icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Marszałkowski: Gazyfikacja Rosji sprawia problemy Gazpromowi i Kremlowi (ANALIZA)

Problem procesu gazyfikacji Rosji z roku na rok staje się coraz bardziej polityczny i wpływa na wizerunek zarówno władz federalnych, jak i regionalnych wśród rosyjskiego społeczeństwa. Obecny niepokój oraz coraz mniejsze zaufanie do rządu i prezydenta sprawiły, że ta kwestia stała się priorytetem w najbliższych latach. Rzeczywistość pokazuje jednak, że działania o charakterze geopolitycznym wciąż wygrywają z dobrem społecznym – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Gazyfikacja z długą historią

Pod koniec 2020 roku zakończył się kolejny, pięcioletni etap gazyfikacji, rozłożony na lata 2016-2020. Cała historia zaczęła się jednak w 2005 roku, podczas drugiej kadencji prezydentury Władimira Putina, kiedy program gazyfikacji Rosji otrzymał status projektu o znaczeniu federalnym.

W 2005 roku poziom zgazyfikowania Rosji wynosił 55 procent. Od tego czasu Gazprom wybudował ponad dwa tysiące gazociągów o łącznej długości ponad 34 tys. km. Zgodnie z informacjami spółki, na dzień pierwszego stycznia 2021 roku zgazyfikowane jest 71,4 procent Rosji. Prosta kalkulacja wskazuje, że rocznie gazyfikacja zwiększa się o około jeden procent względem poprzedniego roku. Nie jest to jednak miarodajne, ponieważ na zakończenie pierwszej „pięciolatki” 2005-2010, gazyfikacja wyniosła 63,4 procent, co oznacza przyrost na poziomie ponad ośmiu procent w pięć lat. Na zakończenie drugiej „pięciolatki” w 2016 roku poziom gazyfikacji wyniósł 66,2 procent co oznacza wzrost o niespełna trzy procent. Ostatnie pięć lat pomiędzy 2016-2020 rokiem to dodatkowe pięć procent. W ciągu minionych 15 lat Gazprom na gazyfikację Rosji wydał około 400 mld rubli (5,36 mld dolarów). Kwota ta nie jest oszałamiająca, gdy weźmie się pod uwagę koszty, które pochłonęły geopolityczne „megaprojekty” Gazpromu. Na sam gazociąg Nord Stream 1 wydano prawie 700 mld rubli (dziewięć miliardów dolarów), na gazociąg Turkish Stream wydano kolejne 650 mld rubli (8 mld dolarów), na gazociąg Siła Syberii, według niepotwierdzonych informacji, wydano co najmniej 1,1 bln rubli (15 mld dolarów), a Nord Stream 2 dotychczas kosztował nie mniej, niż 900 mld rubli (11 mld dolarów).

Według najnowszych planów, które forsuje Kreml w osobie prezydenta Putina, do 2030 roku zgazyfikowane ma być minimum 85 procent powierzchni Rosji. Oznacza to zatem, że w ciągu niespełna dziewięciu lat Gazprom musi podwoić prędkość gazyfikacji, a co za tym idzie, znacznie zwiększyć nakłady na inwestycje. Według szacunków ministerstwa energetyki Rosji, koszt gazyfikacji do poziomu 85 procent do 2030 roku będzie wymagał 1,9 bln rubli, które będzie musiał wygospodarować Gazprom.

Problem wizerunkowy Kremla

Rosja jest państwem z największymi udokumentowanymi zasobami gazu. Jest też liderem pod względem wydobycia błękitnego surowca. Pomimo spadku wydobycia w rekordowym 2019 roku z poziomu 738 do 692 mld m sześc. w 2020 roku, liczby te nadal robią wrażenie. Ponad 170 mld m sześc. jest eksportowane do państw tzw. dalekiej zagranicy, a około 30 mld m sześc. jest sprzedawana do państw WNP (m.in Białoruś, Mołdawia, Armenia). Dla milionów Rosjan (według badań Instytutu Prognoz Gospodarczych Rosyjskiej Akademik Nauk, zapotrzebowanie na paliwo gazowe wyraża 5,5 mln gospodarstw domowych, czyli ponad 14,3 mln Rosjan), którzy borykają się z problemami związanymi z dostępnością paliwa grzewczego, jego emisyjnością czy innymi kłopotami, wstydliwym jest fakt, że państwo skupia się na dostarczaniu gazu do dalekich państw zagranicy, a nie potrafi lub nie chce zapewnić możliwości korzystania z niego mieszkańcom Uralu, Syberii czy Dalekiego Wschodu. W obliczu spadającego poparcia dla Władimira Putina i ogólnie dla rosyjskiego rządu, aspekty związane z komfortem, ekonomią, bezpieczeństwem i zdrowiem stają się coraz istotniejsze, a w przyszłości mogą generować zarzewia społecznych niepokojów.

