Z pustego rynku i regulator nie naleje. Co dalej z ustawą o cenach energii? (RELACJA)

13 maja 2019, 16:00 Energetyka

Podczas debaty Instytutu Jagiellońskiego rozmawiano m.in. o liberalizacji rynku energii, otwarciu na import energii elektrycznej jako sposobu na ustabilizowanie cen. Pojawił się także temat gazu jako źródła energii.

Instytut Jagielloński zorganizował debatę w ramach projektu "Rynek Opinii”. Tematem ostatniej debaty była m.in. ustawa o cenach energii. Fot. BiznesAlert.pl
Instytut Jagielloński zorganizował debatę w ramach projektu "Rynek Opinii”. Tematem ostatniej debaty była m.in. ustawa o cenach energii. Fot. BiznesAlert.pl

Drzwi wyrwane z zawiasami

Maciej Bando, prezes Urzędu Regulacji Energetyki odniósł się do ustawy o cenach energii z grudnia 2018 roku, mówiąc, o niej, że „są takie drzwi, których otwierać nie można, a one nie dość, że zostały wyrwane to jeszcze z zawiasami”. Jego zdaniem prowadziły one do rynku. – Nie da się już ich znaleźć i ponownie wstawić – komentował. Ustawa o cenach energii, przyjęta przy ogromnym poparciu Sejmu, jest dowodem na niezwykłą skalę populizmu, a jej wprowadzenie to klasyczna kiełbasa wyborcza. Zapomniano, że są organy stojące na straży rynku i ochrony konsumentów. Może to wynikać z niewielkiego zaufania do regulatora. Być może dlatego podjęto decyzję, aby wziąć sprawy w swoje ręce. Jeśli nie byłoby tej ustawy, to interwencję podjęłyby Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, Komisja Nadzoru Finansowego i Urząd Regulacji Energetyki. Takie działania nie oznaczałyby wspomnianego przeze mnie wyważania drzwi, a ceny wzrosłyby w nieznacznym stopniu, w sposób naturalny. Inaczej niż na rynku energii było na rynku gazu. Tu nie wprowadzono podobnej ustawy, jak w przypadku tej dotyczącej cen energii. Ceny surowca poszły w górę, a rachunki stoją w miejscu – mówił Bando.

Prezes URE dodał, że konsument ma prawo powiedzieć, że chce mieć tańszą energię. – Wówczas powinien móc iść do konkurencji, tej jednak po 30 latach już nie ma. Jeśli nie będzie zmian, sektor zanotuje duże straty i nie wiadomo czy będzie nadal istniał. – Konsument nie sprzeciwia się drożejącemu paliwu, a w konsekwencji tej podwyżki zdrożeje chleb – powiedział.

Bando zwrócił uwagę na dane URE, które wskazują, że hurtowa cena energii po odjęciu od niej cen paliwa i kosztów, związanych z uprawnieniami do emisji CO2 jest inna niż gdyby koszty te zostały w niej uwzględnione. – Marże są trzy razy wyższe niż sześć miesięcy wcześniej. Gracze funkcjonujący na rynku to elektrownie, odbiorcy końcowi i spółki obrotu. Gdzieś zaczęła się kumulować potężna suma pieniędzy. Marża wynosiła dotychczas 30 zł za MWh, a w ubiegłym roku już 90 zł. Rodzi się pytanie czy właściciele spółek gdzieś nie kumulują tej różnicy – wyraził swoje wątpliwości przez URE.

– W ubiegłym roku ceny na rynku były podbijane, co naszym zdaniem nosiło znamiona manipulacji rynkiem – powiedział Bando pytany o wniosek, który URE zgłosiło w tej sprawie do prokuratury, ta natomiast wszczęła postępowanie. – To pierwszy taki przypadek w Polsce. Drugą sprawą jest badanie dotyczące potrojenia marży, które właśnie trwa w URE – dodał.

