Czeski koncern energetyczny CEZ ma za sobą najsłabszy rok od kilkunastu lat. Jeśli jednak wierzyć szefowi firmy, ale i analitykom zajmującym się energetyką– gorzej już nie będzie – pisze Aureliusz M. Pędziwol, współpracownik BiznesAlert.pl.
Wręcz przeciwnie, karta się podobno odwraca i bieżący rok będzie lepszy od poprzedniego. – Po raz ósmy staję przed państwem jako szef firmy. Ale po raz pierwszy mogę oznajmić, że oczekujemy wzrost zysku – cytuje dziennik Hospodarzské noviny słowa dyrektora generalnego koncernu Daniela Benesza wypowiedziane podczas prezentacji wyników spółki za 2018 rok.
Ubiegłoroczne wyniki nie wydają się imponujące. Malały zarówno przychody (o niespełna jedną dziesiątą, z 205 na 185 miliardów koron; aby przejść na złote, trzeba podzielić przez sześć), jak i EBITDA, czyli zysk przed opodatkowaniem i odpisami, o osiem procent na niespełna 50 miliardów koron, ale przede wszystkim czysty zysk, który zmalał 19 miliardów koron w 2018 roku do 10,5 miliardów w ubiegłym roku, czyli skurczył się aż o 45 procent.
Tak wielka zmiana była jednak w znacznej części efektem jednorazowych wpływów w 2017 roku, które wyniosły łącznie 7,5 miliardów koron. Sprzedaż akcji węgierskiego koncernu naftowego MOL przyniosła wtedy 4,5 miliardów koron, sprzedaż nieruchomości w Pradze 1,1 miliarda. Zmiana rumuńskiej regulacji zielonych certyfikatów poprawiła bilans CEZ o 800 milionów koron, a dwa porozumienia o odszkodowaniach – kolejne 700 i 400 milionów.
Energia i certyfikaty
W każdym bądź razie ubiegłoroczny zysk to jedynie jedna piąta tego, co CEZ zarobił dziesięć lat temu, kiedy jego zysk wspiął się na 51,9 miliardów koron. Potem już tylko spadał z roku na rok – z wyjątkiem wspomnianego 2017 roku, który dzięki wspomnianym wyżej wpływom nadzwyczajnym był lepszy od 2016. To skutek niemal ciągłego spadku cen prądu na giełdach z 90 euro za MWh w 2008 roku do 20 euro na wiosnę 2016 roku.
Potem nastąpiło odbicie, ceny zaczęły rosnąć do około 58 euro w grudniu ubiegłego roku. I choć w ostatnich tygodniach oscylują wokół poziomu o dziesięć euro niższego, to jednak menedżerowie CEZ mają podstawy oczekiwać, że znów zaczną rosnąć. Bo przyczyną wzrostu cen elektryczności z ostatnich trzech lat są przede wszystkim drożejące certyfikaty emisyjne. Od lata 2017 roku do lata roku ubiegłego ich cena wzrosła niemal pięciokrotnie.
Optymizm i wątpliwości
Dlatego szef koncernu Daniel Benesz ma prawo mieć powody do optymizmu, który wyraża się w oczekiwaniu, że EBITDA wzrośnie w tym roku do 57-59 miliardów koron, a czysty zysk do 17-19 miliardów koron, czyli – o ile osiągnie górną granicę oczekiwań – do poziomu sprzed dwóch lat.
Tym bardziej, że CEZ chce temu dopomóc. Benesz deklaruje, że koncern zamierza w tym roku zwiększyć produkcję prądu o osiem procent do 68 TWh, z czego niemal połowę – 31 TWh – ma wyprodukować w bezemisyjnych blokach nuklearnych. Ponadto koncern skupuje parki wiatrowe w Niemczech i Francji, zarówno gotowe, jak i rozpoczęte projekty, które zamierza dokończyć. Te, które już teraz znajdują się w portfelu firmy, będą dysponować mocą niemal 400 MW.
Koncern myśli też o oszczędnościach. Jego dyrektor finansowy Martin Novák potwierdza w rozmowie z dziennikiem Lidové noviny, plan zwolnienia około 500 z ponad 30 tysięcy pracowników, głównie w praskiej centrali firmy. Ma to zaoszczędzić pół miliarda koron rocznie.
Coraz ważniejszym źródłem przychodów firmy są zaś usługi energetyczne dla przedsiębiorstw, czyli działania na rzecz zmniejszania ich energochłonności. W ubiegłym roku przyniosły one 20,4 miliardów koron, podczas gdy rok wcześniej zaledwie 7,2 miliardów. Jednak Michal Sznobr, jeden z mniejszościowych udziałowców koncernu, w rozmowie z dziennikiem ekonomicznym E15 twierdzi, że zyski z tego tytułu są wątpliwe. – Nie można nie zauważyć, że CEZ w tym kontekście mówi o wzroście przychodów, ale już znacznie mniej o zysku – wskazuje.
Przychylny sygnał
– CEZ to nadal silna firma, konkluduje komentator dziennika E15 Jan Żiżka odwołując się do jego ubiegłorocznych wyników i prognoz na ten rok. – A jego rola w prowadzeniu energetycznej koncepcji państwa jest po prostu zasadnicza – dodaje.
Chodzi zwłaszcza o budowę nowego bloku w elektrowni atomowej w Dukovanach, w której koncern ma odegrać podstawową rolę. Jak wskazuje Żiżka, już i rząd dopuszcza myśl, że bez państwowego wsparcia, byłoby to nierealne.
Wygląda też jego zdaniem i na to, że zielone certyfikaty przestały być bezzębnym instrumentem, jak to było wcześniej. – A to jest przychylny sygnał i dla energetyki jądrowej i dla odnawialnych źródeł energii.
Czyli również dla czeskiego koncernu, który właśnie na nie stawia.