Uśredniona wartość zgazyfikowania Rosji również jest nieco myląca. O ile kilka podmiotów federalnych Rosji jest zgazyfikowanych na poziomie prawie 100 procent (m.in Tatarstan, Biełgorod), to w 23 podmiotach (z 83 podmiotów federalnych bez okupowanego Krymu i Sewastopola) wskaźnik gazyfikacji nie przekracza 20 procent, a w przypadku 11 podmiotów w ogólnie nie ma rurociągowych projektów gazyfikacyjnych. Ten stan tyczy się głównie obszaru Syberii Wschodniej i dalekiego wschodu Rosji, ale także licznej części obwodów Murmańskiego, Archangielskiego czy Karelii. Ciekawie wygląda zwłaszcza przykład Sachalinu, którego zgazyfikowanie w 2020 roku wyniosło jedynie 38 procent pomimo tego, że od 2009 roku (uruchomienie projektu terminala eksportowego LNG Sachalin-2) wydobyto tam ponad 200 mld m sześc. gazu, natomiast na użytek wewnętrzny wyspy trafiło jedynie nieco ponad 11 mld m sześc. gazu.

Czemu gazyfikacja Rosji jest kłopotliwa?

W procesie gazyfikacji Rosji problemem nie są jedynie niedostateczne fundusze przeznaczane na rozwój infrastruktury. Według Rosyjskiej Izby Obrachunkowej (odpowiednik polskiej Najwyższej Izby Kontroli) w latach 2017-2020 plan gazyfikacji został wykonany jedynie w 15 procentach. Według Izby, jednym z problemów jest brak odpowiedniej koordynacji działań na linii Gazprom – regiony. Gazprom jako operator i właściciel Zunifikowanego Systemu Zaopatrywania w Gaz, czyli systemu przesyłowego, magazynowania i obróbki gazu ziemnego odpowiada za budowę instalacji wysokiego i średniego ciśnienia. W zamyśle spółka ta tworzy magistrale wysokiego ciśnienia do danego regionu, natomiast budowa gazociągów dystrybucyjnych niskiego ciśnienia jest w gestii władz poszczególnych podmiotów federalnych, rejonów i władz miast.

Tutaj jednak pojawia się problem związany z finansowaniem dalszej części inwestycji do poszczególnych miast i wsi, przez co, pomimo częstego wywiązania się Gazpromu ze swojej części zadania, dalszy proces stoi w miejscu do czasu znalezienia funduszy po stronie władz lokalnych. Taki stan potrafi trwać kilka lat. Kiedy już gazociągi dystrybucyjne powstaną, kolejnym problemem będzie koszt przyłącza tzw. ostatniej mili, który muszą ponosić sami mieszkańcy. Nie ma w Rosji jednego operatora systemów dystrybucyjnych, co powoduje, że w każdym regionie Rosji koszty takiej operacji  wyglądają inaczej. W niektórych podmiotach władze lokalne dofinansowują mieszkańców, w innych dofinansowań nie ma. Przykładowo w regionie moskiewskim za sprawą projektu „Gaz do domu za 75 tys. rubli (1100 dolarów)” mieszkańcy mogli za taką kwotę przyłączyć się do sieci. Jednak koszt ten nie obejmował materiałów i instalacji grzewczych, co powodowało, że koszty wzrastały do ponad 115 tys. rubli (ponad 2 tys dolarów). W innych regionach takie wsparcie nie jest możliwe ze względu na trudności lokalnych budżetów. Najczęściej koszt przyłącza domu do sieci gazowej (do 100 metrów) waha się pomiędzy 40-70 tys. rubli (540-930 dolarów), do tego dochodzą koszty domowej instalacji gazowej, wynoszące około 60 tys. rubli (820 dolarów). Koszt całkowity przyłącza wraz z instalacją i projektami wynosi średnio 400 tys. rubli (5400 dolarów). Kiedy jednak odległość posesji od linii dystrybucyjnej przekracza 100 metrów, koszty podłączenia mogą przekroczyć nawet trzy miliony rubli (40 tys. dolarów). Powoduje to, że często, pomimo technicznych możliwości zgazyfikowania, mieszkańcy nie decydują się na podłączenie do sieci gazowej, ponieważ ich na to nie stać.

Trudności, poza kosztami, sprawia również sam proces uzyskiwania pozwoleń, zgód i projektów na potrzeby przyłączeniowe. Wynajęcie odpowiednio przygotowanej firmy, która skompletuje wszystkie potrzebne dokumenty i pozwolenia jest bardzo kosztowne, zaś, zrobienie tego indywidualnie jest wymagające i dla wielu potencjalnych konsumentów zwyczaj niewykonalne.

