większe, niż gdy zaczynał swoją prezydenturę, to czy dziś możemy przewidywać, że wsparcie militarne USA dla Ukrainy zostanie również – mimo zapowiedzi – zachowane lub nawet zwiększone?

W przewidywaniu przyszłości nie czuję się najmocniej, zwłaszcza że jest wielu lepszych specjalistów w tym zakresie ode mnie. Jestem politykiem i skupiam się nie na tym, co może się wydarzyć w przyszłości, ale co z tym mogę zrobić. A to, co mamy dziś do zrobienia, to wspólnie i każdy z osobna przekonać nową administrację (USA), że w jej najlepszym interesie leży zakończenie wojny w Ukrainie sprawiedliwym pokojem. Sprawiedliwym, czyli respektującym ukraińską suwerenność i integralność (terytorialną) oraz obowiązujące prawo międzynarodowe. Naszym zadaniem nie jest przewidywanie przyszłości, ale wpływanie na nią.

Jens Stoltenberg, były premier Norwegii i szef NATO, przewiduje jednak, że czekają nas „turbulentne” czasy.

Jens jest wyjątkowo mądry i przenikliwy. Zakończył swoją misję sekretarza generalnego Sojuszu i jest wolnym człowiekiem, dlatego może pozwolić sobie na przewidywania. Powiedzmy to wyraźnie: nie mieliśmy w NATO nigdy sytuacji, by absolutnie wszystko szło płynnie i bez sporów. Między sojusznikami zdarzały się spory, różnice zdań czy nawet konflikty. Prezydent Trump oczywiście należał do tych, którzy wyrażali swoje zdanie wyjątkowo wyraźnie. My też wyciągnęliśmy z tamtej jego kadencji wnioski, gdy straciliśmy wiele czasu na wzajemne poznawanie się, zamiast efektywnie działać. Norwegia i wielu innych członków Sojuszu czuje odpowiedzialność za to, by pozostał on silny i wiarygodny.

Być sojusznikiem to znacznie więcej niż być przyjacielem.

Właśnie tak. Nie chodzi wyłącznie o to, co zapisano w traktatach, bądź liczbę czołgów, pocisków rakietowych czy samolotów, ale też o wspólne zaufanie, zaangażowanie i przekonanie, że jesteśmy razem i chcemy razem pozostać. Będąc sojusznikiem, zobowiązujemy się do podjęcia przez każdego z nas takich działań, na które nie zawsze mamy ochotę.

Za miesiąc Polska przejmuje od Węgier przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej.

Nie mogę się tego doczekać. Z Radkiem Sikorskim znamy się od lat. Obaj byliśmy ministrami obrony, w jednym czasie byliśmy też w swoich rządach ministrami spraw zagranicznych. Norwegia i Polska, szczególnie dzisiejszy rząd w Warszawie i dzisiejszy rząd w Oslo, mają szczególnie zbieżne postrzeganie NATO i bezpieczeństwa atlantyckiego.

Rząd polski, prezentując główne tematy najbliższych sześciu miesięcy, przez wszystkie przypadki odmienia temat bezpieczeństwa.

Choć nie jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, to sposób określania przez nią swoich wytycznych na najbliższe lata ma dla nas kluczowe znaczenie. W Oslo panuje szeroka zgoda, że to, jak Unia poradzi sobie ze wzmocnieniem swojej gospodarki, podniesieniem jej konkurencyjności, czy wszechstronnie rozumianym bezpieczeństwem, jest bardzo ważne. Nie będąc – co prawda – członkiem UE, uczestniczymy we wspólnym unijnym rynku.

Czekamy na nową administrację w Waszyngtonie. Czekamy na nową Komisję Europejską. Wielu spodziewa się wojny celnej Europy z Chinami.

Bez wątpienia to będzie trudna, ważna i pełna wyzwań prezydencja. Ważny jest fakt, że na czele rządu kraju, który będzie ją sprawować, stoi były przewodniczący Rady Unii Europejskiej. To na pewno (dobry) punkt wyjścia. Donald Tusk ma duże osobiste doświadczenie w prowadzeniu (spraw) Unii i doskonale wie, jak funkcjonuje ona od środka. Właśnie dlatego, że znajdujemy się w trudnych czasach, cieszę się, że przez najbliższe pół roku prezydencję sprawować będzie Polska.

Polska Agencja Prasowa / Mieszko Czarnecki / BiznesAlert.pl

Trump uczyni energetykę konwencjonalną znowu wielką

Najnowsze artykuły