Jakóbik: Burger, kimchi i francuski deser oraz ziarenko prawdy w legendzie o Żarnowcu

18 stycznia 2024, 07:35 Atom

Polski rząd bierze pod uwagę możliwość skorzystania z różnych technologii przy budowie elektrowni jądrowych na Pomorzu. Francuzi liczą na drugą lokalizację po pierwszej w rękach Amerykanów, a Koreańczycy walczą o postęp projektu w Koninie. Samorządy grają zaś atomem przed wyborami, w tym legendą o Żarnowcu – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Pozostałości Elektrowni Jądrowej Żarnowiec. Fot. Wikimedia Commons.
Pozostałości Elektrowni Jądrowej Żarnowiec. Fot. Wikimedia Commons.

Wojewoda Pomorska Beata Rudkiewicz podważyła lokalizacje elektrowni jądrowej w Lubiatowo-Kopalino cytowana przez Dziennik Bałtycki. – Ta decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana ale cały czas rozważamy czy słusznie. Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące – powiedziała. Potem wydała komunikat, że nie zmienia tej decyzji i zależy ona od rządu. Wybory samorządowe na Pomorzu mogą być interesujące z punktu widzenia atomu i warto obserwować romanse części kandydatów z przeciwnikami budowy elektrowni jądrowej, jak Bałtyckie SOS, które pisze listy do premiera Donalda Tuska o zmianę miejsca.

Warto dodać, że procedura wyboru lokalizacji elektrowni jądrowej jest poprzedzona wieloletnimi badaniami i została zakończona w przypadku atomu na Pomorzu. Umowa projektowa Polskie Elektrownie Jądrowe-Bechtel-Westinghouse obejmuje pracę w tym konkretnym miejscu, które mają przygotować projekt do budowy. Zmiana lokalizacji oznaczałaby opóźnienie atomu na Pomorzu o co najmniej kilka lat i podjęcie ostatecznej decyzji o budowie być może już w następnej kadencji Sejmu RP. Spór o energetykę jądrową może zaś odegrać istotną rolę w wyborach samorządowych zaplanowanych na kwiecień 2024 roku.

W grę wchodzą dalsze negocjacje z Amerykanami na temat umowy o budowie elektrowni jądrowej, w której „szybki audyt” zapowiadany przez premiera Donalda Tuska może być elementem zabiegów o lepsze warunki, szczególnie w odniesieniu do udziału USA w akcjonariacie Polskich Elektrowni Jądrowych, z którego firmy amerykańskie wycofały się rakiem. Problem polega na tym, że taki sygnał do opinii publicznej zachęca przeciwników do powrotu do debaty na temat zasadności współpracy z Amerykanami i otwieranie, zdawałoby się, zamkniętego rozdziału projektu.

Z kolei pierwotnie Program Polskiej Energetyki Jądrowej zakładał efekt skali i budowę elektrowni jądrowych w dwóch lokalizacjach w jednej technologii. Pierwsza lokalizacja uzyskała wszelkie decyzje potrzebne do przygotowania budowy w ramach umowy projektowej związanej z technologią AP1000, jednak jeszcze rząd Mateusza Morawieckiego wysyłał sygnały o gotowości do rozmów z francuskim EDF o lokalizacji w Polsce środkowej, być może Bełchatowie.

Nowa ekipa jest otwarta na takie rozmowy, szczególnie wobec faktu, że reforma rynku energii Unii Europejskiej zakłada wykorzystane kontraktu różnicowego do finansowania megaprojektów energetycznych jak elektrownia jądrowa. Współpraca z Francuzami może być konieczna do uzyskania notyfikacji polskiego modelu finansowania w Brukseli, a także ewentualnego pozyskania wsparcia finansowego Europejskiego Banku Inwestycyjnego, które obniżyłyby koszty projektów szacowanych na okrągło na 100 mld złotych za sztukę. Oznacza to, że EDF jest w grze o drugą lokalizację, choć pierwszą przegrał na korzyść Amerykanów. Rząd francuski ma deklarować zaangażowanie w model finansowania atomu.