Monopolista i reszta

Gazyfikacji nie sprzyja także monopolistyczna pozycja Gazpromu. Firmie tej nie zależy na sprzedaży gazu np. dalekim osadom na północy Kraju Krasnojarskiego. Koszty poniesione na inwestycje w gazociągi, stacje kompresorowe i całą infrastrukturę nie zwrócą się praktycznie nigdy, natomiast koszty obsługi mogą przekroczyć roczne przychody z tych projektów. Zwłaszcza, że rosyjski rynek detaliczny handlu gazem jest regulowany, co oznacza, że Gazprom (jako monopolista) musi sprzedawać detalistom gaz poniżej jego rynkowej wartości. Z tego obowiązku zwolnione są inne firmy gazowe (m.in Novatek), ale w ich przypadku, najważniejsi są klienci biznesowi, którzy mają stałe zapotrzebowanie na gaz. W przypadku klientów indywidualnych, zapotrzebowanie jest uwarunkowane głównie porą roku i temperaturą za oknem.

Pozycja monopolisty daje Gazpromowi wyłączność na eksport gazu za granicę, z czego w domyśle ma być finansowana gazyfikacja. Jednak dotychczas niewielki procent z tych przychodów lokowany jest właśnie w krajowe inwestycje, mające na celu przyśpieszenie procesu dostępności błękitnego paliwa dla Rosjan.

Według danych grupy konsultingowej Wygon za 42 procent zużycia gazu w Rosji odpowiada energetyka, aż 19 procent wydobytego gazu zużywa sam przemysł wydobywczy (transport gazu na duże odległości tzw. gaz techniczny, napełnianie magazynów gazu, zasilanie turbosprężarek w tłoczniach etc),  15 procent przez przemysł chemiczny, petrochemiczny, cementowy, 14 procent zużywane jest przez odbiorców indywidualnych, 10 procent przez zakłady komunalne (w tym ciepłownie). Decyzję o inwestycjach podejmuje się zatem z myślą o dużych odbiorcach gazu, którzy potencjalnie mogą pozytywnie w tym przypadku wpływać na swoje sąsiedztwo.

Przed dalszym zaangażowaniem w gazyfikację, rosyjskie firmy odstraszane są również przez problemy z płatnościami za otrzymany surowiec. Gazprom jako firma odpowiedzialna za dostarczanie gazu odbiorcom indywidualnym narażona jest na problemy braku płatności za dostarczony produkt. Jak poinformował podczas spotkania z Władimirem Putinem pod koniec sierpnia Aleksiej Kudrin, szef Izby Obrachunkowej, długi odbiorców gazu wobec Gazpromu przekroczyły 331 mld rubli (4,4 mld dolarów). Kwota ta przewyższa kwartalne (styczeń -marzec 2020 roku) przychody spółki z tytułu sprzedaży gazu na rynek wewnętrzny, co przyniosło 322 mld rubli (4,3 mld dolarów), oraz czterokrotnie przewyższa kwartalne (styczeń-marzec 2020 roku) wpływy z tytułu eksportu gazu do państw WNP, które wyniosły 90 mld rubli (1,2 mld dolarów). Na początku 2020 roku dług klientów Gazpromu wynosił 175 mld rubli (2,33 mld dolarów). Według Kudrina, za większość długu odpowiadają mieszkańcy kaukaskich podmiotów federalnych, bez wskazywania, które konkretnie.

Lokalne uwarunkowania

W temacie gazyfikacji pojawiają się również lokalne uwarunkowania, które powodują, że z różnych powodów proces ten nie idzie po myśli władz federalnych.  O ile na samym początku wieku proces przebiegał w miarę sprawnie, szybko i według racjonalnych kosztów, o tyle teraz wyczerpują się „proste” lokalizacje do gazyfikacji. Coraz częściej firmy muszą budować dłuższe odcinki gazociągów w trudnych geograficznie obszarach, które prowadzą do miejscowości, w których mieszka od kilkudziesięciu do kilkuset mieszkańców. To sprawia, że efektywność przyrostu spada, natomiast rosną koszty. Stąd też wątpliwości rosyjskich ekspertów, czy środki, które są zakładane na realizację projektów do końca dekady, faktycznie będą wystarczające.

