icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kubiak: Czy Zachód może zablokować Jamał?

Kryzys na linii Zachód-Białoruś i postępująca izolacja reżimu Alaksandra Łukaszenki stanowią dziś absolutnie kluczowy punkt odniesienia, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i interes narodowy Polski. Wśród całego katalogu ryzyk rysują się też te, związane z sektorem energetycznym. Choć to wciąż raczej political-fiction, debata międzynarodowa toczy się wokół kwestii wyłączenia tranzytu gazu przez Białoruś. Scenariusz ten ma być rozważany przez unijną dyplomację, a głosy za jego realizacją pojawiają się także na łamach wiodącego amerykańskiego think-tanku. Ma być to sposób na pogodzenie budowy Nord Stream 2 i interesów Ukrainy. Sęk w tym, że nikt nie mówi zarazem o bezpieczeństwie dostaw do Polski – pisze Mateusz Kubiak z Esperis Consulting.

Najpierw, bezpośrednio po porwaniu Ramana Pratasiewicza przez białoruski reżim, za zatrzymaniem dostaw gazu przez Białoruś opowiedział się szef brytyjskiej komisji parlamentarnej ds. zagranicznych, Thomas Tugendhat. Choć deklaracja ta padała jedynie za pośrednictwem Twittera, to dużo poważniej wybrzmiała już podobna wypowiedź ze strony szefa unijnej dyplomacji, Josepa Borrella. Wysoki Przedstawiciel UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa stwierdził bowiem w wywiadzie dla agencji AFP, że rosyjski gaz mógłby docierać do Europy „innym rurociągiem, niż Jamał”. W ten sposób, zdaniem Borrella, Białoruś miałaby zostać pozbawiona dochodów z tytułu tranzytu gazu, a bezpieczeństwo dostaw – zachowane.

O ile Thomas Tugendhat jasno zaznaczył, że sprzeciwia się także budowie Nord Stream 2, o tyle nie sposób oprzeć się wrażeniu, że już Josep Borrell mógł sugerować potrzebę ukończenia NS2, by wyłączyć tranzyt gazu Jamałem. Zwłaszcza, że część komentatorów lobbuje już publicznie taką wizję. Z jednej strony, głosy poparcia dla rzeczonej koncepcji pojawiły się na łamach mediów ukraińskich. Z drugiej zaś, co szczególnie niepokojące, także po drugiej stronie Atlantyku.

Pierwszego czerwca uznane Center for European Policy Analysis (CEPA) opublikowało tekst Tadeusza Giczana, w którym wprost wskazano na możliwość pogodzenia budowy Nord Stream 2 i tranzytu gazu przez Ukrainę, o ile wyłączony zostanie przesył Gazociągiem Jamalskim. Autor artykułu przekonuje, że takie rozwiązanie powinno być do zaakceptowania przez USA, bo wszak ogólny poziom dostaw gazu do Europy „pozostanie taki sam”.

Cała ta dyskusja to raczej wciąż political fiction, jako że sankcje na białoruskie gazociągi (stanowiące notabene własność Gazpromu) byłyby „opcją atomową” – zwłaszcza, że groziłyby one także katastrofą samym białoruskim obywatelom, którzy de facto straciliby dostęp do ciepła sieciowego. Niepokojącym jest jednak, że w czasie toczącej się debaty brakuje głosów wskazujących na potrzebę uwzględnienia bezpieczeństwa gazowego Polski. Dopóki bowiem trwa jeszcze proces rozbudowy mocy importowych i obowiązuje jeszcze kontrakt jamalski, dopóty kwestia ciągłości dostaw przez Białoruś pozostaje kluczowa dla naszego kraju. Nie mówiąc zresztą o samym statusie państwa tranzytowego, który również Polska powinna starać się zachować.

Oczywiście, Zachód powinien móc zdecydowanie odpowiedzieć na działania białoruskiego reżimu, w tym wdrażając określone restrykcje i blokady ekonomiczne. Polityka sankcyjna USA i UE powinna być jednak przemyślana i faktycznie służyć sprawie Białorusi. Nie sposób zaś oprzeć się wrażeniu, że ew. uderzenie w tranzyt gazu przez Jamał miałoby nie tyle pomóc białoruskiemu społeczeństwu, co raczej stanowić element większej gry, jaka toczy się w naszym regionie.

