– Wartość Arktyki leży w jej bogactwach naturalnych: ropie naftowej i gazie, oraz w obecnych tam szlakach komunikacji morskiej. Dla niektórych państw stanowi też priorytet w kwestii ich bezpieczeństwa – mówi ekspert w dziedzinie prawa morza, kmdr dr hab. Dariusz Bugajski z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jaka jest wartość Arktyki dla państw regionu?
Dariusz Bugajski: Możemy to uporządkować biorąc pod uwagę trzy kwestie. Przede wszystkim o międzynarodowej wartości Arktyki decydują surowce. Szacuje się, że około 30 procent światowych rezerw gazu znajduje się za północnym kołem podbiegunowym. Należy jednak pamiętać, że 20 procent tego gazu jest jeszcze niemożliwe do wydobycia, biorąc pod uwagę technikę wydobycia. Dodatkowo znajduje się tam około 13 procent światowej ropy naftowej. To są ogromne wartości, choć znaczna część szacowanych zasobów znajduje się pod dnem Oceanu Arktycznego i wymaga wydobycia offshore. Do tego dochodzą inne surowce, jak choćby ruda żelaza, wydobywana przez Kanadyjczyków. Ponadto mogą się tam znajdować metale kolorowe, uran i diamenty, które staną się z czasem możliwe do eksploatacji. O wartości Arktyki decyduje również komunikacja, czyli nowe szlaki morskie, które otwierają się w związku ze zmianami klimatycznymi i topnieniem lodu, który dotychczas je blokował. Wreszcie Daleka Północ jest istotna dla państw ze względu na kwestie obronności i bezpieczeństwa. W przypadku Rosji Ocean Arktyczny traktowany jest jako jej miękkie podbrzusze, ułatwiający potencjalnym wrogom dostęp do jej terytoriów, które są słabo skomunikowane z resztą kraju i trudne do obrony. Czyli przede wszystkim wartość Arktyki leży w jej bogactwach naturalnych – ropie naftowej i gazie, oraz w obecnych tam szlakach komunikacji morskiej. Dla niektórych państw stanowi też priorytet w kwestii ich bezpieczeństwa.
Status podziału Arktyki nie jest obecnie jasny. Które z państw konkurują ze sobą w odniesieniu do delimitacji regionu? Jakie mogą wyciągnąć z tego korzyści?
Mamy coś takiego jak Arktyczną Piątkę, czyli państwa, które posiadają terytoria bezpośrednio w Arktyce. Są to Stany Zjednoczone – mowa tu o Alasce, Kanada, Dania – dzięki Grenlandii, Norwegia – dzięki Svalbardowi i wyspie Jan Mayen, no i oczywiście Rosja, która posiada bardzo długie wybrzeże za kołem podbiegunowym. Między tymi państwami istniało do niedawna kilka sporów terytorialnych. W 2010 roku został zażegnany spór o Morze Barentsa toczący się między Rosją a Norwegią. Powiązany był z kwestiami dużych złóż ropy i gazu na tym akwenie. Jednak ostatnio, prawdopodobnie w związku z norweskim stanowiskiem wobec wojny na Ukrainie, Rosjanie zaczęli nieoficjalnie podnosić kwestię wypowiedzenia tego porozumienia, grożąc Norwegii. Mamy też rozstrzygnięty w tym roku spór między Kanadą a Danią o maleńką Wyspę Hans. Są też konflikty, które do dziś nie zostały rozwiązane, jak choćby ten między Kanadą i USA o delimitację wyłącznej strefy ekonomicznej na Morzu Beauforta. I oczywiście najciekawszy temat, czyli spór dotyczący obszarów dna morskiego znajdujących się na dalekiej północy.