Dodatkowo według niektórych obserwatorów rosyjskiej sceny energetycznej, m.in Igora Juszczkowa czy Pawła Zawalnego, władza federalna stała się w pewnym sensie zakładnikiem swojego dążenia do pełnej gazyfikacji Rosji. Obaj wskazują, że poziom gazyfikacji na poziomie 80 procent to maksimum, które może być zrealizowane. Do 20 procent zamieszkałych terenów gaz nie zostanie poprowadzony głównie ze względów logistycznych, ale i praktycznych. Nie ma możliwości ekonomicznej przeprowadzenia gazyfikacji wioski, którą zamieszkuje kilkadziesiąt osób, a sama wioska oddalona jest o setki kilometrów od najbliższej magistrali gazowej. Ponadto, dla niektórych lokacji odpowiedniejsza wydaje się wyspowa gazyfikacja przy wykorzystaniu LNG. Ta metoda jednak nie jest najtańsza. Kolejnym elementem jest fakt, że gaz jest jedynie źródłem wytwarzania energii potrzebnej m.in do ogrzania domów, czy podgrzania wody i gotowania. Alternatywą wobec gazu na obszarach wschodniej Syberii jest energetyka wodna, która zapewnia duże ilości energii elektrycznej. Ta energia jest znacznie tańsza niż gaz ziemny, a i koszty inwestycyjne są nieporównywalnie niższe.

Tutaj jednak pojawia się najważniejsza specyfika rosyjskiego dalekiego wschodu. Specyfika, która wynika pośrednio z rosyjskiego systemu polityczno-gospodarczego. Na Syberii Wschodniej znajduje się jeden z głównych obszarów wydobywczych węgla brunatnego (m.in w regionie Kemerowa tzw. Kuzbass), na terenie którego zlokalizowanych jest 18 kopalni odkrywkowych oraz 8 kopalni głębinowych. Wszystkie należą do koncernu SUEK, którego właścicielem jest jeden z najbogatszych Rosjan, Andriej Melniczenko. SUEK jest jednocześnie właścilem kompanii energetycznej SGK, która posiada 5 dużych elektrociepłowni oraz 18 lokalnych ciepłowni produkujących łącznie 16 GW energii elektrycznej oraz 26 GW mocy cieplnej. Wszystkie elektrownie zasilane są węglem brunatnym, wydobywanym w lokalnych kopalniach, należących do spółki-matki – SUEK.

Taki układ utrzymuje się od wielu lat i nie powinien ulec zmianie, dopóki Melniczenko jest oligarchą lojalnym wobec Kremla. Wejście gazu na ten teren oznaczałoby kłopoty nie tylko Melniczenki, ale i  regionalnych władz, które mierzyłyby się z problemem wzrastającego bezrobocia rosnącego wraz z zamykaniem mniej rentownych kopalń. Układ ten jest zatem korzystny dla wszystkich zainteresowanych. Oczywiście, tracą na tym zwykli mieszkańcy, którzy cierpią ze względu na fatalną jakość powietrza. Jednak władze bronią węgla, tłumacząc, że gdyby nie ten surowiec, mieszkańcy musieliby płacić więcej zarówno za energię elektryczną, jak i ciepło. To z kolei jest kluczowym argumentem, kiedy do dyskusji wchodzą rozżaleni brakiem dostępu do gazu mieszkańcy.

Instrukcja od Kremla

Gazyfikacja jest ważnym elementem polityki wewnętrznej Kremla. Ma być symbolem ponaddwudziestoletnich rządów Putina, który walczy o to, aby Rosjanie mieli dostęp do błękitnego paliwa, którego przecież w Rosji jest pod dostatkiem. Problem jednak w tym, że pod dostatkiem jest go w zasadzie tylko na potrzeby geopolitycznych projektów, takich jak Nord Stream, Siła Syberii czy Turkish Stream. Te groźnie brzmiące projekty mają pokazywać siłę polityczną Rosji. Przyśpieszenie procesu gazyfikowania kolejnych obszarów Rosji jest kolejnym elementem politycznej gry Kremla z Rosjanami, zwłaszcza w obliczu spadających notowań zarówno rządu, jak i samego gospodarza Kremla. Dlatego też ostatnio w instrukcjach Kremla przekazywanych ministerstwu energetyki pojawiły się dwie dość rewolucyjne propozycje. Pierwsza zakłada powołanie do życia jednego operatora systemu dystrybucji gazu tak, aby to on odpowiadał za realizację projektów od wysokociśnieniowych gazociągów Gazpromu, aż do kuchenki pojedynczego domu. Drugim rewolucyjnym pomysłem jest przeniesienie opłat „ostatniej mili” na państwo. Oznaczałoby to, że mieszkańcy nie musieliby opłacać kosztownych inwestycji przyłączeniowych. Na ile realne są te sugestie, tego nie wiadomo. Ich realizacja kosztowałaby dodatkowe miliardy dolarów, których obecnie w kasie Gazpromu nie widać. Kiedy jeszcze były widoczne, nikt nie wpadł na podobny pomysł.

NDR: Niemcy spróbują ominąć sankcje USA wobec Nord Stream 2

 

 

 

Problem procesu gazyfikacji Rosji z roku na rok staje się coraz bardziej polityczny i wpływa na wizerunek zarówno władz federalnych, jak i regionalnych wśród rosyjskiego społeczeństwa. Obecny niepokój oraz coraz mniejsze zaufanie do rządu i prezydenta sprawiły, że ta kwestia stała się priorytetem w najbliższych latach. Rzeczywistość pokazuje jednak, że działania o charakterze geopolitycznym wciąż wygrywają z dobrem społecznym – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Gazyfikacja z długą historią

Pod koniec 2020 roku zakończył się kolejny, pięcioletni etap gazyfikacji, rozłożony na lata 2016-2020. Cała historia zaczęła się jednak w 2005 roku, podczas drugiej kadencji prezydentury Władimira Putina, kiedy program gazyfikacji Rosji otrzymał status projektu o znaczeniu federalnym.

W 2005 roku poziom zgazyfikowania Rosji wynosił 55 procent. Od tego czasu Gazprom wybudował ponad dwa tysiące gazociągów o łącznej długości ponad 34 tys. km. Zgodnie z informacjami spółki, na dzień pierwszego stycznia 2021 roku zgazyfikowane jest 71,4 procent Rosji. Prosta kalkulacja wskazuje, że rocznie gazyfikacja zwiększa się o około jeden procent względem poprzedniego roku. Nie jest to jednak miarodajne, ponieważ na zakończenie pierwszej „pięciolatki” 2005-2010, gazyfikacja wyniosła 63,4 procent, co oznacza przyrost na poziomie ponad ośmiu procent w pięć lat. Na zakończenie drugiej „pięciolatki” w 2016 roku poziom gazyfikacji wyniósł 66,2 procent co oznacza wzrost o niespełna trzy procent. Ostatnie pięć lat pomiędzy 2016-2020 rokiem to dodatkowe pięć procent. W ciągu minionych 15 lat Gazprom na gazyfikację Rosji wydał około 400 mld rubli (5,36 mld dolarów). Kwota ta nie jest oszałamiająca, gdy weźmie się pod uwagę koszty, które pochłonęły geopolityczne „megaprojekty” Gazpromu. Na sam gazociąg Nord Stream 1 wydano prawie 700 mld rubli (dziewięć miliardów dolarów), na gazociąg Turkish Stream wydano kolejne 650 mld rubli (8 mld dolarów), na gazociąg Siła Syberii, według niepotwierdzonych informacji, wydano co najmniej 1,1 bln rubli (15 mld dolarów), a Nord Stream 2 dotychczas kosztował nie mniej, niż 900 mld rubli (11 mld dolarów).

Według najnowszych planów, które forsuje Kreml w osobie prezydenta Putina, do 2030 roku zgazyfikowane ma być minimum 85 procent powierzchni Rosji. Oznacza to zatem, że w ciągu niespełna dziewięciu lat Gazprom musi podwoić prędkość gazyfikacji, a co za tym idzie, znacznie zwiększyć nakłady na inwestycje. Według szacunków ministerstwa energetyki Rosji, koszt gazyfikacji do poziomu 85 procent do 2030 roku będzie wymagał 1,9 bln rubli, które będzie musiał wygospodarować Gazprom.

Problem wizerunkowy Kremla

Rosja jest państwem z największymi udokumentowanymi zasobami gazu. Jest też liderem pod względem wydobycia błękitnego surowca. Pomimo spadku wydobycia w rekordowym 2019 roku z poziomu 738 do 692 mld m sześc. w 2020 roku, liczby te nadal robią wrażenie. Ponad 170 mld m sześc. jest eksportowane do państw tzw. dalekiej zagranicy, a około 30 mld m sześc. jest sprzedawana do państw WNP (m.in Białoruś, Mołdawia, Armenia). Dla milionów Rosjan (według badań Instytutu Prognoz Gospodarczych Rosyjskiej Akademik Nauk, zapotrzebowanie na paliwo gazowe wyraża 5,5 mln gospodarstw domowych, czyli ponad 14,3 mln Rosjan), którzy borykają się z problemami związanymi z dostępnością paliwa grzewczego, jego emisyjnością czy innymi kłopotami, wstydliwym jest fakt, że państwo skupia się na dostarczaniu gazu do dalekich państw zagranicy, a nie potrafi lub nie chce zapewnić możliwości korzystania z niego mieszkańcom Uralu, Syberii czy Dalekiego Wschodu. W obliczu spadającego poparcia dla Władimira Putina i ogólnie dla rosyjskiego rządu, aspekty związane z komfortem, ekonomią, bezpieczeństwem i zdrowiem stają się coraz istotniejsze, a w przyszłości mogą generować zarzewia społecznych niepokojów.

