Baca-Pogorzelska: Miotła za miotłą w spółkach skarbu

28 listopada 2016, 12:00 Energetyka

KOMENTARZ

Karolina Baca-Pogorzelska

Dziennik Gazeta Prawna

Kiedyś pewnie obudzona w środku nocy potrafiłabym wymienić nazwiska nie tylko prezesów, ale i większości członków zarządów większych spółek Skarbu Państwa. Dzisiaj zaczynam mieć problemy z zapamiętywaniem. I nie jest to moja demencja…

Nie nadążam – to chyba najwłaściwsze określenie. Zmiany za sterami najważniejszych i największych spółek Skarbu Państwa są tak szybkie, że naprawdę ciężko być z nimi na bieżąco. Owszem, porządki „nowej miotły” po przejęciu władzy to sprawa normalna i może nawet tak bardzo mnie nie dziwiła. Ale żeby „nowa miotła” tak szybko zaczynała sprzątać po sobie?

Roszady kadrowe w spółkach Skarbu Państwa nie są jakąś nowością, to oczywiste. Jednak tempo zmian po roku rządów PiS jest naprawdę zadziwiające.

W KGHM Polska Miedź mieliśmy już dwie zmiany prezesa, podobnie w energetycznym Tauronie. W PGE, zmiana szefa zarządu była tylko jedna, ale to wcale nie znaczy, że za chwilę nie będzie kolejnej (kadencja obecnego zarządu kończy się 23 grudnia 2016 r.). W Lotosie utrącono już zarówno „panującego” kilkanaście lat prezesa, jak i jego następcę, który szefował spółce tylko kilka miesięcy.

Żadnej zmiany nie było w Polskiej Grupie Górniczej, ale to chyba tylko dlatego, że powstała 1 maja 2016 r. jako następczyni Kompanii Węglowej (tam zmiana prezesa po wyborach parlamentarnych miała miejsce). Jednak śląskie „wiewiórki” donoszą, że szef PGG może awansować w nowej kadencji do PGE.

Jastrzębska Spółka Węglowa od lutego 2015 r. do grudnia 2016 r. miała aż trzech prezesów i jednego p.o. prezesa, jednak ten wybrany po wyborach, mimo wielu plotek o próbach jego odwołania, na razie cały czas zachowuje stanowisko.

Pytanie, czy śląskim górnictwem nadal będzie rządzić trzech Tomaszów. Obok Tomasza Rogali (PGG) i Tomasza Gawlika (JSW) jest jeszcze Tomasz Cudny, szef Katowickiego Holdingu Węglowego, który zagroził dymisją w przypadku realizacji rządowego planu włączenia KHW do PGG. Na razie jednak sprawa przycichła, bo przed Barbórką resort energii i tak ma wystarczająco dużo na głowie. Zwłaszcza po decyzji Komisji Europejskiej zatwierdzającej 8 mld zł pomocy publicznej na likwidację kopalń w latach 2015-2018. Ta decyzja, mimo iż brzmi jak brzmi, to naprawdę sukces (drogi resorcie energii – powtarzam to bez złośliwości, bo chciałabym, żebyśmy się kiedyś dobrze zrozumieli). Tak naprawdę bez zgody na użycie środków z budżetu państwa na osłony socjalne dla górników (m.in. urlopy górnicze czy jednorazowe odprawy pieniężne), odwadnianie nieczynnych kopalń, by nie zaszkodziły pracującym, czy techniczne koszty likwidacji – musielibyśmy pogodzić się z tym, że cały sektor węgla kamiennego w naszym kraju (no, prawie cały) po prostu by upadł. I można się obrażać na PiS wytykając mu niedotrzymanie obietnic wyborczych („nie będzie likwidacji kopalń” – obiecywali w kampanii w 2015 r.), ale czy to ma sens? Rząd przez rok nie zamknął żadnej kopalni. Teraz może powiedzieć – sorry, próbowaliśmy bronić zakładów wydobywczych, ale jest jak jest. Zjeść ciastko i mieć ciastko nadal nie działa…

Prawdziwym testem dla PiS-u jeśli chodzi o górnictwo będzie w mojej opinii wtorek, 29 listopada. Na ten dzień przypada walne zgromadzenie Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jednym z punktów jest ostateczne potwierdzenie zamknięcia w 2017 r. kopalni Krupiński w Suszcu. Skarb Państwa jest dominującym udziałowcem spółki, więc nie powinno być z tym większych problemów, ale… No właśnie. Minister energii, Krzysztof Tchórzewski nigdy wcześniej nie dał tak jasno do zrozumienia co myśli o przyszłości jakiejś zagrożonej likwidacją kopalni, jak zrobił to w przypadku Krupińskiego. Jeśli decyzja w sprawie likwidacji Krupińskiego zostałaby cofnięta – związkowcy nie pozwoliliby na przeniesienie żadnej innej kopalni do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. A to niewątpliwie oznaczałoby zagrożenie zwrotu pomocy publicznej, którą zatwierdziła nam tydzień temu Bruksela.