Po publikacji szkicu umowy na temat wymiany energii elektrycznej między Szwajcarią a UE w piątek 13 czerwca szwajcarskie społeczeństwo ma wątpliwości, co do kosztów i formy wdrożenia tej umowy. Społeczna akceptacja takiego kontraktu jest w przypadku Szwajcarii konieczna, bo przyjęcie tej umowy międzynarodowej wiąże się z przeprowadzeniem referendum.
Krytycy skarżą się, że Szwajcaria musiałaby przyjąć wymogi UE bez współdecydowania o infrastrukturze i zasadach polityki energetycznej. Ponadto nie jest jasne, w jaki sposób wpłynie to na obowiązujące umowy dwustronne.
W 2022 roku, gdy pertraktacje z Unią Europejską były jeszcze w toku, eksperci przedstawiali tezy o ewentualnym czterokrotnym wzroście importu, z którego Szwajcaria będzie mogła korzystać, zawierając umowę z UE. Ówcześnie przedstawione scenariusze obecnie stoją pod znakiem zapytania. Tym bardziej, ze Szwajcarią obserwowała dokładnie, co spotkało Norwegię, w której w zeszłym roku gwałtownie wzrosły ceny energii elektrycznej pomimo wysokiej produkcji z elektrowni wodnych.
– Mówi się, że odegrał w tym rolę wysoki eksport do Niemiec. (…) Szwajcaria nie będzie [formalnie] zmuszona do eksportu swoich rezerw energii elektrycznej. Ale jest jednak całkiem możliwe, że producenci energii elektrycznej zwiększają swój eksport ze względu na zysk ze względu na atrakcyjne ceny rynkowe – podaje szwajcarska gazeta Neue Zürcher Zeitung (NZZ).
Istotą umowy w sprawie energii elektrycznej między Bernem a Brukselą jest włączenie Szwajcarii do unijnego rynku wewnętrznego energii elektrycznej w celu zwiększenia bezpieczeństwa dostaw, ułatwienia handlu energią elektryczną i wspierania stabilności sieci.
NZZ / Aleksandra Fedorska