Uśredniona wartość zgazyfikowania Rosji również jest nieco myląca. O ile kilka podmiotów federalnych Rosji jest zgazyfikowanych na poziomie prawie 100 procent (m.in Tatarstan, Biełgorod), to w 23 podmiotach (z 83 podmiotów federalnych bez okupowanego Krymu i Sewastopola) wskaźnik gazyfikacji nie przekracza 20 procent, a w przypadku 11 podmiotów w ogólnie nie ma rurociągowych projektów gazyfikacyjnych. Ten stan tyczy się głównie obszaru Syberii Wschodniej i dalekiego wschodu Rosji, ale także licznej części obwodów Murmańskiego, Archangielskiego czy Karelii. Ciekawie wygląda zwłaszcza przykład Sachalinu, którego zgazyfikowanie w 2020 roku wyniosło jedynie 38 procent pomimo tego, że od 2009 roku (uruchomienie projektu terminala eksportowego LNG Sachalin-2) wydobyto tam ponad 200 mld m sześc. gazu, natomiast na użytek wewnętrzny wyspy trafiło jedynie nieco ponad 11 mld m sześc. gazu.

Czemu gazyfikacja Rosji jest kłopotliwa?

W procesie gazyfikacji Rosji problemem nie są jedynie niedostateczne fundusze przeznaczane na rozwój infrastruktury. Według Rosyjskiej Izby Obrachunkowej (odpowiednik polskiej Najwyższej Izby Kontroli) w latach 2017-2020 plan gazyfikacji został wykonany jedynie w 15 procentach. Według Izby, jednym z problemów jest brak odpowiedniej koordynacji działań na linii Gazprom – regiony. Gazprom jako operator i właściciel Zunifikowanego Systemu Zaopatrywania w Gaz, czyli systemu przesyłowego, magazynowania i obróbki gazu ziemnego odpowiada za budowę instalacji wysokiego i średniego ciśnienia. W zamyśle spółka ta tworzy magistrale wysokiego ciśnienia do danego regionu, natomiast budowa gazociągów dystrybucyjnych niskiego ciśnienia jest w gestii władz poszczególnych podmiotów federalnych, rejonów i władz miast.

Tutaj jednak pojawia się problem związany z finansowaniem dalszej części inwestycji do poszczególnych miast i wsi, przez co, pomimo częstego wywiązania się Gazpromu ze swojej części zadania, dalszy proces stoi w miejscu do czasu znalezienia funduszy po stronie władz lokalnych. Taki stan potrafi trwać kilka lat. Kiedy już gazociągi dystrybucyjne powstaną, kolejnym problemem będzie koszt przyłącza tzw. ostatniej mili, który muszą ponosić sami mieszkańcy. Nie ma w Rosji jednego operatora systemów dystrybucyjnych, co powoduje, że w każdym regionie Rosji koszty takiej operacji  wyglądają inaczej. W niektórych podmiotach władze lokalne dofinansowują mieszkańców, w innych dofinansowań nie ma. Przykładowo w regionie moskiewskim za sprawą projektu „Gaz do domu za 75 tys. rubli (1100 dolarów)” mieszkańcy mogli za taką kwotę przyłączyć się do sieci. Jednak koszt ten nie obejmował materiałów i instalacji grzewczych, co powodowało, że koszty wzrastały do ponad 115 tys. rubli (ponad 2 tys dolarów). W innych regionach takie wsparcie nie jest możliwe ze względu na trudności lokalnych budżetów. Najczęściej koszt przyłącza domu do sieci gazowej (do 100 metrów) waha się pomiędzy 40-70 tys. rubli (540-930 dolarów), do tego dochodzą koszty domowej instalacji gazowej, wynoszące około 60 tys. rubli (820 dolarów). Koszt całkowity przyłącza wraz z instalacją i projektami wynosi średnio 400 tys. rubli (5400 dolarów). Kiedy jednak odległość posesji od linii dystrybucyjnej przekracza 100 metrów, koszty podłączenia mogą przekroczyć nawet trzy miliony rubli (40 tys. dolarów). Powoduje to, że często, pomimo technicznych możliwości zgazyfikowania, mieszkańcy nie decydują się na podłączenie do sieci gazowej, ponieważ ich na to nie stać.

Trudności, poza kosztami, sprawia również sam proces uzyskiwania pozwoleń, zgód i projektów na potrzeby przyłączeniowe. Wynajęcie odpowiednio przygotowanej firmy, która skompletuje wszystkie potrzebne dokumenty i pozwolenia jest bardzo kosztowne, zaś, zrobienie tego indywidualnie jest wymagające i dla wielu potencjalnych konsumentów zwyczaj niewykonalne.

