Czyżewski: Czy na rynku ropy pojawił się trend wzrostu cen?

16 lutego 2015, 11:10 Energetyka

KOMENTARZ

Adam Czyżewski

Główny Ekonomista PKN Orlen

Od początku lutego cena ropy Brent wzrosła o blisko 10$/b. Analitycy zgodnie wskazują, że wiodącą przyczyną tego wzrostu są dane firmy serwisującej amerykańskie odwierty naftowe Baker Hughes, według których w styczniu liczba wiertni na polach roponośnych na lądzie spadła o 259.

Jest to największy spadek od 1987 r. i równocześnie najniższa liczba aktywnych wiertni (1223) od 2012 r. Dla porównania, w całym 2014 roku liczba wiertni pracujących na lądzie przy wydobyciu ropy wynosiła przeciętnie 1527 a najwięcej wiertni, 1609, pracowało w tygodniu kończącym się 10/10/2014. W porównaniu z tym szczytem dane z końca stycznia oznaczają spadek liczby wiertni o 24%. Nie ma wątpliwości, że do spadku liczby wiertni przyczynił się spadek cen ropy naftowej i że mamy do czynienia z procesem ograniczania potencjału wydobycia w USA. Czy na tej podstawie można sądzić, że obserwowany od lutego wzrost cen ropy naftowej kończy czwartą fazę niskich cen w mega-cyklu naftowym i przepowiada trend wzrostowy, jak sądzi wielu analityków?

Trudno przewidzieć jak długo potrwa obserwowana obecnie zwyżka cen ropy naftowej, ale jestem przekonany, że do zakończenia fazy niskich cen daleka droga. Na niej możemy się spodziewać sporych zmian cen, nim rynek nauczy się właściwie interpretować sygnały płynące z jakże specyficznego segmentu wydobycia ropy, którym jest amerykańska ropa łupkowa (częściej nazywana „tight oil”). W tym przypadku proste analogie do wydobycia konwencjonalnego zwykle doprowadzą do fałszywych konkluzji. Pierwszym przykładem błędnych wniosków jest to, że spadek liczby wiertni przepowiada spadek przyszłego wydobycia. Rynki finansowe najwyraźniej w to uwierzyły i doprowadziły do wzrostu cen ropy naftowej, niezwiązanego z fundamentami, czyli tym, co się dzieje po stronie podaży. Poszukiwania nowego wsparcia ceny ropy w postaci krańcowego kosztu wydobycia rozpoczęły się na rynku amerykańskim, z pełnym zaangażowaniem giełdy i transakcji finansowych na rynkach terminowych. Większy udział instytucji finansowych w kredytowaniu wydobycia ropy z łupków w porównaniu z wydobyciem konwencjonalnym wynika zarówno z tego, że gra toczy się w gospodarce, która ma najbardziej rozwinięty rynek finansowy, jak i ze specyfiki wydobycia, polegającej na dużym udziale niezależnych operatorów finansujących poszukiwania kredytem. Dlatego należy się spodziewać dużej zmienności cen ropy i silnej podatności na wszelkie informacje rzutujące na przyszłą podaż (czynniki geopolityczne, potencjał wydobywczy).

Przyjrzyjmy się temu z bliska. Z danych firmy Baker Hughes wynika, że w 2014 roku na jedną wiertnię przypadało przeciętnie ponad 20 odwiertów, ale na jednych polach było to niecałe 10 (Utica) a na innych aż 60 (Fayetteville). Ale odwiert odwiertowi nie równy. Z jednych wypływa nie więcej niż 100 baryłek dziennie, z innych jest to ponad 800. Zatem koszt wydobycia nowej baryłki ropy jest bardzo zróżnicowany pomiędzy odwiertami (których w 2014 zrobiono ponad 37 000!) i jeszcze bardziej w przeliczeniu na wiertnie. Po drugie, ropę wydobywają zarówno duże koncerny naftowo- gazowe, jak i niezależni operatorzy. Ci ostatni na ogół wiercą na kredyt na nowych koncesjach, biorąc na siebie ryzyko, a gdy trafią na wydajne odwierty, sprzedają koncesje wydobywcze większym firmom nieźle na tym zarabiając. I to oni w pierwszym rzędzie padają ofiarą spadku cen ropy naftowej. Zwykle powodem ograniczenia lub zaprzestania wierceń są trudności z pozyskaniem finansowania, czyli reakcja instytucji finansowych kredytujących wydobycie. Duże firmy wydobywcze mają własne środki na finansowanie wierceń, a także są bardziej wiarygodne finansowo. Biorąc pod uwagę ogromną liczbę nowych odwiertów oraz istotną asymetrię krańcowych kosztów wydobycia oraz reakcji firm wydobywczych na cenę ropy (poprzez dostępność finansowania), sam spadek liczby wiertni nie przepowiada spadku wydobycia. By tak było ceny ropy musiałyby przebywać na niskim poziomie przynajmniej przez kilka kwartałów.

