KOMENTARZ
Wojciech Krzyczkowski
WysokieNapiecie.pl
Czy najbardziej wysokoemisyjny europejski przemysł, który najgłośniej protestował przeciwko zaostrzaniu polityki klimatycznej, solidnie się obłowił na systemie ETS? Dodatkowe zyski w latach 2008-2014 w skali EU sięgnęły 8 mld euro – dowodzi najnowszy raportu holenderskiego think-tanku CE Delft. Jednak według branży energochłonnej, rzeczywistość jest trochę inna.
Raport opisuje trzy podstawowe mechanizmy generowania dodatkowych zysków. W drugim okresie rozliczeniowym systemu EU ETS (2008-2012) przemysł wywalczył sobie duże przydziały darmowych uprawnień do emisj. W praktyce okazały się za wysokie. W związku z tym niepotrzebne uprawnienia sprzedawano, generując dodatkowe przychody dla instalacji. Drugi mechanizm korzystał z instrumentów Protokołu z Kyoto (JI/CDM) i konwersji na uprawnienia EUA na korzystnych warunkach w latach 2008-2012. Natomiast darmowe uprawnienia sprzedawano lub „przerzucano” na kolejne lata. Wreszcie dość powszechnie wliczano koszty emisji w ceny, generując większe przychody, podczas gdy uprawnienia były darmowe, a więc i koszty emisji – zerowe.
Na sprzedaży darmowych uprawnień najwięcej zarobiły Hiszpania, w ujęciu procentowym najmniej uprawnień (67 proc.) wykorzystała Szwecja, a potem Irlandia i Hiszpania – odpowiednio 27 i 26 proc. Na drugim końcu były Polska i Słowenia, które sprzedały tylko po 12 proc. przyznanych uprawnień. Jedynym w 19 wziętych pod uwagę w raporcie państw, których przemysł w sumie musiał dokupić uprawnień, była Austria.
Czy zatem groźba ucieczki emisyjnego przemysłu z Unii Europejskiej, słynne „carbon leakage”, okazała się fałszywy, a przemysł znalazł w ETS nowy sposób na biznes? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl