Bryc: Amerykańskie sankcje wobec Rosji mogą być próbą sił między USA a Europą (ROZMOWA)

1 sierpnia 2017, 07:30 Bezpieczeństwo

W rozmowie z portalem BiznesAler.pl dr Agnieszka Bryc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu mówi o możliwej decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa o rozszerzeniu sankcji na Rosję, które dotkną m.in. projekt gazociągu Nord Stream 2. Jej zdaniem jest mało prawdopodobne, aby amerykański przywódca zawetował ustawę.

Donald Trump i Władimir Putin
Prezydenci Rosji i USA spotkali się w czasie szczytu G20 (fot. Kremlin.ru)

BiznesAlert.pl: Czy zapowiadane rozszerzenie przez Stany Zjednoczone sankcji na Rosję bez wcześniejszej koordynacji z Unią Europejską można uznać za rysę na stosunkach między Brukselą a Waszyngtonem?

Dr Agnieszka Bryc: Mamy do czynienia ze starciem interesów handlowych Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Rosja jest bardzo dobrym pretekstem do tego, aby Amerykanie mogli wejść na europejskie rynki z LNG. Sankcje mogą pomóc Amerykanom w zmniejszeniu konkurencji w postaci Rosji. Ponadto na ich wprowadzeniu ucierpią duże firmy energetyczne w Europie.

Czy wobec tego można zaryzykować stwierdzenie, że zapowiadane przez Amerykanów sankcje są elementem polityki Donalda Trumpa, który chce odbudować pozycję gospodarczą USA?

Stany Zjednoczone starają się wszędzie szukać możliwości biznesowych. Jednak Donald Trump ma dzisiaj duży kłopot. Sankcje nie są jego inicjatywą tylko Senatu i Kongresu. Wkrótce będzie musiał postanowić, czy wprowadzi nowe sankcje. Czekamy, jaką decyzję podejmie.

Wobec tego jakiej decyzji możemy się spodziewać?

Trump jest w pewien sposób rozdarty. Z jednej strony serce podpowiada mu, aby zawetować ustawę, gdyż zależy mu na polepszeniu politycznych, ale również biznesowych relacji z Rosją. Z drugiej strony byłoby to jego pierwsze weto i to w dodatku prorosyjskie, które udowodniłoby, że jest uległy wobec Putina. Oznaczałoby, że sprzeciwił się swojej partii i elektoratowi oraz ułatwił współpracę z Rosjanami. Wydaje się, że amerykański prezydent nie ma innego wyjścia jak podpisać ustawę i jej nie wetować. Nawet widać to po reakcji Moskwy, która zapowiedziała wydalenie ponad połowy obsady amerykańskich placówek dyplomatycznych w Rosji, zrównując ich ilość z personelem dyplomatycznym Rosji w USA.

Stany Zjednoczone jednostronnie wystąpiły z inicjatywą rozszerzenia sankcji względem Rosji, powodując nerwową reakcję ze strony Unii Europejskiej. Czy w sytuacji kiedy temat sankcji tworzy podziały wewnątrz samej Unii, paradoksalnie może się okazać, że to Rosja skorzysta na napięciu między Brukselą a Waszyngtonem?

Gdy Unia Europejska jest coraz mocniej podzielona wewnętrznie, a relacje z Zachodem są coraz bardziej napięte, to pod względem geopolitycznym zawsze zyskuje Rosja. Wówczas Unia jest słabsza, mniej jednorodna w swoim stanowisku. Również Zachód jest wtedy mocno osłabiony. Zawsze można próbować coś negocjować. Sami Rosjanie mają o tyle duży kłopot, że z jednej strony mówią o tym, że ich gospodarka wychodzi z kryzysu i notuje coraz lepsze wyniki, ale z drugiej strony tamtejsi ekonomiści przyznają, że świat rozwija się szybciej niż Rosja. W ujęciu relatywnym cofa się ona w rozwoju gospodarczym, a obciążenie sankcjami nie poprawi tej sytuacji. Dlatego w interesie Rosji leży osłabianie jedności Zachodu.

Unia Europejska zapowiedziała jednak, że jest w stanie odpowiedzieć Amerykanom na ich jednostronne działania w kwestii sankcji. Na ile jest to realny scenariusz?

Wojny handlowe między Europą a Stanami Zjednoczonymi były, są i będą. Niejedna z nich kończyła się na forum Światowej Organizacji Handlu. Myślę, że w tym przypadku mamy do czynienia bardziej z kontekstem biznesowym i handlowym, a nie stricte geopolitycznym. Reakcja Brukseli mogłaby dotyczyć np. kwestii celnych czy utrudnień w handlu.

Może należy traktować zapowiedzi Brukseli jako próbę sił?

Bardzo możliwe. Ostatnio w dość ostentacyjny sposób Donald Trump pouczał Europę. Myślę, że Europejczycy, którzy są bardziej wyrafinowani w swojej polityce, nie mogą pozwolić na tego rodzaju działania. Chodzi przede wszystkim o realne interesy biznesowe, ale też o pokaz siły. Europa być może chce pokazać, że nie jest taka słaba. Mamy do czynienia ze zderzeniem realnych interesów biznesowych. Być może jest tak, że Unia Europejska chce odzyskać twarz silnego ośrodka polityczno-handlowego.

Sankcjami mógłby zostać objęty forsowany przez Rosjan gazociąg Nord Stream 2. W jaki sposób nowe ograniczenia wpłynęłyby na realizację wspomnianego projektu?

Prawdopodobnie wpłynęłyby one na jego opóźnienie. Utrudnienia wiązałyby się również ze współpracą z samą Rosją. Ponadto Amerykanie mogą także wywierać nieformalną presję. Mogą również w pewien sposób przymuszać państwa europejskie do tego, aby tamtejsze spółki ograniczyły handel z Rosjanami. Powiedzmy szczerze, sfery biznesu i polityki przenikają się wzajemnie. Przy czym biznes nie jest tak słaby, aby nie dać sobie rady z politykami. Moim zdaniem budowa Nord Stream 2 jest przesądzona, ale dzięki sankcjom projekt ten może zostać wydłużony w czasie.

Być może jest też tak, że pod hasłem sankcji Amerykanie chcą zapewnić dostawy gazu na europejski rynek, na którym dotychczas pozycję monopolisty pełni rosyjski Gazprom.

Obecna sytuacja związana z sankcjami może być elementem szerszej kampanii i ścierania się interesów handlowych. Europa wie, że ma dostawców surowców energetycznych, a Amerykanie chcą na siłę dostarczyć swój gaz. W pewien sposób Nord Stream 2 jest dla nich konkurencyjny. Rosja jest dużym i pewnym dostawcą gazu do Europy. Sankcje utrudnią handel błękitnym paliwem, a w tym czasie Amerykanie mogą proponować swoje usługi i dostawy LNG. Zauważmy, że nie przez przypadek w trakcie wizyty w Warszawie Donald Trump powiedział, że w każdej chwili Stany Zjednoczone są w stanie dostarczać gaz Polsce, ale także innym partnerom.

Rozmawiał Piotr Stępiński