Wzrost cen ropy, wywołany przez źle zinterpretowaną informację o spadku liczby wiertni zmienił oczekiwaną ścieżkę cen ropy z płaskiej na rosnącą, a przez to wydłużył horyzont dostosowań, których nie da się uniknąć. Firmy wydobywcze, planując kolejne odwierty, nie kierują się bowiem dzisiejszym poziomem cen, lecz cenami, które będą na rynku od momentu gdy ropa się pojawi przez następne półtora do dwóch lat (wtedy wydajność odwiertu jest największa a potem gwałtownie spada). Natomiast instytucje finansowe, kredytujące ich działalność, patrzą na bieżące ceny ropy, bo od nich zależą wpływy kasowe. Gdy dzisiejsza cena ropy rośnie, są bardziej skłonne do kredytowania wierceń. Przypomnę, że na polach łupkowych cykl inwestycyjny (od rozpoczęcia odwiertu do sprzedaży pierwszej baryłki wydobytej ropy) trwa zaledwie 90 dni i z tej perspektywy wzrost cen ropy o 10 dolarów, jaki nastąpił od początku lutego, niewątpliwie wpłynął na wzrost liczby przeprowadzonych odwiertów oraz wzrost przyszłego wydobycia w stosunku do sytuacji, w której cena ropy nie rośnie lub dalej spada.

Do wzrostu cen mogły się dodatkowo przyczynić inne czynniki. Najszybszym sposobem zagospodarowania wydobytej ropy jest jej zmagazynowanie. Aby to było opłacalne, cena dzisiejsza (spot) musi być odpowiednio niższa niż ceny „futures” za 3 czy 6 miesięcy (taki układ cen na rynku ropy nazywa się contango). Dlatego cena dzisiejsza (spot) zjechała w dół, by wywołać odpowiednio strome contango, w którym zmieści się koszt przetrzymania zmagazynowanej ropy oraz zysk z tej operacji. Zakupy ropy na zapas to chwilowy popyt, mogący doprowadzić do podwyżki cen spot, jeśli premia z magazynowania na początku procesu była zbyt wysoka. Jednak samo magazynowanie nie rozwiązuje problemu nadwyżki wydobycia. Zgromadzoną ropę w końcu trzeba przerobić na paliwo, które musi być zużyte. Ten proces wymaga czasu a po drodze wzrost zapasów paliw poprzez ich ceny będzie powstrzymywał wzrost cen ropy naftowej.

Jakie stąd wnioski dla cen ropy? Przede wszystkim należy się spodziewać wysokiej zmienności cen a na wykształcenie się wyraźnego trendu trzeba będzie poczekać. Jeden z dobrych ekonomistów, Anatole Kaletsky, uważa, że cena ropy przez wiele kwartałów, potrzebnych do redukcji potencjału wydobycia i zrównoważenia rynku, będzie oscylować pomiędzy 20$/b a 50$/b. Poniżej 20$/b na długo nie spadnie, bo to jest najniższy (znany rynkom) koszt krańcowy wydobycia ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej. Natomiast wzrost ceny powyżej 50$/b uruchomi wydobycie w USA i w konsekwencji sprowadzi cenę poniżej 50$/b . Z kolei inny prominentny ekonomista, Jim O’Neil zajmujący się zawodowo rynkami surowcowymi jest zdania, że ropa za 5 lat będzie prawdopodobnie kosztować 80$/b, bo taką cenę pokazują dziś kontrakty terminowe, a proces powolnej wędrówki cen w górę rozpocznie się niebawem. W rezultacie 2015 rok skończy się wyższymi cenami ropy, niż się zaczął. Obie interpretacje sobie nie przeczą i mieszczą się w naszym rozumieniu tego, co się dzieje na rynku ropy.