Podpisanie porozumienia w sprawie Nord Stream 2 jest poważnym błędem europejskich partnerów – ocenia były dyplomata amerykański, dyrektor Międzynarodowego Centrum Studiów Obronnych Matthew Bryza.
Projekt Nord Stream 2 zakłada budowę dwóch nitek morskiego gazociągu o przepustowości 55 mld m3 rocznie z Rosji do Niemiec. Za budowę magistrali będzie odpowiadała spółka New European Pipeline AG przemianowana na Nord Stream 2. Udziały w niej posiadają: Gazprom – 51 procent, E.On – 10 procent, BASF/Wintershall – 10 procent, Shell – 10 procent, OMV – 10 procent oraz Engie – 9 procent.
– To całkowicie niewłaściwy sygnał dla Rosji, ponieważ wielu ekspertów obawia się, że teraz prezydent Władimir Putin wierzy, że nie ma innego wyjścia niż brnąć dalej w awanturę na Ukrainie. Poprzez pokazanie mu szansy na zniesienie sankcji UE i pogłębienie współpracy gospodarczej, wraz z podpisaniem umowy o Nord Stream, podważane jest najważniejsze narzędzie nacisku Zachodu na Putina, które przekonywało go, że koszty agresywnej polityki na Ukrainie przewyższają korzyści – ostrzega ekspert. Jego zdaniem zgoda na Nord Stream oznacza, że Rosja nie musi obawiać się konsekwencji gospodarczych swojej polityki na Ukrainie, gdzie zajęła nielegalnie Krym i część Donbasu.
– Nord Stream to częściowo desperacki krok prezydenta Putina, który ma dać chwilę oddechu geopolitycznego od nacisku Zachodu i utrzymanie części rynku w Europie w sytuacji gdy rośnie konkurencja ze strony gazu skroplonego – ocenia Bryza. W tym kontekście wymienia perspektywę dostaw z USA, Bliskiego Wschodu i Afryki, a także z nowych złóż na Morzu Śródziemnym.
– Rosja musi walczyć o utrzymanie udziału na rynku i myślę, że o to właśnie chodziło (w projekcie Nord Stream 2 – przyp. red).
