EnergetykaWęgiel. energetyka węglowa

Baca-Pogorzelska: Krupiński jak Kurski?

Kopalnia Krupiński / fot. Wikimedia Commons

KOMENTARZ

Karolina Baca-Pogorzelska

Dziennik Gazeta Prawna

Odnoszę wrażenie, że komunikacja wewnętrzna w partii rządzącej czasami zawodzi. Albo przypomina Radio Erewań. Tyle tylko, że w przypadku decyzji dotyczących górnictwa w obecnej, tragicznej sytuacji branży, to nie jest zbyt zabawne.

Gdy 8 sierpnia zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej podejmował decyzję o zaprzestaniu wydobycia i zamknięciu w 2017 r. kopalni Krupiński, nie robił tego ot, tak sobie i bez konsultacji z właścicielami (ponad 50 proc. udziałów w JSW ma Skarb Państwa). Nie była to też decyzja, którą podjęto w tydzień czy miesiąc, bo o przymiarkach do likwidacji tej kopalni mówi się przynajmniej od dwóch lat. Dlatego zaskoczenie związków zawodowych zaistniałą sytuacją (a może po prostu tym, że ktoś w końcu śmiał podjąć decyzję?) jest słabym teatrem nie wiadomo na czyje potrzeby.

Na tym pewnie zakończyłabym mój komentarz, dodając, że rynek przyjął zapewnienia zarządu bardzo dobrze, bo akcje Jastrzębia w ciągu ostatniego miesiąca zdrożały o ok. 48 proc., ale… No właśnie.

Związkowcy postanowili po raz kolejny odegrać znane wszystkim dobrze przedstawienie, czyli „nie było rozmów o likwidacji kopalni”, „to wyprzedaż narodowego majątku, który trafi w ręce Niemców za bezcen” (kopalnią interesowała się niemiecka firma HMS Bergbau), „nigdy nie pozwolimy zamknąć kopalni” itp. I zdają się nie zauważyć, że koronny argument został im wytrącony z ręki, bo NIKT z ok. 2 tys. załogi Krupiński nie straci pracy, co zawsze działało i fajnie się sprzedawało w mediach. Po pierwsze w JSW od 2011 r., czyli od momentu debiutu na warszawskiej giełdzie, obowiązują dziesięcioletnie gwarancje pracy. Po drugie w przypadku zamknięcia kopalni (czy też jak woli rząd – przeniesieniu nakładów inwestycyjnych na inne zakłady wydobywcze) mamy do czynienia z zapisami ustawy górniczej, dzięki którym górnicy, którym pozostały do emerytury cztery lata lub mniej skorzystają z tzw. urlopów górniczych (płatne 75 proc.), a ci, którym urlopy nie przysługują, będą mogli skorzystać z jednorazowych odpraw pieniężnych. Pozostali z kolei po prostu dostaną pracę w innych kopalniach należących do JSW (Knurów-Szczygłowie, Borynia-Zofiówka-Jastrzębie, Pniówek, Budryk).

Tymczasem związkowcy zaczęli pukać do drzwi najwyższych władz PiS. Sprawa stanęła niemal na ostrzu noża. Jednak rząd, a przede wszystkim resort energii nadzorujący branżę dobrze wie (mam nadzieję), że zmuszenie zarządu JSW do cofnięcia decyzji o likwidacji tej kopalni albo do jej zmiany i wydłużeniu jej funkcjonowania w strukturach JSW byłoby tragiczne w skutkach. Przypomnę, że 29 sierpnia JSW podpisała porozumienie z bankami, na mocy którego będzie mogła spłacać zadłużenie o pięć lat dłużej, niż powinna według zapisów poprzednich umów, a więc do 2025 r. Obligatariusze (a są to również instytucje kontrolowane przez Skarb Państwa) zrezygnowali również z opcji „put” (czyli nie mogą wymagać od JSW wcześniejszego wykupu tych papierów). Warunkiem tak daleko idących ustępstw było zamknięcie przez JSW części Jas-Mosu, a więc ruchu kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie oraz właśnie Krupińskiego. Nie chciałabym widzieć miny władz PKO BP, BGK, PZU i PZU na Życie SA, gdyby okazało się, że decyzja w sprawie Krupińskiego będzie jednak zmieniana.

Przypomina mi to trochę próbę odwołania Jacka Kurskiego ze stanowiska prezesa TVP. Najpierw miła być odwołany, potem miał być odwołany, ale później – okazało się, że ktoś podjął decyzję bez wiedzy „góry”. A mi się jakoś nie chce wierzyć, że resort energii dając JSW zielone światło do zamknięcia Krupińskiego nie ustalił tego odpowiednio wyżej. Zwłaszcza, że PiS przecież szedł do wyborów z hasłem „nie będzie zamykania kopalń”, więc podejmując tak niepopularne decyzje, jak likwidacja zakładu górniczego musi je odpowiednio uzasadnić. I nieważne, że robi jak najbardziej to, co w obecnej sytuacji powinien robić. W końcu u nas rozlicza się z „obietnic wyborczych”, a nie realnych efektów działania. A związkowcy się uparli i np. wymyślili, że kukułcze jajo w postaci kolejnej nierentownej kopalni można by np. podłożyć Tauronowi, który już ratował upadające Brzeszcze.

Mam jednak nadzieję, że w przypadku Krupińskiego mimo wszystko nie będzie jak w przypadku prezesa Kurskiego. I nie z powodu tego drugiego, ale właśnie z powodu tego pierwszego (kopalnia Krupiński przez ostatnią dekadę przyniosła niemal 1 mld zł strat, w tym roku ma to być kolejnych 200 mln zł; niezbędne inwestycje w tym zakładzie – bez gwarancji, że w końcu zacznie zarabiać – to 300 mln zł).


Powiązane artykuły

Kopalnia Węgla Kamiennego Janina. Źródło: Wikimedia

Jest dementi trzęsienia ziemi w Polsce. „To wstrząs górniczy”

Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy (PIG-PIB) opublikował stanowisko w sprawie doniesień o trzęsieniu ziemi, do którego miało dojść 16...
Wojciech Kowalski, członek zarządu Polskiej Spółki Gazownictwa, podczas EKG w Katowicach. Fot. PSG

PSG zainwestuje miliardy złotych w rozwój sieci gazowej

W 2025 roku Polska Spółka Gazownictwa planuje zainwestować w rozwój sieci gazowej ponad 3 miliardy złotych. Około jedna trzecia tej...
Montaż fotowoltaiki na dachu. Fot. Wikimedia Commons

Ręcznikowy potentat na solarnym dopalaczu

Polskie ręczniki frotte będą bardziej ekologiczne. Zwoltex ich producent wybudował na dachu swojego zakładu instalację fotowoltaiczną o mocy 2 MW,...

Udostępnij:

Facebook X X X