– Ostatnie zapowiedzi dotyczące czy to fuzji, czy to wzajemnego wspierania się państwowych firm przypominają mi momentami układanie puzzli przez trzylatka. Sporo w tym chaosu – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Budowa narodowych czempionów w gospodarce to chyba jakiś nasz sport narodowy. A w energetyce – to dopiero jest potencjał! Tamten rząd chciał na przykład łączyć PGE z Energą, co się nie udało, bo proces zablokował UOKiK. Ten chciał (albo nie chciał – wersje ministrów są tu bowiem dość rozbieżne) łączyć Lotos z Orlenem, a może nawet i PGNiG.
Z kolei w górnictwie węgla kamiennego zostało pięć tygodni na zakończenie połączenia Polskiej Grupy Górniczej z Katowickim Holdingiem Węglowym (choć słychać głosy, że koniec marca to naprawdę hurraoptymistyczna wersja). Jak łatwo było przewidzieć – na dopięcie fuzji brakuje pieniędzy. Lekko licząc 400 mln zł (oczywiście tylko na starcie, bo potem na inwestycje w „dużej PGG” potrzeba 3 mld zł). „Rzeczpospolita” napisała, że pieniądze mógłby zainwestować Orlen. Ten sam, który w ubiegłym tygodniu według różnych rządowych przekazów miał być łączony z Lotosem.
Nie wiem tylko, jak Orlen miałby wytłumaczyć akcjonariuszom swoje zaangażowanie w PGG. Oczywiście, główny akcjonariusz, czyli Skarb Państwa, takich wyjaśnień nie potrzebuje. Ale inni? Warto przypomnieć, że paliwowy koncern jest jednak notowany na giełdzie. Po poniedziałkowych doniesieniach „Rz” jego kurs jakoś szczególnie się nie załamał (może dlatego, że na razie to informacje nieoficjalne), ale co by było, gdyby miał być faktycznie zaangażowany w ratowanie górnictwa? Nie wiem. Pewnie jednak będzie się to odbywać pośrednio.
A nawet jeśli pośrednio, to jestem ciekawa, jak wytłumaczy to resort energii Komisji Europejskiej, która prędzej czy później zada nam pytanie o mechanizm inżynierii finansowej Polskiej Grupy Górniczej. Na razie po powstaniu PGG w 2016 r. i dokapitalizowaniu jej przez PGE, Energę, PGNiG Termikę, Węglokoks i TF Silesię (to wszystko podmioty kontrolowane przez państwo) o nic nie pytała. Bo nie był to proces wymagający notyfikacji KE – środki bowiem nie pochodziły bezpośrednio z budżetu państwa (w przeciwieństwie do pieniędzy na likwidację kopalń – dlatego to działanie wymagało notyfikacji). To nie znaczy jednak, że dla Brukseli temat PGG jest tematem zamkniętym. Przeciwnie. Postępowanie wyjaśniające może wszcząć w każdej chwili. A przy procesie łączenia PGG z KHW może mieć ku temu idealną okazję. A jeśli przy okazji zorientuje się, że wyniki finansowe PGG są lepsze dlatego, że spółka obcięła 36 proc. wydatków na inwestycje – może być słabo. Przecież od początku powstania PGG resort energii zapewniał, że środki z dokapitalizowania przez energetykę (bagatela 1,5 mld zł) pójdą właśnie na inwestycje. Tymczasem znowu zostały przejedzone.
Obawiam się, że podobnie będzie z 1,1 mld zł pozwalającymi na sfinalizowanie tej węglowej fuzji. 350 mln zł Enea, 200 mln zł TF Silesia i 150 mln zł Węglokoks – na razie oni zadeklarowali zrzutkę. Brakujące 400 mln zł wyłoży na pewno kolejny państwowy podmiot. Jednak jeśli będzie to Orlen, to znaczy, że po pierwsze – elektroenergetyka tupnęła nogą w myśl zasady, że z pustego i Salomon nie naleje, a po drugie – to ostatnia deska ratunku. Jeszcze niedawno bowiem wiceminister energii, Grzegorz Tobiszowski deklarował, że brakujące pieniądze na dokapitalizowanie fuzji nie będą pochodzić z energetyki.
Jak jednak widać sytuacja jest dynamiczna, scenariuszy wiele, a chętnych do zagrania głównej roli w tym spektaklu – coraz więcej.