Pozwoli Pan, że najpierw coś wyjaśnię. Państwo obejmuje swoimi granicami morze terytorialne, rozciągające się 12 mil morskich od wybrzeża, gdzie posiada pełną jurysdykcję. Dalej rozciągają się obszary międzynarodowe, czyli wyłączna strefa ekonomiczna, którą każdy kraj może ustanowić na odległość do 200 mil morskich od swojej linii brzegowej. Choć nie stanowi ona jego terytorium, to państwo nadbrzeżne ma wyłączne prawa do eksploatowania znajdujących się w jej obrębie zasobów. Jeżeli dochodzi do nakładania się roszczeń dwóch państw odnośnie ustalenia takiej strefy, wtedy zachodzi konieczność wypracowania porozumienia. Arktyka jest akurat na tyle duża, że na ogół zdarza się to dość rzadko i wyłączną strefę ekonomiczną da się ustanowić jednostronnie. Na Dalekiej Północy największe kontrowersje budzą jednak jeszcze dalsze roszczenia delimitacyjne, związane z instytucją zewnętrznego szelfu kontynentalnego. Pod pojęciem tym rozumiemy dno mórz i oceanów, które znajduje się na zewnątrz od 200-milowej wyłącznej strefy ekonomicznej. W przypadku potwierdzenia roszczeń do tego obszaru, wyłącznie państwo nadbrzeżne może prowadzić w jego obrębie wydobycie wszystkich dostępnych zasobów. Nie da się ich już jednak ustanowić jednostronnie, a państwo musi przeprowadzić badania, aby udowodnić, że dana struktura dna morskiego, np. podmorski grzbiet, ma związek geologiczny z lądem, który podlega jego suwerenności.
To właśnie usiłują zrobić Rosjanie odnośnie ogromnego podmorskiego Grzbietu Łomonosowa, rozciągającego się między Azją i Ameryką Północną. Swoje roszczenia wysunęli również Duńczycy i Kanadyjczycy. Zrobili to też Norwegowie od strony archipelagu Svalbard. Jedynym wyjątkiem są Amerykanie, którzy w tym przypadku są pokrzywdzeni zarówno geograficznie jak i politycznie. Po pierwsze Alaska nie sąsiaduje z Grzbietem Łomonosowa. A po drugie USA nie jest stroną konwencji o prawie morza, która jest aktem prawnym umożliwiającym roszczenia w stosunku do szelfu
kontynentalnego. Największe obecnie spory w Arktyce dotyczą właśnie rzeczonego podmorskiego grzbietu, w rejonie którego nakładają się roszczenia trzech największych państw arktycznych. Łącznie Rosja zgłasza roszczenia do 2,1 mln km 2 dna morskiego, Kanada 1,2 mln km 2 a Dania do 0,9 mln km 2 (powierzchnia Polski to 0,3 mln km 2 ). Żadne z państw dotychczas nie uzyskało akceptacji swoich roszczeń przez Komisję Granic Szelfu Kontynentalnego przy ONZ. Nikt nie zdołał udowodnić, czy Grzbiet Łomonosowa jest związany z Azją (Rosja), z Wyspą Ellesmere’a (Kanada) albo Grenlandią (Dania).
Skoro żadne z państw Arktycznej Piątki nie udowodniło do tej pory swoich roszczeń do Grzbietu Łomonosowa, czy istnieje jeszcze miejsce do ekspansji w tym regionie?
Pamiętajmy, że państwa kierują się również emocjami i prestiżem. Są to oczywiście wartości subiektywne i trudne do zmierzenia. Arktyka, podobnie jak badanie kosmosu, daje państwom możliwość budowania tego prestiżu, poprzez występowanie z roszczeniami, które nie napotykają na silny opór konkurentów. Przykładem jest gest Federacji Rosyjskiej związany z umieszczeniem jej flagi państwowej dokładnie na Biegunie Północnym, na dnie Oceanu Arktycznego. Nie ma to oczywiście żadnego znaczenia prawnego czy politycznego, ale ma na pewno przełożenie na prestiż i morale Rosjan. Arktyka jest jednym z najmniej zbadanych obszarów ziemi po dnie oceanów i Antarktydzie. Trudno w to uwierzyć, ale dopiero 150 lat temu odkryto tak wielki kawał lądu jak Ziemia Franciszka Józefa. Każdego roku dowiadujemy się, że tu i ówdzie, a szczególnie na rosyjskim wybrzeżu, odkryty został nowy skrawek lądu. Daleka północ to obszar wciąż w wielu miejscach niezbadany, dziewiczy, i o ogromnych zasobach. Jest to przestrzeń, w której ambicje państw nadbrzeżnych mogą być realizowane.
