icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: Baltic Pipe może stracić Ukrainę

– Na naszych łamach można przeczytać, że Ukraina będzie musiała wrócić do importu gazu z Rosji. Oznacza to potencjalnie mniejszy rynek zbytu dla PGNiG do czasu zakończenia obecnej umowy Ukraińców z Gazpromem. Może mieć także znaczenie dla Baltic Pipe – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Gaz z Rosji wróci nad Dniepr, ale na lepszych warunkach

Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie uznał, że uprawnione są roszczenia Gazpromu odnośnie obowiązku zakupu gazu przez ukraiński Naftogaz na mocy klauzuli take or pay zawartej w kontrakcie z 2009 roku, który ma obowiązywać do końca 2019 roku. Trybunał uznał, że Ukraińcy muszą kupować 5 mld m sześc. rocznie. Kierownictwo Naftogazu uznało ten wynik za korzystny ze względu na to, że arbitraż pozwolił także wywalczyć ceny „poniżej poziomu europejskiego”.

Oznacza to, że do zakończenia kontraktu Polakom będzie trudniej rozwijać sprzedaż gazu ziemnego na Ukrainę, która w 2018 roku według nadziei PGNiG miała nawet podwoić się z miliarda m sześc. zanotowanego w 2017 roku. Warunki obecnego kontraktu nie będą miały natomiast znaczenia dla projektu Baltic Pipe, który ma być gotowy w październiku 2022 roku. Należy jednak liczyć się z możliwością, że Gazprom utrzyma korzystne warunki dla Ukraińców, aby nie stracić ich rynku, a wtedy jego gaz wraz z tym, który będzie pochodził z krajowego wydobycia nad Dnieprem, może stać się konkurencją dla dostaw z Norwegii przez Polskę. Takie sugestie pojawiły się jeszcze podczas panelu polsko-ukraińskiego o dostawach gazu z Forum Energetycznego we Wrocławiu, na którym strona ukraińska deklarowała gotowość do stania się eksporterem gazu do 2020 roku.

Drugi spór

Dla ostatecznego rozrachunku kluczowy będzie wynik drugiego sporu przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie, w którym Naftogaz i Gazprom sądzą się o umowę tranzytową. Jeżeli wynik będzie po myśli Rosjan, być może będą mogli zrezygnować z dostaw przez Ukrainę po 2019 roku, kiedy kończy się kontrakt na przesył przez jej terytorium. Wtedy ktoś, prawdopodobnie firmy europejskie, będzie musiał wtłoczyć gaz w ukraińskie magazyny, aby utrzymać ciśnienie niezbędne do stabilizowania tamtejszej sieci. Być może będą też potrzebne inwestycje w sieć przesyłową. Zmusi to stronę ukraińską do koncesji na rzecz Zachodu, albo ucieczki w ramiona Rosji.

Jeżeli wygrają Ukraińcy, dostawy rosyjskiego gazu przez Ukrainę mogą się utrzymać na określonym, niższym poziomie. Jeżeli zagwarantuje on stabilność gazociągów, będzie możliwe przeprowadzenie ich modernizacji w spokoju, co może zachęcić zachodni kapitał do inwestycji. Interesują się tym już francuskie ENGIE i włoski SNAM. Również PGNiG podpisało umowę o wykorzystaniu magazynów Ukrtransgazu, czyli spółki-córki Naftogazu.

Problem z reformą

Atrakcyjność ukraińskiego rynku gazu nadal obniża spowolnienie reform. Naftogaz poinformował, że nie zamierza oddać kontroli nad magazynami specjalnej spółce Magistralnyje Gazowody Ukrainy, która powstała w celu dokończenia procesu rozdziału właścicielskiego w zgodzie z prawem unijnym, które Ukraińcy wdrażają w ramach zobowiązań Wspólnoty Energetycznej. Naftogaz argumentuje to brakiem zainteresowania MGU utrzymaniem sieci przesyłowej gazu (GTS).

Przekazanie tam „toksycznych” aktywów może doprowadzić do ich zbycia i „katastrofalnych skutków” dla Ukrainy. Natomiast dotowany Naftogaz będzie utrzymywał infrastrukturę nawet ze stratą. Nie wiadomo jednak czy zdoła pozyskać środki na modernizację, jeśli nie będzie reformował sektora gazowego zgodnie z wolą pożyczkodawców z Komisji Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Premier Ukrainy Wołodymyr Hrojsman wykluczył także możliwość uwolnienia cen gazu dla gospodarstw domowych w zgodzie z wymogami Wspólnoty Energetycznej. Oznacza to, że nie zamierza realizować reformy gazowej i wybiera samotną drogę.

Być może Ukraińcy zdołają sfinansować modernizację samodzielnie, jeżeli wygrają w Sztokholmie, rozwiną eksport i zarobią na nim na tyle, aby zmodernizować GTS. Jest to jednak ryzykowna gra, jeżeli wziąć pod uwagę utrzymującą się okupację Krymu i działania zbrojne na wschodzie kraju. Jedna iskra na Wschodzie może zawalić samotną reformę gazową. Ta perspektywa nie skusi zachodnich inwestorów. Samotna gra Kijowa zwiększa ryzyko.

