Może być za późno na poszukiwanie cudownej technologii, która pozwoli spalać węgiel bez emisji CO2. CCS jest nadal w powijakach – pisze Piotr Chmiel, współpracownik BiznesAlert.pl.
W dniu 4 marca 2020 odbyło się spotkanie w Rudzie Śląskiej na którym została zaprezentowana, przez przedstawiciela Departamentu Energii USA Angelosa Kokkinosa, „cudowna” technologia bezemisyjnego spalania węgla – technologia która ma „uratować” węgiel.
Jest to kolejne „wydarzenie” w niekończącym się łańcuchu spotkań w tym temacie. Tak się jakoś składa, że te technologie są ciągle finansowane przez lobby węglowe. Czy nie jest to kolejny listek figowy, który ma zasłonić zmierzch węgla? Podtrzymywanie, od dobrych 13 lat, złudzeń o cudownej technologii ciągle jednak przedłuża zasadność wydobycia węgla. Sama technologia rzeczywiście istnieje, ale jest mało wydajna i nie wiadomo, co robić z wychwyconym CO2 – ciągle pozostaje nie rozwiązanym problemem. Sprawność elektrowni zawodowej (węglowej) spada z 40 do ok. 30 procent, co odpowiada technologii z połowy XX wieku. Sam proces wychwytu wymaga olbrzymich ilości pary co wymaga dużego wydatku energetycznego (stąd spadek o 10 procent). Jest jeszcze drugi element nie bez znaczeni – czas wdrożenia technologii. Przebudowa takiej elektrowni wraz z dobudową technologii wychwytu to są całe miesiące jeśli nie lata. Czy przestój elektrowni np. roku w ogóle można brać pod uwagę? Będzie również problem sieci rurociągów do przesyłu CO2 z elektrowni do ewentualnego „magazynu”. Co dzieje się z wychwyconym CO2 w USA? Jest wtłaczany w pole naftowe poprawiając efektywność wydobycia.
Również ciekawe jest prawodawstwo unijne w tym zakresie. W 2009 roku Parlament Europejski uchwalił Dyrektywę CCS. Jest w niej stwierdzenie, że składowanie CO2 jest jednym z elementów przeciwdziałania zmianom klimatu. Następnie dużo miejsca poświęca bezpieczeństwu funkcjonowania takich magazynów. Natomiast w 2013 roku ukazał się komunikat KE o przyszłości wychwytywania i składowania dwutlenku węgla w Europie. Co ciekawe, KE dopuściła uzasadnienie ekonomiczne takiego przedsięwzięcia przy cenie 30 euro za tonę CO2. Został nawet uruchomiony program NER300 , który finansował prace nad wychwytem dwutlenku węgla. Jednak do dziś nie doczekaliśmy się pierwszej komercyjnej technologii.
Funkcjonowanie komercyjnego CCS spowodowałby również zamieszanie na rynku EU ETS. Tego rodzaju system mógłby współistnieć z ETS, o ile wymagane certyfikaty CCS miałyby równowartość w uprawnieniach do emisji w ramach ETS, które musiałyby zostać na stałe wycofane z rynku (ponieważ wielkość obniżenia emisji dwutlenku węgla poprzez certyfikaty CCS jest znana, możliwa byłaby integracja z systemem ETS poprzez zmniejszenie ilości uprawnień do emisji w ramach ETS o taką samą liczbę).
W 2013 roku UE oczekiwała, że czynnych będzie około 20 pełnoskalowych projektów przemysłowych do roku 2020. Tak się nie stało. Pomimo wysiłków i wsparcia UE, projekty demonstracyjne CCS na skalę komercyjną w UE są opóźnione. Nie wiadomo co z tymi projektami będzie dalej. Opóźnienia wprowadzania technologii CCS, jeśli w ogóle powstaną, prawdopodobnie doprowadzą do zwiększenia kosztów obniżenia emisyjności w elektrowniach węglowych i gazowych w perspektywie długoterminowej, zwłaszcza w przypadku tych państw członkowskich, które są w dużym stopniu uzależnione od paliw kopalnych.
A jak jest w USA? Obiekty eksploatowane tam przed 2016 rokiem kwalifikują się jako zużywające „czysty węgiel”, pod warunkiem że co najmniej 50 procent emisji CO2 jest wychwytywane i sekwestrowane. Wymóg ten zwiększa się do 70 procent dla elektrowni węglowych, których eksploatacja ma się rozpocząć w 2016 lub 2017 roku, a w późniejszych latach wartość ta ma wzrosnąć do 90 procent.
Problem w tym, że czasu już nie ma. Nawet w USA można usłyszeć o osiągnieciu celu (pełnej technologii komercyjnej) do 2026-2027 roku. Jeśli nawet powstałaby taka komercyjna technologia to gdzie w Polsce wtłoczymy CO2? Przecież nie posiadamy pól naftowych. Następnie wymagany byłby proces konsultacji społecznych (nikt przecież nie chce mieszkać w pobliżu takich „magazynów”).
Dalej, musiałaby nastąpić zmiana prawa unijnego o dopuszczeniu takich technologii na obszarze UE. Potem proces legislacji zmieniający funkcjonowanie EU ETS. I na końcu czas budowy instalacji CCS i przebudowy już funkcjonującej elektrowni węglowodorowej. Czy uda się to zrobić chociaż do 2040 roku? Nie należy zapominać o celach UE w zakresie redukcji CO2, efektywności energetycznej czy zwiększania udziału OZE na 2030 i 2040 rok, a także o konsekwencjach ich nieosiągnięcia.