KOMENTARZ
Dominika Ćosić
Niezależna korespondentka z Brukseli
Komisja Europejska, nie po raz pierwszy zresztą, wykazuje się sprzeczną logiką. Z jednej strony bowiem uważa odnawialne źródła energii (OZE) i w ogóle politykę energetyczną za jeden z priorytetów Unii Europejskiej, a z drugiej mnoży regulacje, które mogą spowolnić i utrudnić korzystanie z unijnego wsparcia przy tego typu projektach.
Jeszcze kilka miesięcy temu polscy negocjatorzy z ramienia Parlamentu Europejskiego cieszyli się, że udało się wpisać inwestycje w energetykę w fundusze spójnościowe. Mało tego, na ten cel przeznaczone są bardzo wysokie sumy – w sumie prawie 5 mld euro. Radość okazała się być jednak przedwczesna. Bo choć i redukcja dwutlenku węgla, i alternatywne źródła energii i wreszcie sama polityka energetyczna są celami strategicznymi Unii, to przegrywają one w starciu z biurokracją unijną. Najbardziej niepokojące są punkty, o których pisał kilka dni temu portal WysokieNapiecie.pl – czyli konieczność wpisania dużych, istotnych inwestycji jako projektów podlegających pomocy publicznej. A tu wkraczają żelazne zasady unijnej polityki konkurencji.
Komisja Europejska zachowuje się jak ktoś, kto jedną ręką daje pieniądze, a drugą zabiera. Można zastanowić się nad celowością takiego zachowania. Bardzo prawdopodobne, że jest ono wynikiem systemu powiązanych ze sobą przepisów, mnożących się niczym bakterie i tworzących unijną wieżę Babel. Ale można także postawić przynajmniej pytanie, czy to faktycznie tylko machina eurokratyczna. Pamiętajmy, że zmieniają się przecież zasady wydatkowania funduszy unijnych. Niewykorzystane pieniądze z budżetu unijnego – czyli także polityki spójności – będą wracały z powrotem do Brukseli. I będą trafiać na kolejne projekty. To ten punkt o który zacięte boje toczył Parlament Europejski – by pieniądze niewykorzystane (bo właśnie projektu nie da się odpowiednio zaklasyfikować lub też z powodu błędów proceduralnych trzeba zwrócić pieniądze) wracały z powrotem do unijnej kasy. I z tego finansowane mają być z kolei fundusze stymulujące wzrost zatrudnienia wśród młodych ludzi, zwłaszcza w krajach najbardziej zagrożonych bezrobociem. Czyli głównie chodzi o południe Europy. Do tej pory Polska nie miała zbyt wielu zwrotów funduszy – przyznane nam pieniądze na ogół wykorzystywaliśmy w całości.
Teraz ten korzystny dla nas trend może się niestety zmienić – o ile interwencja minister Bieńkowskiej u komisarza Hahna nie przyniesie skutku. I dodatkowa szkoda, że będzie to kosztem polityki energetycznej.