Duńska premier Mette Frederiksen ogłosiła przedwczesne wybory parlamentarne. Stało się to pod naciskiem koalicjanta jej partii po wynikach dochodzenia w sprawie skandalu z hodowlą fretek. Wybory mają odbyć się pierwszego listopada. Sondaże pokazują, że żaden z bloków obecnych na duńskiej scenie politycznej nie ma wyraźnej przewagi. Dotychczasowa premier wyraźnie dążyła do pogłębienia regionalnej współpracy energetycznej, chociażby przez realizacją projektu Baltic Pipe. Niepewność polityczna w Danii jest szczególnie niebezpieczna w warunkach obecnego kryzysu energetycznego.
Premier Danii ogłasza przedwczesne wybory do parlamentu
Premier Danii Mette Frederiksen ogłosiła w środę piątego października wybory parlamentarne. Głosowanie ma odbyć się pierwszego listopada – podały duńskie media. Wedle konstytucji Danii, wybory parlamentarne powinny zostać terminowo przeprowadzone dopiero 4 czerwca 2023 roku. Jednak partia Społeczno-Liberalna (Radikale Venstre), parlamentarny sojusznik rządu, zażądała od premier Frederiksen rozpisania przedterminowych wyborów powszechnych. Rozłam jest konsekwencją wyników dochodzenia w sprawie skandalu związanego z hodowlą norek w 2020 roku, który spowodował krytykę dla rządu, w wyniku czego Frederiksen otrzymał oficjalną naganę. Dotychczasowy duński rząd realizował kwestie związane z rozwojem współpracy energetycznej w regionie, czego ukoronowaniem jest m.in gazociąg Baltic Pipe. Niestabilność sceny politycznej w tym kraju jest niebezpieczna w świetle obecnego kryzysu energetycznego i sabotaży infrastruktury gazociągowej.
Symptomy decyzji duńskiej premier widoczne były już wcześniej w postaci reklam delikatnie informujących o takiej możliwości, jak i w jej niektórych wypowiedziach.
– Dania to fantastyczny kraj. Ale czasy są ciężkie – powiedziała premier Frederiksen otwierając komunikat, który podała z rezydencji premiera w Marienborgu na północ od Kopenhagi, potwierdzając powszechne oczekiwania. Odniosła się m.in. do kryzysu energetycznego i wojny na Ukrainie, dając do zrozumienia, że rząd nie uważa terminu wyborów za idealny.
Ostatnie sondaże sugerują, że wybory mogą rozstrzygnąć się na ostrzy noża, z niewielką różnicą między blokiem sprzymierzonych partii lewicowych, tzw. czerwonym, którym przewodzą socjaldemokraci premier Frederiksen, a opozycyjnym blokiem partii prawicowych, tzw. niebieskim. Opublikowany w poniedziałek sondaż opinii publicznej przeprowadzony przez Voxmeter na zlecenie agencji informacyjnej Ritzau dał czerwonemu blokowi 86 ze wszystkich 179 miejsc w duńskim parlamencie. Niebieski blok zdobył 85 miejsc, czyli o jedno mniej.
Z pozostałych ośmiu mandatów cztery miały trafić do nowo utworzonej partii tzw. Moderatów, kierowanej przez byłego premiera Larsa Løkke Rasmussena. Rasmussen nie zadeklarował swojej partii w żadnym z bloków, mówiąc, że wolałby wielką koalicję w centrum. Kierował wcześniej rządem z niebieskiego stronnictwa jako lider swojej poprzedniej partii, liberałów. Ostatnie cztery mandaty przydzielane są przedstawicielom partii z Grenlandii i Wysp Owczych. Podobnie jak w przypadku niedawnych wyborów w Szwecji, los przyszłego duńskiego rządu waży się obecnie w centrum.
The Local.dk/Szymon Borowski
Warrick: Rosjanie mogą próbować sabotażu norweskich platform wydobywczych