Tekst został opublikowany w ramach współpracy z Esperis Consulting

Logo Esperis Consulting
Logo Esperis Consulting

Kryzys na linii Zachód-Białoruś i postępująca izolacja reżimu Alaksandra Łukaszenki stanowią dziś absolutnie kluczowy punkt odniesienia, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i interes narodowy Polski. Wśród całego katalogu ryzyk rysują się też te, związane z sektorem energetycznym. Choć to wciąż raczej political-fiction, debata międzynarodowa toczy się wokół kwestii wyłączenia tranzytu gazu przez Białoruś. Scenariusz ten ma być rozważany przez unijną dyplomację, a głosy za jego realizacją pojawiają się także na łamach wiodącego amerykańskiego think-tanku. Ma być to sposób na pogodzenie budowy Nord Stream 2 i interesów Ukrainy. Sęk w tym, że nikt nie mówi zarazem o bezpieczeństwie dostaw do Polski – pisze Mateusz Kubiak z Esperis Consulting.

Najpierw, bezpośrednio po porwaniu Ramana Pratasiewicza przez białoruski reżim, za zatrzymaniem dostaw gazu przez Białoruś opowiedział się szef brytyjskiej komisji parlamentarnej ds. zagranicznych, Thomas Tugendhat. Choć deklaracja ta padała jedynie za pośrednictwem Twittera, to dużo poważniej wybrzmiała już podobna wypowiedź ze strony szefa unijnej dyplomacji, Josepa Borrella. Wysoki Przedstawiciel UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa stwierdził bowiem w wywiadzie dla agencji AFP, że rosyjski gaz mógłby docierać do Europy „innym rurociągiem, niż Jamał”. W ten sposób, zdaniem Borrella, Białoruś miałaby zostać pozbawiona dochodów z tytułu tranzytu gazu, a bezpieczeństwo dostaw – zachowane.

O ile Thomas Tugendhat jasno zaznaczył, że sprzeciwia się także budowie Nord Stream 2, o tyle nie sposób oprzeć się wrażeniu, że już Josep Borrell mógł sugerować potrzebę ukończenia NS2, by wyłączyć tranzyt gazu Jamałem. Zwłaszcza, że część komentatorów lobbuje już publicznie taką wizję. Z jednej strony, głosy poparcia dla rzeczonej koncepcji pojawiły się na łamach mediów ukraińskich. Z drugiej zaś, co szczególnie niepokojące, także po drugiej stronie Atlantyku.

Pierwszego czerwca uznane Center for European Policy Analysis (CEPA) opublikowało tekst Tadeusza Giczana, w którym wprost wskazano na możliwość pogodzenia budowy Nord Stream 2 i tranzytu gazu przez Ukrainę, o ile wyłączony zostanie przesył Gazociągiem Jamalskim. Autor artykułu przekonuje, że takie rozwiązanie powinno być do zaakceptowania przez USA, bo wszak ogólny poziom dostaw gazu do Europy „pozostanie taki sam”.

Cała ta dyskusja to raczej wciąż political fiction, jako że sankcje na białoruskie gazociągi (stanowiące notabene własność Gazpromu) byłyby „opcją atomową” – zwłaszcza, że groziłyby one także katastrofą samym białoruskim obywatelom, którzy de facto straciliby dostęp do ciepła sieciowego. Niepokojącym jest jednak, że w czasie toczącej się debaty brakuje głosów wskazujących na potrzebę uwzględnienia bezpieczeństwa gazowego Polski. Dopóki bowiem trwa jeszcze proces rozbudowy mocy importowych i obowiązuje jeszcze kontrakt jamalski, dopóty kwestia ciągłości dostaw przez Białoruś pozostaje kluczowa dla naszego kraju. Nie mówiąc zresztą o samym statusie państwa tranzytowego, który również Polska powinna starać się zachować.

Oczywiście, Zachód powinien móc zdecydowanie odpowiedzieć na działania białoruskiego reżimu, w tym wdrażając określone restrykcje i blokady ekonomiczne. Polityka sankcyjna USA i UE powinna być jednak przemyślana i faktycznie służyć sprawie Białorusi. Nie sposób zaś oprzeć się wrażeniu, że ew. uderzenie w tranzyt gazu przez Jamał miałoby nie tyle pomóc białoruskiemu społeczeństwu, co raczej stanowić element większej gry, jaka toczy się w naszym regionie.

Tekst został opublikowany w ramach współpracy z Esperis Consulting

Logo Esperis Consulting
Logo Esperis Consulting

Najnowsze artykuły