W kontekście flagi zamieszczonej przez Federację Rosyjską na dnie Oceanu Arktycznego, jak wyglądały dotychczasowe starania Rosjan o uprawomocnienie swoich roszczeń do interesującego ich sektora Arktyki?
Wniosek o ustalenie swojego zewnętrznego szelfu kontynentalnego Federacja Rosyjska złożyła w 2001 roku do Komisji Granic Szelfu Kontynentalnego przy ONZ. Nie został on rozpatrzony pozytywnie. Rosjanie złożyli kolejny wniosek, w sprawie którego postępowanie również nie zostało zakończone. Związane z tym procedury wewnętrzne są długotrwałe i skomplikowane. Z reguły Komisja zarzuca państwom braki w badaniach geologicznych danej struktury dna, na podstawie których występują z roszczeniami. Rosjanie próbują umocnić swoje żądania przez różne gesty, jak choćby wspomniana flaga, ale nie mają one żadnej mocy prawnej. Robią to również poprzez rozwój swojej obecności wojskowej na obszarach arktycznych. Posiadają tam system punktów bazowania wzdłuż całego północnego wybrzeża Azji. Prowadzą też aktywną politykę werbalną jeśli chodzi o Arktykę, czyli wyrażają publicznie swoje nowe, ambitne plany i projekty rozwoju regionu. Realnie starają się też rozwinąć żeglugę wzdłuż Północnej Drogi Morskiej.
Wspominał Pan parokrotnie o Północnej Drodze Morskiej. Jakie jest międzynarodowe znaczenie tego szlaku?
Niezależnie od tego, czy spowodowane przez człowieka czy nie, ocieplenie klimatu prowadzi do topnienia lodów w Arktyce. Przyczynia się to do stopniowego wydłużania sezonu nawigacyjnego każdego roku. Dzięki temu Północna Droga Morska jest coraz dłużej dostępna i w większym stopniu wykorzystywana. Rosjanie stworzyli system administrowania tym szlakiem, zapewniając podróżującym statkom asystę lodołamaczy. Aktywnie też zachęcają do żeglugi tamtędy. Z punktu widzenia prawa Rosjanie nie powinni jednak oczekiwać zgody na przejście tym szlakiem, co obecnie praktykują. Trochę rosyjski paradoks: zachęcają ale wymagają uzyskania zgody na żeglugę. Mimo to jesteśmy świadkami rosnącego natężenia przewozów Północną Droga Morską. Przykładem są transporty rudy żelaza z Norwegii do Chin, czy też ropy naftowej z północnej Rosji w tym samym kierunku. Pomimo tych starań szlak ten wciąż odgrywa niewielką rolę w światowym handlu morskim. Niektórzy traktują go jako coś konkurencyjnego wobec tras żeglugowych na południe od Azji. W praktyce przewozy Północną Drogą Morską nie przekroczyły jednego procenta całego wolumenu dóbr przechodzącego przez Kanał Sueski. W najbliższych latach Północna Droga Morska nie będzie stanowiła wobec tego kanału konkurencji. Choć należy przyznać, że ta trasa wyraźnie, bo aż o 40 procent, skraca drogę z obszaru północnoatlantyckiego na Daleki Wschód względem południowego szlaku. Należy jednak pamiętać, że dochodzą tutaj koszty lodołamaczy, specjalnej konstrukcji statków i szczególnie przygotowanej załogi, która oczekuje większego wynagrodzenia za pracę w trudnych warunkach. Dlatego prawdopodobieństwo, że będziemy masowo wozić ładunki przez Arktykę, a nie Kanał Sueski, jest w najbliższych latach znikome.
Rozmawiał Szymon Borowski