Rynek czeka w niepewności

Jeden z panelistów, Piotr Kasprzak, prezes Hermes Energy Group powiedział podczas debaty, że według niego z punktu widzenia prawa nic się nie zmieniło, bo nadal nie ma rozporządzeń do ustawy o cenach energii. – Patrzymy na tę sytuację jako swego rodzaju szansę. Rynek zmiótł wszystkich graczy, którzy niewłaściwie zarządzali swoimi spółkami i te firmy, które nie miały rezerw kapitałowych. – Jeśli otworzyliśmy rynek gazu i energii to powinniśmy iść dalej, a ustawa o cenach energii jest krokiem, który rodzi pytania i niepewność – mówił Kasprzak. Dodał, że sytuacja na rynku energii jest bardzo zła. – Z tego co wiem są firmy państwowe rozliczające konsumentów wedle cen z 2019 roku, bez rozporządzeń i są takie, które rozliczają wedle cennika z 2018 roku i czekają na rozporządzenie – podkreślił, przypominając, że ceny gazu wzrosły o 40 procent, a na taryfę przełożyło się to w sposób nieznaczny. Trzeba zaufać URE, bo to ono stoi na straży rynku i równowagi między producentami, sprzedawcami i klientami – przekonywał.

Kolejny uczestnik debaty Instytutu Jagiellońskiego, Marcin Matyka prezes Anderson Tax & Legal, uznał, że najlepiej byłoby, aby ustawy o cenach energii nie było w ogóle. – Jeśli są sztuczne regulacje to później nie wiadomo co z nimi zrobić, tak samo czy działać zgodnie z prawem, czyli w interesie spółki, czy realizować zapisy ustawy. Za niezrealizowanie obu zadań grożą sankcje prawne – ostrzegał. Dodał, że rosnące ceny energii to zjawisko naturalne, a na straży cen, rynku i konkurencji stoi URE. – Ustawa prowadzi nas w inną, nierynkową stronę. Tymczasem, aby zaradzić wysokim cenom energii trzeba stworzyć większą konkurencję. Taka właśnie powinna być odpowiedź na ten problem, jednak konkurencję zabijają regulacje prawne – ubolewał Matyka. Odniósł się także do zastrzeżeń Komisji Europejskiej wobec ustawy o cenach energii, stwierdzając, że zostanie ona znowelizowana. – Skoro ma być nowelizacja to Ministerstwo Energii jest przekonane, że w tej formie nie zostanie zaakceptowana przez Brukselę, a więc będzie potrzebna zmiana, która dotknie także przemysł energochłonny, ale nie jest pewne czy to wystarczy. Taki interwencjonizm nie jest potrzebny. Są argumenty prawne przemawiające za tym, by Komisja Europejska nie dała notyfikacji ustawie, dlatego jestem sceptyczny i uważam, że mimo zapowiedzi Ministerstwa Energii, Komisja Europejska jej nie udzieli – przekonywał.

Kolejny uczestnik dyskusji Artur Musiał, prezes Konerg dodał, że jego firma oferuje ceny na rok 2019. – Wszyscy rynkowi czempioni czekają na rozporządzenia wykonawcze. Spółki Skarbu Państwa powinny wiedzieć co będzie się działo w najbliższym czasie. Ich postępowanie było zaś bardzo różne jeśli chodzi o ich otwarcie na rynek. Sprzedaliśmy w tym okresie bardzo dużo energii. Zanotowaliśmy w ubiegłym roku gwałtowny wzrost cen energii. Teraz sprzedajemy ją po cenie, obowiązującej w 2019 roku. Klienci nabywają energię m.in. na spocie poniżej 300 zł – mówił Musiał. Dodał, że połączenia transgraniczne niwelują wzrost cen energii. – Rok 2018 zakończył się brakiem decyzji w sprawie kontraktu zakupu energii na 2019 rok. Przedsiębiorcy nie godzili się na takie ceny. Później przyszła ustawa o cenach energii, ale ona nie weszła w życie, dlatego firmy musiały znów zmienić podejście i przejść na taryfy rezerwowe. Dzięki temu mieliśmy bardzo wysokie obroty. To, co dzieje się obecnie w kwestii cen energii, nie nosi znamion wolnego i konkurencyjnego rynku. Mamy właściwie do czynienia z rynkiem nierynkowym, skoro jest on w tak ogromnym stopniu ręcznie sterowany – przekonywał Musiał.

Czy w czerwcu można się spodziewać upadłości firm obrotu energią elektryczną?

Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego powiedział podczas debaty, że sprzedaż 55 mln uprawień do emisji CO2 nie pokryje kwoty, które powinny zostać wypłacone zgodnie z ustawą o rekompensatach z grudnia 2018 roku. – Pierwszy raz „sprawdzam” powiemy w czerwcu. Część firm obrotu energią może wówczas upaść. Różne certyfikaty będą względem nich umarzane pod koniec czerwca. 10- 15 procent z nich nie wytwarza energii. Spółki te alarmują, że rekompensaty będą zbyt małe i nie wystarczą, aby pokryć koszty, które wygenerowała ustawa o cenach energii. Będą więc one musiały więc pokryć jej z własnej kieszeni – tłumaczył. Zgodził się z prezesem URE, że marże firm wytwórczych wzrosły o 2 – 2,5 razy.

Roszkowski podkreślił, że o wzroście cen energii było wiadomo od czterech lat. – W Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju jest napisane, że ceny energii mają być dostępne po akceptowanych cenach. Co będzie, jeśli tak się nie stanie? Szybko od tego nie uciekniemy. OZE i import energii to nie są narzędzia, które można szybko wdrożyć. Powstaje pytanie co można zrobić z istniejącą ustawą, jeśli już trzeba ją zmieniać? W taryfie G należy zachować istniejące rekompensaty i zająć się rekompensatami dla przemysłu, a cała reszta powinna zostać uregulowana przez mechanizmy rynkowe – przekonywał. Dodał, że jeśli nic się nie zmieni to w spółkach Skarbu Państwa nastąpi restrukturyzacja przez likwidację. – Jak spółki będą przeznaczać środki na takie cele, jak utrzymanie niskich cen energii, zamiast inwestować w to co powinny, będą ubożeć. Widać to na podstawie kapitalizacji, rentowności i zwiększeniu ich zadłużenia – podkreślił prezes Instytutu Jagiellońskiego.

Roszkowski komentując tzw. „dziki model rynkowy”, gdzie bez żadnej kontroli, swobodnie płynie gaz czy węgiel z Rosji powiedział, że sam import surowców nie jest zły, chyba że się od niego uzależnimy. – Jeśli tworzymy rynek zależny od importu, to wówczas ceny będą rosły, także ze względu na czynniki geopolityczne – mówił. Wspomniał, że podczas swojego spotkania w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, jeden z urzędników zaproponował, by zastąpić nowy blok węglowy w Ostrołęce, źródłami energetyki rozproszonej. Zdaniem Roszkowskiego rada podstawowa dla rynku energii jest jedna – liczyć pieniądze.

Silny regulator to silny rynek, przykładem tej reguły może być Wielka Brytania

Lena Modzelewska z Ambasady Wielkiej Brytanii opowiedziała o wnioskach, płynących z transformacji energetycznej w Wielkiej Brytanii. – Transformacja jest możliwa w ciągu kilkunastu – kilkudziesięciu lat. Produkcja energii z węgla w Wielkiej Brytanii spadła w ciągu ostatnich 30 lat, 10 – krotnie. Żyjemy na jednej planecie musimy dbać o środowisko i czyste powietrze. W Wielkiej Brytanii już w latach 80. odchodzono od bloków węglowych i zaczęto zmierzać w stronę większej dbałości o środowisko. W ciągu ostatnich 30 lat zredukowano emisję CO2 o 40 procent, przy jednoczesnym wzroście PKB o 70 procent. Pokazuje to, że transformacja jest możliwa. Polityka energetyczna powinna być jednak stabilna. Miks energetyczny Wysp składa się w 40 procentach z energii czerpanej z gazu, w 20 procentach z atomu i w 30 procentach z OZE. Łączna moc zainstalowana w OZE to 44 GW, a w latach 90-ych nie było nic . Atom to stały element miksu i jest go w nim 20 procent, tyle samo, ile w latach 90. Na początku lat 2000 Wielka Brytania korzystała z dużych krajowych zasobów gazu, dziś korzysta z nich w 44 procentach, a pozostały wolumen importuje – dodała.