Monopolista i reszta

Gazyfikacji nie sprzyja także monopolistyczna pozycja Gazpromu. Firmie tej nie zależy na sprzedaży gazu np. dalekim osadom na północy Kraju Krasnojarskiego. Koszty poniesione na inwestycje w gazociągi, stacje kompresorowe i całą infrastrukturę nie zwrócą się praktycznie nigdy, natomiast koszty obsługi mogą przekroczyć roczne przychody z tych projektów. Zwłaszcza, że rosyjski rynek detaliczny handlu gazem jest regulowany, co oznacza, że Gazprom (jako monopolista) musi sprzedawać detalistom gaz poniżej jego rynkowej wartości. Z tego obowiązku zwolnione są inne firmy gazowe (m.in Novatek), ale w ich przypadku, najważniejsi są klienci biznesowi, którzy mają stałe zapotrzebowanie na gaz. W przypadku klientów indywidualnych, zapotrzebowanie jest uwarunkowane głównie porą roku i temperaturą za oknem.

Pozycja monopolisty daje Gazpromowi wyłączność na eksport gazu za granicę, z czego w domyśle ma być finansowana gazyfikacja. Jednak dotychczas niewielki procent z tych przychodów lokowany jest właśnie w krajowe inwestycje, mające na celu przyśpieszenie procesu dostępności błękitnego paliwa dla Rosjan.

Według danych grupy konsultingowej Wygon za 42 procent zużycia gazu w Rosji odpowiada energetyka, aż 19 procent wydobytego gazu zużywa sam przemysł wydobywczy (transport gazu na duże odległości tzw. gaz techniczny, napełnianie magazynów gazu, zasilanie turbosprężarek w tłoczniach etc),  15 procent przez przemysł chemiczny, petrochemiczny, cementowy, 14 procent zużywane jest przez odbiorców indywidualnych, 10 procent przez zakłady komunalne (w tym ciepłownie). Decyzję o inwestycjach podejmuje się zatem z myślą o dużych odbiorcach gazu, którzy potencjalnie mogą pozytywnie w tym przypadku wpływać na swoje sąsiedztwo.

Przed dalszym zaangażowaniem w gazyfikację, rosyjskie firmy odstraszane są również przez problemy z płatnościami za otrzymany surowiec. Gazprom jako firma odpowiedzialna za dostarczanie gazu odbiorcom indywidualnym narażona jest na problemy braku płatności za dostarczony produkt. Jak poinformował podczas spotkania z Władimirem Putinem pod koniec sierpnia Aleksiej Kudrin, szef Izby Obrachunkowej, długi odbiorców gazu wobec Gazpromu przekroczyły 331 mld rubli (4,4 mld dolarów). Kwota ta przewyższa kwartalne (styczeń -marzec 2020 roku) przychody spółki z tytułu sprzedaży gazu na rynek wewnętrzny, co przyniosło 322 mld rubli (4,3 mld dolarów), oraz czterokrotnie przewyższa kwartalne (styczeń-marzec 2020 roku) wpływy z tytułu eksportu gazu do państw WNP, które wyniosły 90 mld rubli (1,2 mld dolarów). Na początku 2020 roku dług klientów Gazpromu wynosił 175 mld rubli (2,33 mld dolarów). Według Kudrina, za większość długu odpowiadają mieszkańcy kaukaskich podmiotów federalnych, bez wskazywania, które konkretnie.

Lokalne uwarunkowania

W temacie gazyfikacji pojawiają się również lokalne uwarunkowania, które powodują, że z różnych powodów proces ten nie idzie po myśli władz federalnych.  O ile na samym początku wieku proces przebiegał w miarę sprawnie, szybko i według racjonalnych kosztów, o tyle teraz wyczerpują się „proste” lokalizacje do gazyfikacji. Coraz częściej firmy muszą budować dłuższe odcinki gazociągów w trudnych geograficznie obszarach, które prowadzą do miejscowości, w których mieszka od kilkudziesięciu do kilkuset mieszkańców. To sprawia, że efektywność przyrostu spada, natomiast rosną koszty. Stąd też wątpliwości rosyjskich ekspertów, czy środki, które są zakładane na realizację projektów do końca dekady, faktycznie będą wystarczające.

