ANALIZA
Patryk Gorgol
Ekspert ds. międzynarodowych
Zbliża się termin podpisania porozumienia P5 z Iranem. Tak blisko porozumienia, jak po przedstawieniu ram ostatecznej umowy, strony rozmów nie były jeszcze nigdy.
Na początku kwietnia w Lozannie ogłoszono tzw. ramy ostatecznego porozumienia atomowego. Nie jest to umowa, ale zbiór podstawowych założeń, jakie strony przyjęły za fundament przyszłego porozumienia. Do tego czasu aktualne pozostaje tzw. tymczasowe porozumienie z Genewy, które z jednej strony nakłada na Iran sporo obowiązków związanych z programem atomowym (m.in. rozcieńczenie lub konwersja uranu wzbogacanego ponad 5 proc. do poziomu maksymalnie 5 proc.), ale z drugiej – zawiesza część sankcji nałożonych na Teheran (np. embargo UE na import produktów petrochemicznych), a także odmraża część zamrożonych środków (a jest co odmrażać – wg Amerykanów zamrożonych jest około 100 mld dol.)
Opublikowany na stronach Białego Domu tzw. Fact Sheet pokazuje, jak zaawansowane są rozmowy – strony w zasadzie określiły już, ile uranu (300 kg z posiadanych 10 tys. kg)) i o jakim wzbogaceniu (3,67 proc. przez okres 15 lat) może posiadać Iran, a także ile wirówek (ok. 1/3 dotychczasowego stanu) i jakiego typu (najstarszego) może pozostać aktywnych w ramach irańskiego programu atomowego. Reaktor w Arak ma zostać przebudowany tak, aby w ramach jego pracy nie powstał pluton, a Iran – w ograniczonym zakresie – wzbogacać może uran jedynie w jednej lokalizacji. Znacznie wzmocniona ma zostać również pozycja Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Powyższe przykłady to tylko wybrane założenia ramowego porozumienia – do całości odsyłam na stronę Białego Domu. Chciałem tylko uzmysłowić, jak szczegółowe są to rozmowy i jednocześnie jak blisko jest finału tychże negocjacji. Wydaje się, że strony osiągnęły porozumienie, co do najważniejszych założeń irańskiego programu atomowego – z jednej strony tak restrykcyjne warunki mają uniemożliwić uzyskanie broni atomowej (uran wzbogacony do poziomu 3,69 proc., gdy do produkcji broni jądrowej potrzeba 90 proc. oraz uniemożliwienie produkcji plutonu), a z drugiej daje Iranowi niezależność, co do możliwości posiadania programu atomowego dla celów pokojowych.
Strony uzgodnić miały też tzw. breakout time na poziom 1 roku – oznacza to, iż porozumienie ma zagwarantować, że w przypadku, gdyby Iran go nie przestrzegał, to potrzebuje minimum 1 roku do skonstruowania broni jądrowej. Zdaniem Amerykanów obecny breakout time wynosi ok. 3 miesięcy.
Nad całym porozumieniem pieczę sprawowałaby Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, co ciekawe, szanowana przez strony negocjacji. Dla rzetelności trzeba zaznaczyć, że Irańczycy zaprzeczyli treści Fact Sheetu, aczkolwiek założenia przedstawione przez Federicę Morgherini (UE) oraz ministra Zariffa nie wykluczały się z tym, co przedstawili Amerykanie.
Powyższe wskazuje, że do porozumienia jest naprawdę niedaleko, bo udało się usunąć kości niezgody w postaci poziomu wzbogacenia uranu, liczby wirówek, a także ram czasowych porozumienia. W przypadku tak delikatnych rozmów nigdy wprawdzie nie da się z całą pewnością stwierdzić, czy zakończą się one powodzeniem, ale widać, że główni aktorzy – tj. Amerykanie oraz Irańczycy – dążą do porozumienia. Najważniejsze różnice pomiędzy stronami, to kwestia programu balistycznego (które jest nieujęty w tymczasowym porozumienia oraz w ramach ostatecznego porozumienia), a także kwestia konkretnych terminów i warunków zniesienia sankcji.
Kompletnie się nie zgadzam z podejrzeniami, że USA będą chciały rozmyć niektóre postulaty umowy (np. restrykcyjność inspekcji) w celu dotrzymania terminu. Zakładając, że ramy porozumienia zostaną przeniesione do ostatecznego porozumienia to reżim kontroli będzie okrutnie restrykcyjny. Co więcej, wydaje się, że wszystkie strony negocjacji akceptują poważne ograniczenia irańskie względem programu wzbogacenia uranu, liczby wirówek czy braku tworzenia nowych instalacji. Rola MAEA ma zostać poważnie wzmocniona – m.in. z prawem dostępu do wszelkich miejsc, instalacji i przedsięwzięć związanych z programem atomowym, dostępu do kopalni uranu, miejsc składowania wirówek itd. Jak jednak wiadomo, umowę można napisać najlepszą, jaką się tylko da, a otwartym pytaniem pozostaje jej egzekwowanie. Jeżeli będzie przestrzegana, Iran nie wejdzie w posiadanie broni jądrowej, a jeżeli nie będzie – to wrócimy do punktu wyjścia, gdyż Amerykanie oraz Unia Europejska prawdopodobnie użyją swojego metalowego kija przywracając sankcje kosztujące gospodarkę irańską parędziesiąt mld dol. rocznie. Amerykanie nie dążą do porozumienia dla samego porozumienia, a John Kerry chce rozwiązać jeden z poważniejszych problemów w regionie.
