Jeszcze nie tak dawno dostrzegaliśmy pierwsze turbiny wiatrowe, a już dożywają one swoich dni i światu przyjdzie zmierzyć się z właściwie nierozwiązywalnym problemem utylizacji łopat. Jeszcze w 2011 roku na fali antynuklearnej niemieckiej psychozy, kanclerz Merkel nawoływała: „Musimy szybciej wejść w erę energii odnawialnej”. Dziś wielka dziejowa misja mocno „oklapła”, Niemcy muszą raz jeszcze spojrzeć prawdzie w oczy i zdać sobie sprawę, ile na długą metę kosztuje zaklinanie rzeczywistości i populizm.
Narodowy konsensus
Innymi słowy, spodziewać się należy kolejnej poprawki w niekończącym się łańcuchu udoskonaleń ustawy BBG o niemieckiej transformacji energetycznej. Tymczasem u nas „wysypało” optymistycznymi doniesieniami o nowej strategii OZE. Po zorganizowanym w ubiegły czwartek szczycie kryzysowym w Berlinie, niemiecki rząd przyrzeka wyasygnowanie nowych środków, aby wesprzeć opadający z sił sektor energii wiatrowej.
Minister gospodarki i energii Peter Altmaier powiedział, że dla energetyki wiatrowej, która jest filarem ambitnego planu transformacji energetycznej w Niemczech, chciałby „narodowego konsensusu”, lecz w ostatnich latach napotkał na silny opór.
Altmaier, po rozmowach, które przeprowadził z obrońcami środowiska, przedstawicielami przemysłu, związkami zawodowymi i działaczami przeciwnymi energetyce wiatrowej, oświadczył, że rząd rozpocznie prace nad nowymi regulacjami „w ciągu najbliższych kilku tygodni”.
Po latach niezwykłego wzrostu mocy i ilości przyłączeń, energia z wiatru stanowi jedną piątą całkowitej produkcji energii w Niemczech. Coraz głośniejsze sprzeciwy mieszkańców wołających „tylko nie na moim podwórku” oraz brak wsparcia ze strony rządu spowodowały jednak ostry kryzys inwestycji w tym sektorze.
Ponad 600 oddolnych inicjatyw obywatelskich miało wystąpiło przeciw gigantycznym instalacjom wiatrowym, a powiat Saale-Orla zaoferował 2000 euro każdemu, kto pomoże uzyskać negatywne opinie ekspertów przeciw farmom wiatrowym.
Skrajnie prawicowa partia AfD, określająca się mianem sceptycznie nastawionej wobec spraw klimatu, podjęła temat podczas wyborów parlamentarnych w Brandenburgii, mówiąc, że stoi za mieszkańcami padającymi ofiarą przymusu ze strony korporacje wiatrakowych.
Na tle tych bolesnych rozdźwięków, trend rozwojowy niemieckich mocy energii wiatrowej spadł aż o połowę w 2018 roku w porównaniu z 2017 rokiem, kiedy to firmy ścigały się między sobą, aby uzyskać pozwolenia na budowę.
Niemieckie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (BWE) podaje, że od początku tego roku oddano do eksploatacji zaledwie kilkadziesiąt nowych turbin, co stanowi spadek o 82 procent w porównaniu z poprzednim rokiem.
Ostatnie kwartały przyniosły dużą liczbę przetargów na produkcję energii elektrycznej, unieważnionych wskutek braku oferentów, co stanowi „niepokojący” trend – stwierdziła Federalna Agencja Sieci.
„Jeśli chodzi o tendencje energetyki wiatrowej na lądzie, Niemcy obsunęły się z krzywej wznoszącej na spadkową” – powiedział Achim Derck, prezes Niemieckiej Federacji Izb Handlowo-Przemysłowych (DIHK).
Dla prezesa BWE Hermanna Albersa wnioski z tego płynące są jednoznaczne – „wydarzenia te stawiają pod znakiem zapytania szanse na sukces transformacji energetycznej Niemiec”.
Czas skończyć z subsydiami
Uczestnicy gry rynkowej są zgodni, że punkt zwrotny nastąpił w 2016 roku, kiedy to Niemcy wprowadzili zmiany do swojej ustawy o energii odnawialnej.
Po prawie dwóch dekadach szczodrych dotacji dla tego młodego sektora niemieckiej gospodarki, rząd kanclerz Angeli Merkel uznał, że przemysł ten jest już wystarczająco dojrzały, aby stanąć na własnych nogach i zaczął wycofywać wsparcie.
Można było również zaobserwować zjawisko uzyskiwania pozwoleń na budowę wbrew oficjalnej linii rządowej, które trwało całe lata na skutek skrywanych sprzeciwów na szczeblu lokalnym. Opłacalność nowych projektów znacznie spadła przez odsunięcie w czasie punktu zwrotu kosztów, co sprawiło, że firmy zaczęły kalkulować, czy inwestycje w energię z wiatru mają jeszcze sens.
Niemiecki Bundestag podał, że nowelizacje ustawowe wprowadzone w 2016 roku spowodowały w ciągu kilku miesięcy likwidację 26 000 miejsc pracy w sektorze energetyki wiatrowej, co jest cyfrą przewyższającą wskaźniki kurczenia się miejsc pracy w odchodzącym w zapomnienie niemieckim górnictwie.
„Wysyłaliśmy sygnały alarmowe, ale mimo to niemiecki rząd zdecydował się pójść obecną drogą. Powód takiego działania pozostaje tajemnicą do dziś” – powiedział szef BWE Albers, który uważa, że Berlin zbyt mocno „położył nacisk na koszty” przy transformacji niemieckiej energetyki i „przejściu” na źródła odnawialne.
Wierzchołek góry lodowej
Obecny kryzys tego sektora, niejako rykoszetem, wybił się na temat naczelny bieżącej politycznej agendy, podczas gdy w tle słychać gromkie cotygodniowe strajki młodzieży w obronie klimatu pod hasłem „Piątki dla Przyszłości”.
Dzisiaj węgiel, jako nośnik energii, stanowi 20 procent niemieckiego koszyka energetycznego. Trzeba mieć świadomość, że rządowy cel pozyskiwania 65 procent niemieckiej energii ze źródeł odnawialnych w 2030 roku, za punkt wyjścia ma 20 procent. A tymczasem przyjdzie zmierzyć się z problemem 5.000 turbin wiatrowych pierwszej generacji, które wymagać będą koniecznego remontu. Przyjdzie więc walczyć z olbrzymimi wyzwaniami.
Dla niektórych już jest za późno
„Występowaliśmy o pomoc od miesięcy. Nie wierzę, że rząd rozumie, iż niszczy ekosystem gospodarczy, będący źródłem najbardziej zaawansowanych rozwiązań i innowacji, których stworzenie wymagało czasu i które rozsławiły Niemcy na świecie” – powiedział AFP Yves Rannou, szef niemieckiego producenta turbin wiatrowych Senvion.
Firma wydała w zeszłym tygodniu oświadczenie, że likwiduje się, ponieważ jej niemieckie przychody, które onegdaj stanowiły 60 procent wpływów, stopniały do zaledwie 20 procent.
„Jesteśmy tylko wierzchołkiem góry lodowej, jesteśmy pierwszymi, którzy padli na kolana, ale nie ostatnimi” – ostrzegł Rannou.
AFP/Maciej Górski