(Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung/Wojciech Jakóbik)
Podczas zeszłotygodniowego szczytu Rady Europejskiej Niemcy znalazły się w ogniu krytyki za obronę współpracy z Rosją przy kontrowersyjnym projekcie Nord Stream 2. Chociaż krytykowały je głównie inne państwa w Unii Europejskiej – Polska, kraje Grupy Wyszehradzkiej, państwa bałtyckie a nawet Włochy – to w samej Republice Federalnej nie brakuje krytyków tego rozwiązania.
– Chcemy zmniejszyć zależność od rosyjskich surowców. Nord Stream 2 jest sprzeczny z tym celem – powiedział Norbert Rottgen przewodniczący komisji ds. zagranicznych gazecie Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung.
Bernd Fabritius z CSU przewodniczący federacji dystrybutorów, powiedział FAS, że Niemcy muszą uwzględnić obawy Polski wobec Nord Stream 2. – Rosja nie odzyskała jeszcze pozycji wiarygodnego partnera, wszyscy powinniśmy promować niezależność od niej w dostawach surowców do Europy – wskazuje polityk.
Premier Włoch Matteo Renzi zdradził, że na szczycie Rady Europejskiej tylko Niemcy i Holandia broniły projektu Nord Stream 2.
Wicekanclerz i minister gospodarki Niemiec Sigmar Gabriel przekonywał, że Rosja spełnia najważniejsze warunki wiarygodnego dostawcy, z bezpieczeństwem dostaw do Europy Wschodniej włącznie. Apelował, by ideologia nie przysłaniała Europejczykom potencjalnych korzyści. – Nord Stream 2 jest w interesie Niemiec i mam w tej sprawie zgodę z kanclerz (Angelą Merkel – przyp. red.) – powiedział Gabriel.
– Najważniejsze, że Rosja utrzyma tranzyt przez Ukrainę po 2019 roku, na wystarczającym poziomie, by zagwarantować bezpieczeństwo dostaw do Europy Wschodniej, a projekt Nord Stream 2 spełni wszelkie normy europejskie i niemieckie – mówił wicekanclerz. Przekonywał, że z jego rozmowy z prezydentem Rosji Władimirem Putinem wynikało, że „strona rosyjska zaakceptowała, że musi poszukać konstruktywnych rozwiązań”.
Innego zdania jest ekspert ds. polityki zagranicznej w partii CSU, Christoph Bergner, który uważa, że Berlin nie powinien dawać Warszawie i innym stolicom powodów do obaw. – Jedność w Unii Europejskiej jest ważniejsza od relacji z Rosją – mówi w rozmowie z FAS.
Konkluzje przyjęte ostatecznie na szczycie Rady Europejskiej z 17-18 grudnia nie wymieniają Nord Stream 2 z nazwy, ale zawierają apel o to, aby „każda nowa infrastruktura była całkowicie zgodna z regulacjami trzeciego pakietu energetycznego i każdą inną adekwatną legislacją Unii Europejskiej, a także celami Unii Energetycznej”.
To złagodzenie w stosunku do wersji ze szkiców i tej promowanej przez Grupę Wyszehradzką. Czechy, Słowacja, Polska i Węgry apelowały o zapis o konkretnych celach: dywersyfikacja źródeł dostaw, zmniejszenie zależności od jednego dostawcy i zapewnienie nieprzerwanych dostaw. O ile to wyliczenie konkretyzowało oczekiwania wobec nowych projektów, to pod hasłem Unii Energetycznej można zmieścić wiele pojęć, z postulatem zmniejszania emisji CO2 poprzez większe zużycie gazu włącznie. Taka interpretacja wręcz faworyzowałaby Nord Stream 2.
Donald Tusk przypomniał, że decyzję podejmie Komisja Europejska. Miesiąc temu zapowiedziała, że dokładnie przyjrzy się projektowi. – Nie będzie ustępstw dla dominujących dostawców, jak Gazprom. Nie mamy zamiaru także nikogo karać za to, że ma dużo gazu – mówił przewodniczący Rady Europejskiej.
Więcej: Nord Stream 2 podzielił Europę