Status tzw. republik ludowych na okupowanym przez siły prorosyjskie Donbasie pozostaje nieustalony pomimo upływu blisko siedmiu lat od początku wojny na wschodzie Ukrainy. Z dalszymi losami tej kwestii wiąże się także stabilność ukraińskiej energetyki – pisze dr Dariusz Materniak, współpracownik BiznesAlert.pl.
Okupowany Donbas i jego perspektywy
Tak zwane „Doniecka Republika Ludowa” (DNR) i „Ługańska Republika Ludowa” (LNR) powstały w 2014 roku, na bazie zainscenizowanych głosowań przeprowadzonych po zajęciu części obwodów donieckiego i ługańskiego przez prorosyjskie bojówki i wspierające je rosyjskie grupy zbrojne. Ich status nie jest regulowany przez obowiązujące na terytorium Ukrainy prawo, nie są też uznawane za państwa przez wspólnotę międzynarodową (nawet przez Rosję). Próbę rozwiązania związanego z powyższym kryzysu podjęto w ramach tzw. formatu mińskiego. W jego skład weszły cztery kraje: Ukraina i Rosja oraz Niemcy i Francja, a prace toczyły się na różnych szczeblach, również liderów poszczególnych państw. W podpisanych tzw. porozumieniach mińskich (w 2014 i 2015 roku) nie znalazły się jednak zapisy, które pozwalałyby na określenie status obu „republik” w ramach Ukrainy lub poza nią.
O ile na poziomie propagandowym władze DNR i LNR wskazują, że w interesie obu quasi-państw jak i ich mieszkańców byłaby integracja z Rosją lub niezależność (lider DNR, Denis Puszylin pod koniec stycznia 2021 roku zapowiedział nawet przeprowadzenie kolejnego „referendum” w sprawie niezależności), to z dotychczasowej polityki Moskwy można wnioskować, że preferowanym rozwiązaniem byłoby raczej doprowadzenie do federalizacji obu podmiotów w ramach Ukrainy, a tym samym uzyskanie możliwości wpływania na politykę wewnętrzną i zagraniczną Kijowa. Jest to scenariusz, który jest nie do przyjęcia dla ukraińskich władz, zarówno za kadencji Petra Poroszenki, jak i Wołodymyra Zelenskiego i prawdopodobnie w dającej się przewidzieć przyszłości – każdego kolejnego ukraińskiego prezydenta czy parlamentu. Tym samym, w rozmowach i rozwiązaniu całej kwestii okupowanego Donbasu trwa wymuszony pat, a jego końca nie widać.
Tereny okupowane a stabilność energetyczna
Podstawą funkcjonowania gospodarczego Donbasu przed wojną z 2014 roku był przemysł ciężki oraz wydobywczy. Liczne kopalnie zlokalizowane na terenie obu obwodów wznowiły pracę wkrótce po wygaśnięciu głównych walk. Co interesujące, wydobywany na Donbasie węgiel trafiał i nadal trafia nie tylko do Rosji (która wobec faktycznej blokady ekonomicznej ze strony ukraińskiej jest jedynym bezpośrednim odbiorcą donbaskiej produkcji), ale także do ukraińskich elektrowni i elektrociepłowni, a także m.in. do Belgii, Rumunii, Turcji i Polski (jest importowany na bazie fałszywych dokumentów jako rosyjski, a zyski trafiają m.in. do prorosyjskich separatystów na Donbasie).
W 2020 roku Ukraina importowała z Rosji węgiel o wartości 1,04 mld dolarów. O kolejnych dostawach ze źródeł rosyjskich ukraińskie media informują regularnie – jak np. 17 stycznia 2021 roku, gdy na stacji kolejowej Darnica w Kijowie, jak wynika z relacji jednego z ukraińskich blogerów zajmujących się tym tematem, na rozładunek oczekiwały dziesiątki wagonów z węglem importowanym z Donbasu i Rosji. Co istotne, nie jest to jednostkowy przypadek, ale proceder, który jest realizowany niezmiennie od początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego wschodzie Ukrainy. Między innymi związku z powyższym, 2 lutego 2021 roku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelenski podjął decyzje o nałożeniu kar na deputowanego partii „Opozycyjna Platforma Za Życie” – Tarasa Kozaka, właśnie za udział w organizacji dostaw węgla z okupowanego Donbasu. Sankcje objęły także kanały telewizyjne związane z „OPZŻ” i Wiktorem Medwedczukiem, m.in. 112-Ukraina, Newsone i ZIK.
Działania te nie zmieniają faktu, że ukraińska energetyka ma znaczące problemy jeśli chodzi o utrzymanie płynności dostaw węgla, a co za tym idzie – stabilnego funkcjonowania i produkcji energii, zwłaszcza w okresie zimowym. O ile w latach ubiegłych problem ten był nieco mniej dostrzegany ze względu na dość ciepłe zimy, to w sezonie zimowym 2020/2021 dał o sobie znać z większą siłą: 28 stycznia 2021 spółka UkrEnergo poinformowała, że zapasy węgla są niższe od poziomu, który jest wymagany dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego i wynoszą 455tys. ton (zapasy są niższe o 522tys. ton, w tym 51tys. węgla antracytowego i 471tys. węgla gazowego).
Pierwszego lutego 2021 roku Ukraina wznowiła import energii elektrycznej z Rosji (końcowym beneficjentem jest spółka z Odessy, będąca właścicielem m.in. centrów handlowych). Nie wiadomo jak na razie, jak długo taki import będzie możliwy, jako że p.o. ministra ds. energii, Jurij Witrenko zapowiedział, że ma zamiar całkowicie uniezależnić Ukrainę od rynku energii w Rosji i Białorusi. Mimo tych zapowiedzi, takie i podobne działania mogą okazać się niezbędne dla utrzymania stabilności energetycznej na Ukrainie, niezależnie od deklarowanych celów politycznych i założonego maksymalnego ograniczenia relacji gospodarczych z Rosją. Alternatywą może okazać się wstrzymanie dostaw dla części odbiorców w okresach największego zużycia energii elektrycznej.
Materniak: Ukraina pręży muskuły na Morzu Czarnym. Konsekwencje w energetyce