Przypomniała, że Wielka Brytania już teraz ma zainstalowane 8 GW mocy w morskiej energetyce wiatrowej, a do 2030 będzie miała 30 GW, dodając, że sektory niegdyś związane z górnictwem uległy transformacji i zostały przekwalifikowane na offshore. Podkreśliła, że Wielka Brytania stara się być wsparciem dla rządu polskiego i może podzielić się z nim własnymi doświadczeniami transformacyjnymi. Maciej Bando dodał, że regulator brytyjski jest wzorcową instytucją, z której można czerpać przykład jak stać na straży rynku. – Silny regulator to gwarant zdrowego rynku. Jeśli Wielka Brytania wygrywa w procesie transformacji, to pewnie także dzięki silnemu regulatorowi – powiedział.

„Rynek mocy dokarmia monopole”

Kolejny panelista, Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energii Odnawialnej mówił, że w ustawie o cenach energii zapominano o ekonomii. – Polska to jeden z niewielu krajów, gdzie nie ma prognozy cen czy taryf na energię. To często utrudnia inwestycje. Jeśli patrzymy na bezpieczeństwo energetyczne, to import węgla rośnie do 20 mln ton w tym roku. Tworzy się państwowy kartel, a Minister Energii będący regulatorem przejmuje władze nad tym kartelem. Wysokie ceny energii to tylko następstwo tego co działo się w ostatnich latach. Ich wzrost w 2018 roku jest potwierdzeniem, że z renty zacofania pozostało już tylko zacofanie, bo nic nie zrobiliśmy, aby się jej pozbyć. Pojawia się inna renta, renta monopolu. Istnienie państwowego kartelu niszczy rynek, a ustawodawca na to pozwala – ubolewał.

– Dania w latach kryzysu lat 70. wprowadziła podatek węglowy, który stopniowo rósł. Inwestowano wówczas w nowe technologie. Tamtejszy budżet czerpie teraz garściami z energetyki, a nie do niej dopłaca. Nie można więc wprowadzać abonamentowego modelu cen energii. W Polsce pojawiły się jeszcze opłaty mocowe i kogeneracyjne, dlatego też 25 procent kosztów za wytworzenie energii firmy kompensują poprzez opłaty rachunków, a nie z rynku. Rynek mocy jest zbędny i prowadzi do zamrożenia rynku energii. To wielki błąd, ponieważ przeszkadza on konkurencji i w ten sposób dokarmia się monopole – podkreślił Wiśniewski.

Marcin Roszkowski dodał, jednak, że rynek mocy nie oznacza, że w przyszłości będziemy opierać się tylko na mocach węglowych, bo mogą się pojawić także nowe źródła. Maciej Bando podkreślił z kolei, że uruchomienie rynku mocy nie sprostało wymaganiom i konserwuje obecnie funkcjonujący skansen w energetyce oraz przczynia się do dokładania środków na rozwój starych technologii. Przyznał jednak, że z drugiej strony należy zapewnić ciągłość dostaw, a to może stać się właśnie dzięki rynkowi mocy. Jego zdaniem pojawił się on jednak zbyt późno. Według niego atom to jeszcze bardzo odległa historia, ale jest na niego miejsce w miksie energetycznym. – Nie wiem, czy możemy mówić konkretnie o kilku GW, jeśli chodzi o energię nuklearną. W USA są już wydawane koncesje na małe reaktory. Podobnie jest w Rosji w przypadku jednostek pływających – przypomniał.

Ceny energii można obniżyć za pomocą gazu

Piotr Kasprzak odniósł się w trakcie dyskusji do gazu, którego wykorzystanie może jego zdaniem obniżyć ceny energii. – Budowa gazowych bloków kogeneracyjnych trwa 24 miesiące. Mamy połączenie, pozwalające sprowadzać LNG z Niemiec i Rosji, a za chwilę będzie również i Baltic Pipe – mówił. Jego zdaniem w Ostrołęce C można przejść z węgla na gaz. Kończąc dyskusję, Lena Modzelewska powiedziała, że gaz to paliwo przejściowe w drodze do OZE. – Gaz pomaga w transformacji. Zwiększenie jego udziału w miksie energetycznym to dobry pomysł dla Polski. Surowiec ten jest także korzystnym źródłem energii z punktu widzenia ochrony środowiska. Polska nie stanie się liderem w OZE z dnia na dzień, bo trzeba zbilansować system energetyczny. Z kolei w Wielkiej Brytanii postawiono teraz na offshore i fotowoltaikę – podsumowała.