Jeszcze nie tak dawno pisaliśmy o węglowej górce i martwiliśmy się coraz większymi zwałami węgla. Dziś sytuacja jest zupełnie odwrotna. Trzeba głośno powiedzieć – brakuje nam węgla – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
32, 32, 32… Polska Grupa Górnicza jak mantrę powtarza tę magiczną liczbę. Chodzi o 32 mln ton węgla. Tyle bowiem w tym roku, a konkretnie „nie mniej niż” mają wydobyć wszystkie kopalnie PGG, wliczając w to przejęte 1 kwietnia zakłady wydobywcze Katowickiego Holdingu Węglowego. Nie wiem, może ja nie umiem liczyć. Albo matematyka jest taką królową nauk, przed którą po prostu trzeba paść na kolana. Ale za nic na świecie nie mogę, po prostu nie mogę doliczyć się tych 32 mln ton. Jeżeli po pięciu miesiącach tego roku kopalnie PGG wydobyły w sumie 10 mln ton (przez pierwsze trzy miesiące było ich mniej – przed przejęciem KHW), czyli o ponad 2 mln ton mniej niż zakładał plan produkcyjny, to jakim cudem chcą zrobić 32 mln ton w 2017 r.? Chyba prawdziwym cudem, bo PGG twierdzi, że w pierwszym półroczu wyprodukowała 14,5 mln ton węgla. To oznaczałoby więc produkcję w samym tylko czerwcu na poziomie ponad 4 mln ton. 200 tys. ton na dobę. Niemożliwe i niewykonalne, nawet biorąc pod uwagę uruchomienie nowych ścian, których łącznie jest dzisiaj więcej niż nawet w momencie przejmowania kopalń Holdingu.
Jeśli PGG wyprodukuje w tym roku 28 mln ton węgla, to i tak będzie lepiej, niż wynika to z moich – owszem, pesymistycznych – obliczeń. Nawet jeśli nie powtórzą „zabawy” z wjechaniem kombajnem w kamień, jak niedawno w Ziemowicie i zakładając, że nigdzie nie będzie żadnych nieplanowanych przestojów (a jak wiadomo w górnictwie to raczej niemożliwe) – nie jestem w stanie uwierzyć w magiczne „32”.
Dodam tylko, że „wiewiórki donoszą” również o kłopotach Taurona Wydobycie, gdzie do osiągnięcia planuj może zabraknąć 2 mln ton węgla. Spółka jednak zapewnia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
W końcu przecież papier jest cierpliwy, tabelki w excelu można skorygować, a plany ostatecznie są po to, by je zmieniać. Czyż nie?
Jeśli jednak przypomnę, że plany importowe Węglokoksu zostały zablokowane po publikacjach „Dziennika Gazety Prawnej” i „Rz”, to mam pytanie – skąd weźmiemy brakujący węgiel? Zwiększająca o kilkaset tysięcy ton produkcję Bogdanka nie pomoże. A Jastrzębska Spółka Węglowa energetyce też nie pomoże – jest bowiem największym w UE producentem węgla koksowego, czyli bazy do produkcji stali. A koncerny energetyczne kontrolowane przez Skarb Państwa mają zakaz importu. Owszem, wymusiły już na Węglokoksie ograniczenie eksportu, ale na przyszły rok. A węgla zabraknie nam jeszcze w tym! Można mieć tylko nadzieję, że zima będzie łagodna, mrozy nie za wielkie, a Polacy nauczą się efektywności energetycznej. A tak zupełnie poważnie – Houston, mamy problem…