Uregulowanie tego sporu byłoby sporym sukcesem Administracji po poniesieniu serii porażek na Bliskim Wschodzie (np. negocjacje izraelsko-palestyńskie, Irak, Afganistan, Syria).
Nawet gdyby rozmowy miały skończyć się totalnym fiaskiem to i tak osiągnięto spore sukcesy – obniżono poziom napięcia wokół programu atomowego, rozpoczęto merytoryczny dialog, Iran zezwolił na kontrolę MAEA w dużo większym stopniu niż kiedykolwiek, a ponadto m.in. zmniejszył poziom wzbogacenia uranu. Cel ten osiągnięto bez jednego bombardowania i wystrzału czołgu (napisałbym wystrzału lub wybuchu, ale w kontekście zamachów na irańskich naukowców nie zgadzałoby się to z rzeczywistością). Dzięki podjętym rozmowom świat sporo dowiedział się na temat irańskiego programu atomowego.
Przyszła umowa, o ile możemy spekulować na temat jej treści, może mieć dwie pułapki.
Pierwszą z nich jest sposób zniesienia sankcji nałożonych przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. O ile UE oraz Stany Zjednoczone mogą nakładać i zdejmować sankcje w sposób elastyczny, o tyle sankcje w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych dużo łatwiej się zdejmuje niż nakłada, gdyż ich nałożenie wymaga zgody pięciu stałych członków RB ONZ, w tym Chin i Rosji. Iranowi zależy na jak najszybszym zniesieniu sankcji, a państwa zachodnie chcą to uczynić dopiero po spełnieniu swoich najważniejszych zobowiązań przez Teheran. A co się stanie w przypadku, gdy Iran spełni zobowiązania, sankcje zostaną zniesione, następnie Iran wycofa się z umowy, a Rosja lub Chiny nie pozwolą na ponowne nałożenie sankcji (wbrew dzisiejszym deklaracjom)? Oczywiście, ten kij ma dwa końce, bo i tak najpoważniejsze sankcje mają w swoich rękach amerykańscy i europejscy politycy (w moje ocenie -Teheranowi się by to na dziś nie opłaciło), ale brak zaufania pomiędzy stronami jest aż nadto widoczny. Wydaje się, że sposób zniesienia sankcji jest głównym przedmiotem negocjacji. Irańczykom zależy na jak najszybszym ich zdjęciu ze względu na sytuację gospodarczą, zaś Amerykanie i Europejczycy nie chcą tego narzędzia odkładać zbyt szybko, bo jest skuteczne. „Watchdogiem” realizacji zobowiązań irańskich byłaby – zgodnie z przedstawionymi ramami porozumienia – MAEA, choć jak dotąd nie ujawniono harmonogramu.
Drugą pułapką jest ograniczenia czasowe umowy, co do najważniejszych irańskich zobowiązań dotyczących programu atomowego. Po upływie określonego w umowie czasu Iran „odzyskuje” część uprawnień, co do wzbogacania uranu, możliwości tworzenia nowych instalacji atomowych, liczby wirówek itd. Kontrole MAEA mają zostać utrzymane, a Iran zobowiązuje się nie dążyć do uzyskania broni jądrowej, gdyż ma pozostać państwem-sygnatariuszem umowy o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, która zakazuje posiadania broni jądrowej. Ale siłą rzeczy likwidacji, po upływie wyznaczonego w umowie czasu, ulegają podstawowe hamulce utrudniające uzyskanie np. uranu wzbogacanego do poziomu 90 proc.
Rosjanie biorą merytoryczny udział w rozmowach. Moskwa, przy okazji negocjacji P5+1 z Iranem, przełamuje izolację. Nie wydaje się, aby Moskwa była zainteresowana wejściem przez Teheran w posiadanie broni jądrowej, ale za to jest bardzo chętna do wsparcia rozwoju irańskiego programu jądrowego. Rosjanie dokończyli reaktor w Busherze, a w listopadzie 2014 podpisano irańsko-rosyjską umowę na budowę kolejnych 2 reaktorów. Warto podkreślić też, że Rosja niedawno oświadczyła, że dostarczy Iranowi zamówione wiele lat wcześniej baterie S-300.