Jakóbik: Od rozstrzygnięcia na Ukrainie zależy polska polityka wschodnia w gazie

– Na naszych łamach można przeczytać, że Ukraina będzie musiała wrócić do importu gazu z Rosji. Oznacza to potencjalnie mniejszy rynek zbytu dla PGNiG do czasu zakończenia obecnej umowy Ukraińców z Gazpromem. Może mieć także znaczenie dla Baltic Pipe – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Gaz z Rosji wróci nad Dniepr, ale na lepszych warunkach

Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie uznał, że uprawnione są roszczenia Gazpromu odnośnie obowiązku zakupu gazu przez ukraiński Naftogaz na mocy klauzuli take or pay zawartej w kontrakcie z 2009 roku, który ma obowiązywać do końca 2019 roku. Trybunał uznał, że Ukraińcy muszą kupować 5 mld m sześc. rocznie. Kierownictwo Naftogazu uznało ten wynik za korzystny ze względu na to, że arbitraż pozwolił także wywalczyć ceny „poniżej poziomu europejskiego”.

Oznacza to, że do zakończenia kontraktu Polakom będzie trudniej rozwijać sprzedaż gazu ziemnego na Ukrainę, która w 2018 roku według nadziei PGNiG miała nawet podwoić się z miliarda m sześc. zanotowanego w 2017 roku. Warunki obecnego kontraktu nie będą miały natomiast znaczenia dla projektu Baltic Pipe, który ma być gotowy w październiku 2022 roku. Należy jednak liczyć się z możliwością, że Gazprom utrzyma korzystne warunki dla Ukraińców, aby nie stracić ich rynku, a wtedy jego gaz wraz z tym, który będzie pochodził z krajowego wydobycia nad Dnieprem, może stać się konkurencją dla dostaw z Norwegii przez Polskę. Takie sugestie pojawiły się jeszcze podczas panelu polsko-ukraińskiego o dostawach gazu z Forum Energetycznego we Wrocławiu, na którym strona ukraińska deklarowała gotowość do stania się eksporterem gazu do 2020 roku.

Drugi spór

Dla ostatecznego rozrachunku kluczowy będzie wynik drugiego sporu przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie, w którym Naftogaz i Gazprom sądzą się o umowę tranzytową. Jeżeli wynik będzie po myśli Rosjan, być może będą mogli zrezygnować z dostaw przez Ukrainę po 2019 roku, kiedy kończy się kontrakt na przesył przez jej terytorium. Wtedy ktoś, prawdopodobnie firmy europejskie, będzie musiał wtłoczyć gaz w ukraińskie magazyny, aby utrzymać ciśnienie niezbędne do stabilizowania tamtejszej sieci. Być może będą też potrzebne inwestycje w sieć przesyłową. Zmusi to stronę ukraińską do koncesji na rzecz Zachodu, albo ucieczki w ramiona Rosji.

Jeżeli wygrają Ukraińcy, dostawy rosyjskiego gazu przez Ukrainę mogą się utrzymać na określonym, niższym poziomie. Jeżeli zagwarantuje on stabilność gazociągów, będzie możliwe przeprowadzenie ich modernizacji w spokoju, co może zachęcić zachodni kapitał do inwestycji. Interesują się tym już francuskie ENGIE i włoski SNAM. Również PGNiG podpisało umowę o wykorzystaniu magazynów Ukrtransgazu, czyli spółki-córki Naftogazu.

Problem z reformą

Atrakcyjność ukraińskiego rynku gazu nadal obniża spowolnienie reform. Naftogaz poinformował, że nie zamierza oddać kontroli nad magazynami specjalnej spółce Magistralnyje Gazowody Ukrainy, która powstała w celu dokończenia procesu rozdziału właścicielskiego w zgodzie z prawem unijnym, które Ukraińcy wdrażają w ramach zobowiązań Wspólnoty Energetycznej. Naftogaz argumentuje to brakiem zainteresowania MGU utrzymaniem sieci przesyłowej gazu (GTS).

Przekazanie tam „toksycznych” aktywów może doprowadzić do ich zbycia i „katastrofalnych skutków” dla Ukrainy. Natomiast dotowany Naftogaz będzie utrzymywał infrastrukturę nawet ze stratą. Nie wiadomo jednak czy zdoła pozyskać środki na modernizację, jeśli nie będzie reformował sektora gazowego zgodnie z wolą pożyczkodawców z Komisji Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Premier Ukrainy Wołodymyr Hrojsman wykluczył także możliwość uwolnienia cen gazu dla gospodarstw domowych w zgodzie z wymogami Wspólnoty Energetycznej. Oznacza to, że nie zamierza realizować reformy gazowej i wybiera samotną drogę.

Być może Ukraińcy zdołają sfinansować modernizację samodzielnie, jeżeli wygrają w Sztokholmie, rozwiną eksport i zarobią na nim na tyle, aby zmodernizować GTS. Jest to jednak ryzykowna gra, jeżeli wziąć pod uwagę utrzymującą się okupację Krymu i działania zbrojne na wschodzie kraju. Jedna iskra na Wschodzie może zawalić samotną reformę gazową. Ta perspektywa nie skusi zachodnich inwestorów. Samotna gra Kijowa zwiększa ryzyko.

Jakóbik: Od rozstrzygnięcia na Ukrainie zależy polska polityka wschodnia w gazie

Najnowsze artykuły