Również Koreańczycy z KHNP nie spuszczają nosa na kwintę i walczą o kontynuację projektu z Polską Grupą Energetyczną w Koninie, z którego startowała minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska w wyborach parlamentarnych. Delegacje z Korei nie przestały kursować do Warszawy po zmianie rządu. Koreańczycy dalej deklarują otwartość na transfer technologii do Polski pomimo sporu prawnego z amerykańskim Westinghouse i nie dostaną czarnej polewki od rządu. Jednakże rozstrzygnięcia wymagają dalszych prac, choć pierwsze badania lokalizacji miały według deklaracji PGE skończyć się na przełomie roku.

To wszystko razem oznacza teoretycznie kontynuację atomu z USA na Pomorzu, dalsze rozmowy z Francuzami o drugiej lokalizacji i brak sprzeciwu wobec projektu z Koreańczykami. Problemy mogą sprawić jedynie niespodziewane zwroty akcji w wyborach samorządowych i protesty wobec elektrowni jądrowych możliwe w różnych miejscach kraju, co pokazuje sprzeciw w Klempiczu, gdzie zaledwie rozważane są małe jednostki KGHM. Jest jeszcze opcja, że ktoś w rządzie zacznie słuchać przeciwników atomu, ale wówczas przeciwko sobie będzie miał ponad 80 procent Polaków popierających w sondażach budowę elektrowni jądrowej, która nie może ruszyć pomimo trzech dekad dyskusji na ten temat oraz rację Krajowego Systemu Elektroenergetycznego potrzebującego mocy w podstawie.

Do tej debaty należy dodać lokalizację w Żarnowcu, która oficjalnie wróciła do debaty publicznej dzięki tej samej konferencji prasowej cytowanej przez Dziennik Bałtycki. – Decyzja lokalizacyjna dotyczy najcenniejszego obszaru turystycznego województwa pomorskiego. Tam jest szeroka piaszczysta plaża i kompleksy leśne. Część tego dziedzictwa będzie wykluczona z użytkowania przez turystów i mieszkańców ze względu na oddziaływanie tej inwestycji. Zdajemy sobie sprawę, że atom to jest przyszłość i musimy inwestować ale czy nie warto rozważyć pierwotnej lokalizacji z lat 80. w pobliżu Żarnowca? Tam jest już linia przesyłowa będąca w stanie odebrać tyle energii. Budowanie nowej linii – nie ukrywajmy – to kolejny czynnik degradujący środowisko naturalne – powiedział Leszek Bonna, wicemarszałek Województwa Pomorskiego, cytowany przez Dziennik Bałtycki.

Propozycja budowy dużej elektrowni jądrowej w Żarnowcu budzi zaskoczenie ekspertów, ze względu na warunki geograficzne w tej lokalizacji nie pozwalające na budowę trzech bloków dużej elektrowni. W legendzie o Żarnowcu jest jednak ziarenko prawdy. To dobrze zbadana lokalizacja, która mogłaby posłużyć do budowy małych reaktorów jądrowych, a część firm polskich na czele z Orlenem i Synthosem miała się nią interesować. Warto jednak przypomnieć, że SMR nie są alternatywą wobec dużego atomu, a szansą dla firm na pozyskanie bezpośrednich dostaw energii, które będą naraz stabilne i zeroemisyjne – oczywiście pod warunkiem wejścia którejś z technologii na rynek, do czego jeszcze nie doszło.

Los polskiego atomu ma rozsądzić pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, który przejmie nadzór nad atomem dzieląc się kompetencjami w tym zakresie z ministerstwem klimatu i środowiska. Ten jednak wciąż nie może zostać wybrany a w kuluarach można usłyszeć o różnych koncepcjach. W tych konstelacjach należy brać pod uwagę dopełniający element w postaci resortu przemysłu mającego powstać w Katowicach do marca 2024 roku. Bombą atomową, którą mogą chcieć wykorzystać przeciwnicy atomu, byłoby cofnięcie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych, skierowanej do ponownego rozpatrzenia przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska.

Jakóbik: Atomowe menu na wyborach