Unijna dyrektywa bateryjna, która miała uczynić Europę liderem zrównoważonej elektromobilności, dławi polski przemysł baterii. Nowe przepisy o śladzie węglowym, lansowane m.in. przez Francję, zagrażają inwestycjom takim jak LG Energy Solution Wrocław. Ministerstwo Rozwoju i Technologii (MRiT) stara się ratować sektor przed unijnym młotem, ale wydaje się, że jest na straconej pozycji.
Polska jeszcze niedawno była na ustach świata jako potęga w produkcji baterii litowo-jonowych, sercu rewolucji elektromobilności.
Zakłady LG Energy Solution Wrocław w Biskupicach Podgórnych (z mocą produkcyjną 86 GWh rocznie) plasowały nas w 2022 roku na drugim miejscu globu – za Chinami, ale przed USA. Plany rozbudowy do 115 GWh miały uczynić Polskę niekwestionowanym liderem w zaopatrywaniu Europy w baterie do aut elektrycznych. Jednak unijna dyrektywa bateryjna może przekreślić te marzenia.
Eksport akumulatorów już w 2024 roku załamał się o 43 procent, spadając do 5,9 miliarda euro, a nowe regulacje UE stawiają pod znakiem zapytania przyszłość kluczowych inwestycji.
Ślad węglowy z całego kraju
Dyrektywa, przyjęta przez Parlament Europejski, wprowadza od 2025 roku obowiązek certyfikowania śladu węglowego każdej baterii – emisji CO₂ w całym cyklu jej życia, od wydobycia surowców po produkcję.
Od połowy 2028 roku pojawią się maksymalne progi emisji, po przekroczeniu których sprzedaż w UE będzie zakazana. Problem w tym, że ślad węglowy liczony jest na podstawie krajowego miksu energetycznego, a nie indywidualnych źródeł energii fabryk.
Przepisy te zostały przyjęte pod silnym wpływem stanowiska Francji, które przeważyło w Komisji Europejskiej. Co istotne, pod uwagę będzie brany wyłącznie ślad węglowy wynikający z użytej energii – bez względu na ogólną emisję danego kraju – co szczególnie niekorzystnie wypada dla Polski.
W Polsce w 2024 roku 56 procent prądu wciąż pochodziło z węgla i baterie mają automatycznie wyższy ślad niż te z Francji (0,5 procent z węgla, dzięki energii jądrowej) czy Węgier (8,1 procent).
Według prognozy Benchmark Mineral Intelligence z sierpnia zeszłego roku, do 2030 roku Polska może wypaść z globalnej czołowej ósemki producentów w branży bateryjnej.
Spadek ten to m.in. rezultat nowej unijnej dyrektywy, która może poważnie zaszkodzić działającemu w Polsce sektorowi baterii oraz zniechęcić międzynarodowe koncerny do dalszych inwestycji w naszym kraju.
Czy Polskie władze reagują?
Redakcja Biznes Alert zapytała się Ministerstwa Rozwoju i Technologii, jakie kroki podejmuje ministerstwo, aby ratować polski przemysł bateryjny.
„MRiT podjął działania mające ograniczyć ryzyka i wypracować rozwiązania mające zabezpieczyć interesy polskiego sektora bateryjnego. Komisji Europejskiej przekazano krytyczne uwagi w sprawie przedstawionego w ubiegłym roku projektu aktu delegowanego ws. metodologii obliczania śladu węglowego baterii do pojazdów elektrycznych” – przekazało nam biuro prasowe ministerstwa.
Wskazano też, że „Komisja Europejska ciągle pracuje nad nową wersją dokumentu. Sprawa ta jest na bieżąco monitorowana przez ministerstwo. MRiT jest również w stałym kontakcie z organizacjami branżowymi zainteresowanymi finalnym kształtem regulacji związanych ze śladem węglowym”.
Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że polskie ministerstwo traktuje unijne regulacje jako coś nieuniknionego. Przekaz płynący z resortu sugeruje pogodzenie się z faktem, że przepisy wejdą w życie niezależnie od polskiego stanowiska czy podejmowanych działań na szczeblu krajowym i unijnym.
W przesłanej nam informacji czytam bowiem, że „Kwestie środowiskowe mają coraz większe znaczenie nie tylko w podejmowaniu decyzji konsumenckich, ale również w działalności biznesowej. Działalność prowadzona zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju może pomóc firmie m.in. spełnić wymagania środowiskowe kontrahentów, ulokować się w łańcuchach dostaw oraz ukształtować pozytywny wizerunek danej firmy”.
„W długookresowej perspektywie prowadzenia działalności gospodarczej, przedsiębiorstwa powinny więc uwzględniać ryzyko rosnącego znaczenia praktycznych konsekwencji wysokiego śladu węglowego produkcji” – konkluduje MRiT w przysłanym nam komunikacie.
Francja świętuje
Tymczasem francuskie media, m.in. „Les Echos” i „Le Monde” zachwalają dyrektywę bateryjną jako szansę dla Paryża. Francja ma naturalną przewagę – jej baterie, produkowane na przykład przez ACC w Dunkierce (13 GWh z perspektywą wzrostu), będą miały niski ślad węglowy dzięki energetyce opartej głównie na atomie.
– To okazja, by Europa Zachodnia stała się liderem w zielonych technologiach – piszą francuskie gazety, dyskretnie pomijając, że Polska płaci za to wysoką cenę. Podczas gdy Francja snuje plany budowy nowych fabryk, polskie zakłady mogą zostać zmuszone do cięcia swych ambicji. Paryż stawia na zrównoważoną produkcję, by wzmocnić swoją pozycję, natomiast Warszawa może stracić impet inwestycyjny z powodu miksu energetycznego opartego na węglu, który utrudnia spełnienie rygorystycznych norm UE.
„Le Monde” zauważa, że kraje Europy Wschodniej mogą stać się przegranymi tej zielonej rewolucji. Polskie fabryki mimo ambitnych planów (70 GWh), mogą zmierzyć się z rosnącymi kosztami dostosowania do wymogów śladu węglowego.
Węgiel obciąża ekologiczny bilans tamtejszych baterii, obniżając ich konkurencyjność na rynku UE. Podczas gdy Francja marzy o technologicznym przywództwie, Polska staje przed wyborem: ogromne inwestycje w dekarbonizację albo strategiczny odwrót – dylemat, który francuskie media ledwo zauważają, skupiając się na własnych triumfach.
Polska na łasce Brukseli i Paryża
Skutki są już widoczne. Produkcja baterii w Polsce spadła w 2024 roku o 8,6 procent do 14,5 miliona sztuk, a w styczniu 2025 roku była niższa o 7,3 procent rok do roku. To paradoks, bo rynek aut elektrycznych w Europie rośnie – rejestracje wzrosły o 37 procent do 166 tysięcy (ACEA).
„Les Echos” wskazuje, że Francja i Węgry, z inwestycjami chińskiego CATL (200 GWh na Węgrzech do 2030 roku) czy Samsunga, mogą przejąć schedę. A tymczasem LG pod Wrocławiem stoi przed widmem stagnacji.
Mateusz Gibała / Le Monde / Les Echos /