Dodatkowo według niektórych obserwatorów rosyjskiej sceny energetycznej, m.in Igora Juszczkowa czy Pawła Zawalnego, władza federalna stała się w pewnym sensie zakładnikiem swojego dążenia do pełnej gazyfikacji Rosji. Obaj wskazują, że poziom gazyfikacji na poziomie 80 procent to maksimum, które może być zrealizowane. Do 20 procent zamieszkałych terenów gaz nie zostanie poprowadzony głównie ze względów logistycznych, ale i praktycznych. Nie ma możliwości ekonomicznej przeprowadzenia gazyfikacji wioski, którą zamieszkuje kilkadziesiąt osób, a sama wioska oddalona jest o setki kilometrów od najbliższej magistrali gazowej. Ponadto, dla niektórych lokacji odpowiedniejsza wydaje się wyspowa gazyfikacja przy wykorzystaniu LNG. Ta metoda jednak nie jest najtańsza. Kolejnym elementem jest fakt, że gaz jest jedynie źródłem wytwarzania energii potrzebnej m.in do ogrzania domów, czy podgrzania wody i gotowania. Alternatywą wobec gazu na obszarach wschodniej Syberii jest energetyka wodna, która zapewnia duże ilości energii elektrycznej. Ta energia jest znacznie tańsza niż gaz ziemny, a i koszty inwestycyjne są nieporównywalnie niższe.

Tutaj jednak pojawia się najważniejsza specyfika rosyjskiego dalekiego wschodu. Specyfika, która wynika pośrednio z rosyjskiego systemu polityczno-gospodarczego. Na Syberii Wschodniej znajduje się jeden z głównych obszarów wydobywczych węgla brunatnego (m.in w regionie Kemerowa tzw. Kuzbass), na terenie którego zlokalizowanych jest 18 kopalni odkrywkowych oraz 8 kopalni głębinowych. Wszystkie należą do koncernu SUEK, którego właścicielem jest jeden z najbogatszych Rosjan, Andriej Melniczenko. SUEK jest jednocześnie właścilem kompanii energetycznej SGK, która posiada 5 dużych elektrociepłowni oraz 18 lokalnych ciepłowni produkujących łącznie 16 GW energii elektrycznej oraz 26 GW mocy cieplnej. Wszystkie elektrownie zasilane są węglem brunatnym, wydobywanym w lokalnych kopalniach, należących do spółki-matki – SUEK.

Taki układ utrzymuje się od wielu lat i nie powinien ulec zmianie, dopóki Melniczenko jest oligarchą lojalnym wobec Kremla. Wejście gazu na ten teren oznaczałoby kłopoty nie tylko Melniczenki, ale i  regionalnych władz, które mierzyłyby się z problemem wzrastającego bezrobocia rosnącego wraz z zamykaniem mniej rentownych kopalń. Układ ten jest zatem korzystny dla wszystkich zainteresowanych. Oczywiście, tracą na tym zwykli mieszkańcy, którzy cierpią ze względu na fatalną jakość powietrza. Jednak władze bronią węgla, tłumacząc, że gdyby nie ten surowiec, mieszkańcy musieliby płacić więcej zarówno za energię elektryczną, jak i ciepło. To z kolei jest kluczowym argumentem, kiedy do dyskusji wchodzą rozżaleni brakiem dostępu do gazu mieszkańcy.

Instrukcja od Kremla

Gazyfikacja jest ważnym elementem polityki wewnętrznej Kremla. Ma być symbolem ponaddwudziestoletnich rządów Putina, który walczy o to, aby Rosjanie mieli dostęp do błękitnego paliwa, którego przecież w Rosji jest pod dostatkiem. Problem jednak w tym, że pod dostatkiem jest go w zasadzie tylko na potrzeby geopolitycznych projektów, takich jak Nord Stream, Siła Syberii czy Turkish Stream. Te groźnie brzmiące projekty mają pokazywać siłę polityczną Rosji. Przyśpieszenie procesu gazyfikowania kolejnych obszarów Rosji jest kolejnym elementem politycznej gry Kremla z Rosjanami, zwłaszcza w obliczu spadających notowań zarówno rządu, jak i samego gospodarza Kremla. Dlatego też ostatnio w instrukcjach Kremla przekazywanych ministerstwu energetyki pojawiły się dwie dość rewolucyjne propozycje. Pierwsza zakłada powołanie do życia jednego operatora systemu dystrybucji gazu tak, aby to on odpowiadał za realizację projektów od wysokociśnieniowych gazociągów Gazpromu, aż do kuchenki pojedynczego domu. Drugim rewolucyjnym pomysłem jest przeniesienie opłat „ostatniej mili” na państwo. Oznaczałoby to, że mieszkańcy nie musieliby opłacać kosztownych inwestycji przyłączeniowych. Na ile realne są te sugestie, tego nie wiadomo. Ich realizacja kosztowałaby dodatkowe miliardy dolarów, których obecnie w kasie Gazpromu nie widać. Kiedy jeszcze były widoczne, nikt nie wpadł na podobny pomysł.

NDR: Niemcy spróbują ominąć sankcje USA wobec Nord Stream 2

 

 

 

Najnowsze artykuły