W czasie gdy wzdłuż amerykańskiego wybrzeża rozpoczyna się budowa gazowych terminali eksportowych, w Zatoce Perskiej spadek cen ropy naftowej spowodował, że dostawy LNG zza oceanu stały się nieopłacalne. Tak twierdzi szef Engie Energy North America Zin Smat.
Jego zdaniem koszt transportu gazu w formie skroplonej będzie wynosił ok. 2 dolary za mmbtu plus dodatkowo 3 dolary, które są konieczne dla tego aby dostarczyć surowiec ze Stanów Zjednoczonych do Azji. Gdy różnica pomiędzy cenami LNG w Azji, a cenami gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych wynosi więcej niż 14 dolarów za mmbtu zapewnia to wystarczające dochody. Jednakże na chwilę obecną według danych Bloomberga spread wynosi mniej niż 5 dolarów
Według danych Ośrodka Cedigaz w drugim kwartale tego roku ceny surowca w Azji dalej spadały, ale w tempie niższym od pierwszego kwartału. W pierwszym półroczu 2015 roku średnie ceny spadły o 43,2 procent w Japonii, 36,2 procent w Korei Południowej i 14,2 procent w Chinach.
Ceny w kontraktach długoterminowych w Japonii mają spaść z 9,8 dolarów za mmbtu w październiku do 7,2/mmbtu w grudniu, by osiągnąć średnią 8,5 dolara w ostatnim kwartale tego roku. Cena spotowa ma osiągnąć średnią 7,4 dolarów za mmbtu.
– Nikt tak naprawdę nie zarabia na LNG. Oczywiście my też nie – powiedział Smat w czwartek 24 września podczas zorganizowanej na Uniwersytecie Rice w Huston konferencji poświęconej amerykańskiej energetyce.
Engie jest partnerem projektu terminala Cameron LNG, który jest realizowany w Luizjanie. Ponadto spółka zarządza terminalami importowymi LNG w północno-wschodniej części USA.
Według najnowszych danych World Gas Intelligence (WGI) spotowa cena LNG dla dostaw do Azji spadła w zeszłym tygodniu do 6,8 dolarów podczas gdy w lutym ubiegłego roku wynosiła 19,7 dolara.
Co istotne, zdaniem analityka Forbesa Kennetha Raposa dla Stanów Zjednoczonych konkurowanie z Rosją na europejskim rynku gazu ziemnego jest z góry przegraną bitwą.
Wydobywany w USA surowiec do Europy może zostać dostarczony wyłącznie drogą morską. Obecnie w Stanach budowane są cztery terminale LNG (planowana jest budowa kolejnych pięciu), z czego tylko jeden Corpus Christi podpisał umowę na dostawę surowca do Europy.
Według amerykańskiej Energy Information Administration (EIA), z Corpus Christi do Europy codziennie będzie dostarczane ok. 20 mln m3 gazu (dla porównania do Indii – ponad 50 mln, do Japonii – 62 mln). Tak więc w planach USA eksport surowca do Europy nie znajduje się na pierwszym miejscu.
Amerykańskie firmy mogą wejść na rynek europejski, aby konkurować z Gazpromem, jednakże będą zmuszone wydobywać gaz bliżej Europy. Według Raposa w przeciwnym wypadku strategia wyparcia rosyjskiego koncernu z europejskiego rynku będzie przegraną bitwą.
Zarazem energetyka jest w polityce jednym z punktów spornych, o czym świadczą amerykańskie sankcje wobec Gazpromu, Rosnieftu oraz Lukoilu. Z kolei Rosja zaproponowała Grecji aby ta stała się kluczowym krajem tranzytowym dla gazu dostarczonego przez gazociąg Turkish Stream. Co istotne Ateny niedawno potwierdziły, że Waszyngton złożył im kontrpropozycję.
Zdaniem analityka Forbesa cała ta sytuacja jest ,,politycznym pozerstwem”. Stany Zjednoczone ani teraz ani w najbliższej przyszłości nie staną się dla Europy kluczowym dostawcom surowców energetycznych.
Według oceny EIA, USA staną się eksporterem węglowodorów dopiero w 2021 roku i tylko w przypadku, gdy cena ropy będzie wysoka. Nawet jeśli przez ten czas Gazprom część swojego udział na rynku europejskim to Stany Zjednoczone mimo wszystko staną w obliczu silnej konkurencji ze strony innych producentów.
Jeśli Waszyngton zamierza wepchnąć Rosję do narożnika na jej własnym podwórku, będzie miał dużo pracy i zarazem długą drogę do przebycia – podsumował Kenneth Rapos.