Białoruscy eksperci zastanawiają się, dlaczego Białoruś nie skorzysta z międzynarodowego arbitrażu w celu uregulowania sporu o ceny gazu. Mogłaby to zrobić za przykładem polskiego PGNiG.
Białoruś nie pójdzie śladem PGNiG?
Według Tetiany Maneok powodów nieskorzystania z pośrednictwa międzynarodowego sądu jest kilka. Najważniejszy to brak realnej alternatywy dostaw gazu spoza Rosji. Po oddaniu Gazpromowi pełnej kontroli nad białoruskimi gazociągami w 2011 roku, możliwości dywersyfikacji dostaw nierosyjskiego gazu są iluzoryczne. Gazprom nie wyrazi zgody na wykorzystanie swojej infrastruktury do sprowadzania obcego gazu na rynek w pełni zależny od jego dostaw.
Dodatkowo problemem może okazać się formuła umowy pomiędzy Białorusią a Rosją, która oparta jest na politycznych relacjach, a nie wolnorynkowych zasadach. Trzecim powodem impasu jest dotychczasowa cena gazu dostarczanego przez Gazprom. Pierwszy raz we współczesnej historii zdarza się, że cena gazu dla odbiorców zachodnich jest niższa niż dla Białorusi. Wynika to z nadzwyczajnej sytuacji na rynku, której długość trudno przewidzieć.
Jeszcze rok temu Białoruś, płacąc 127 dolarów za tys. m sześc. znajdowała się w czołówce państw nabywających gaz za najniższą kwotę. Przywołując przykład sporu PGNiG z Gazpromem, autorka zauważa, że każda ze stron w ramach kontraktu miała prawo do weryfikacji ceny co trzy lata. W formule kontraktowej Białorusi i Rosji prawdopodobnie nie znajduje się podobny zapis, co oznacza, że nie ma podstawy do wszczęcia arbitrażu.
UDF.by/Mariusz Marszałkowski