– Zielony Ład nie jest racjonalnym planem ochrony klimatu. Jego zasad nie piszą naukowcy, ale politycy, a raczej fanatycy. Najdalej sprawy zaszły w Niemczech, gdzie Zieloni wchodzą w skład koalicji rządzącej. Pod ich naciskiem uchwalono krajowe prawo klimatyczne, ale jego cele są tak abstrakcyjne, że nie da się ich zrealizować bez ogromnych wyrzeczeń ze strony społeczeństwa – pisze Izabela Kloc, poseł do Parlamentu Europejskiego.
- Niemców zszokował ostatnio minister transportu Volker Wissing, który ostrzegł, że być może będzie musiał wprowadzić zakaz poruszania się samochodami w weekendy. Wszystko dlatego, że sektor transportu nie radzi sobie z narzuconymi limitami emisji dwutlenku węgla.
- W racjonalnym świecie rząd zmieniłby po prostu prawo klimatyczne, ale Niemcy w czasach eko-dyktatury przestają być normalnym państwem.
- Co się stanie jeśli wymaganej ilości dwutlenku węgla nie zaoszczędzi budownictwo mieszkaniowe? Jeśli rolnictwo nie poradzi sobie z celami Zielonego ładu?
Niemcy całkiem poważnie zastanawiają się nad wprowadzeniem zakazu jazdy samochodami w weekendy. Przyjęli tak wyśrubowane krajowe prawo klimatyczne, że nie są teraz w stanie spełnić jego wymagań. Sektor transportu musi „zaoszczędzić” 22 miliony ton dwutlenku węgla. Na razie nie ma innych pomysłów, jak tylko odstawienie aut do garażu.
Zielony Ład nie jest racjonalnym planem ochrony klimatu. Jego zasad nie piszą naukowcy, ale politycy, a raczej fanatycy. Najdalej sprawy zaszły w Niemczech, gdzie Zieloni wchodzą w skład koalicji rządzącej. Pod ich naciskiem uchwalono krajowe prawo klimatyczne, ale jego cele są tak abstrakcyjne, że nie da się ich zrealizować bez ogromnych wyrzeczeń ze strony społeczeństwa. Niemców zszokował ostatnio minister transportu Volker Wissing, który ostrzegł, że być może będzie musiał wprowadzić zakaz poruszania się samochodami w weekendy. Wszystko dlatego, że sektor transportu nie radzi sobie z narzuconymi limitami emisji dwutlenku węgla. Jak się okazało nie można „zaoszczędzić” 22 milionów ton CO2 tradycyjnymi metodami, jak lepsza organizacja ruchu, wprowadzanie limitów prędkości czy zachęcanie do kupowania pojazdów elektrycznych.
Jedynym sposobem jest zakaz korzystania w weekendy z samochodów osobowych i ciężarowych.
Można sobie wyobrazić co by się stało z niemiecką gospodarką gdyby taki przepis faktycznie wszedł w życie. Byłby to ogromny cios dla turystyki, hotelarstwa, gastronomii, rozrywki. Niemcy zamiast korzystać w weekendy z życia, siedzieliby w domach. Ucierpiałaby też sama branża motoryzacyjna, ponieważ mniej eksploatowane auta nie wymagałaby wymiany i napraw.
W racjonalnym świecie rząd zmieniłby po prostu prawo klimatyczne, ale Niemcy w czasach eko-dyktatury przestają być normalnym państwem. Zieloni nigdy nie zgodzą się na poluzowanie wewnętrznych limitów emisji dwutlenku węgla. Ktoś w Polsce powie, że to nie nasz problem, ale nie zapominajmy, że Unia Europejska – póki rządzi w niej lewacka większość – jest na kursie centralizacyjnym. Istnieje obawa, że Niemcy będą swój klimatyczny radykalizm zaszczepiać innym, spolegliwym członkom, jak Polsce pod rządami Donalda „für Deutschland” Tuska.
Motoryzacja idzie na pierwszy ogień, ale trzeba pamiętać, że są też inne sektory, gdzie obowiązują cele klimatyczne.
Co się stanie jeśli wymaganej ilości dwutlenku węgla nie zaoszczędzi budownictwo mieszkaniowe? Ludzi przesiedli się do namiotów, a energochłonnymi budynkami zajmą się buldożery? Jeśli rolnictwo nie poradzi sobie z celami Zielonego ładu? Zwierzęta hodowlane zostaną wybite, a Europejczycy przejdą obowiązkowo na wegetarianizm albo na owady i robaki? Im bliżej 2050 roku, kiedy Unia Europejska ma osiągnąć stan zerowej emisyjności, tym będzie gorzej. Co jeszcze wymyślą ideolodzy Zielonego Ładu? Zakażą nam oddychania, aby „zaoszczędzić” więcej ton dwutlenku węgla?
izabelakloc.pl
Parlament Europejski przegłosował akt o przemyśle neutralnym emisyjnie