icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Gorgol: Nie ma dziś lepszej inwestycji w bezpieczeństwo Polski niż w wojsko ukraińskie

Każdy sukces Ukrainy zwiększa bezpieczeństwo Polski, porażka zaś je osłabia. Nie ma lepszej inwestycji w polskie bezpieczeństwo niż inwestycja w ukraińskie wojsko, które walczy z naszym historycznym przeciwnikiem. Powiedzenie, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem nie pochodzi przecież od romantyków – pisze Patryk Gorgol, ekspert ds. międzynarodowych.

Wstrząsające relacje z ukraińskich miast wyzwolonych z rąk rosyjskich jasno pokazują, iż nie ma takiej ceny, której nie warto zapłacić, żeby nie doszło do podobnych wydarzeń na terytorium Polski. Poza prawem międzynarodowym oraz racjami moralnymi, to właśnie przede wszystkim chłodna kalkulacja powinna nas skłaniać do bardzo szerokiego wspierania militarnego, politycznego i gospodarczego Ukrainy.

Od pierwszego dnia wojny Polska i inne kraje wschodniej flanki NATO narażone są na niebezpieczeństwo ze strony Moskwy – stąd m.in. wzmocnione misje patrolowe nad terytorium Polski i innych członków sojuszu. Przecież już na samym początku agresji Władimir Putin oświadczył, że każdy kto będzie utrudniał realizacje zadań wyznaczonym wojskom Federacji Rosyjskiej będzie musiał liczyć się z mocną odpowiedzią. Potem zaczęły pojawiać się groźby użycia broni nuklearnej. Potem z kolei Rosjanie straszyli możliwym atakiem na konwoje. Nie przez przypadek prezydent Biden często ostatnio podkreślał moc art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, w tym ostatnio, gdy przemawiał w Warszawie. Czy tego chcemy, czy nie – my już w tej rozgrywce uczestniczymy jako centrum logistyczne.

Gdyby przyjąć optykę „nie prowokujmy Rosji” to należałoby ograniczyć wszelkie działania do pomocy humanitarnej oraz nie nakładać sankcji (albo nałożyć symboliczne), bo one też nas zabolą. Chodźmy cichutko, żeby nie obudzić niedźwiedzia, bo nas zje, a za 10 lat może nas nie zauważy, a może najpierw zje kogoś innego, itd. Ta filozofia została słusznie odrzucona nie tylko przez Polaków (i tutaj zgodnie przez rząd i opozycję), ale również przez państwa UE. Szerokim strumieniem popłynęła pomoc ekonomiczna dla Ukrainy, ukraińskie wojsko może liczyć na dostawy broni, choć nie wszystkich rodzajów, a na Rosję nałożone zostały najsurowsze sankcje w historii. W tym miejscu warto dodać, że sankcje – aby było skuteczne – z reguły uderzają również w tego, kto je nakłada i z tym kosztem tej wojny też trzeba się liczyć.

Od początku konfliktu oczywiste jest, iż Polska bierze na przysłowiową klatę ryzyko, że jeżeli Rosja zdecyduje się na demonstracyjne zaatakowanie jakiegoś celu w państwie NATO, to transportowy hub dostarczający pomoc Ukrainie nadaje się do tego zadania idealnie. Oczywiste jest również to, że państwa NATO dostarczają Ukrainie informacji wywiadowczych, co zapewne jest bezcennym wsparciem w tym konflikcie.

Tylko że to Rosja obecnie znajduje się w dużo trudniejszej sytuacji strategicznej. Agresja przeciwko Ukrainie jest jej kompromitacją – cele wojskowe nie zostały osiągnięte, ponosi ciężkie straty, nałożone zostały surowe sankcje, które uderzą nie tylko w oligarchów, ale i zubożą społeczeństwo, Rosja pokazała, że nie jest przygotowana do poważnego konfliktu, a jej wojska są zdemoralizowane. Światem zachodnim wstrząsną też rosyjskie zbrodnie http://m.in. z Buczy, a sam zachód będzie stopniowo odchodził od rosyjskich surowców. Każda rosyjska eskalacja utrudnia powrót do „business as usual”. Czy w takiej sytuacji Rosja jest w stanie zdecydować się na radykalną eskalację wobec NATO na terytorium państwa NATO? Nie można tego wykluczyć, ale taka eskalacja może doprowadzić do dramatycznego pogorszenia sytuacji Federacji Rosyjskiej i jest to z jej punktu widzenia olbrzymie ryzyko, bo znajdujące się za czerwoną linią potwierdzoną przez prezydenta Bidena, a w dodatku taki atak może się zwyczajnie nie powieść. Zamiast tego widzimy na razie wycofujące się rosyjskie wojska spod Kijowa i reorientację celów w Ukrainie.

Mamy więc rozdane karty i wygląda to nieźle z perspektywy Polski – być może tak korzystnego układu nie będzie przez następnych kilkadziesiąt lat. Czy w tej sytuacji należy się spasować, czekać czy jednak zalicytować jeszcze wyżej? Czekanie w tym przypadku może dać zarówno taki skutek jak spasowanie jak i zalicytowanie wyżej, bo jeżeli Rosja będzie chciała zaryzykować i ukarać Polskę jako centrum logistyczne pomocy dla Ukrainy bez oglądania się na odstraszanie NATO, to i tak to zrobi. Pewne ryzyka już ponosimy i to się nie zmieni, chociaż oczywiście wiadomo, że ryzyko może być nieznacznie mniejsze lub nieznacznie większe. Historia wielokrotnie pokazała, iż poniesienie – na tę chwilę wątpliwe – nawet takiego kosztu pomocy może okazać się dużo tańsze niż ewentualna wojna na terytorium RP, której prawdopodobieństwo rośnie w razie przegranej Ukrainy. Dlatego warto to ryzyko ponieść.

Oczywiście – nie należy mylić odwagi z głupotą, a głupotą byłoby podejmowanie takich działań, które są totalnie nieakceptowane w ramach UE i NATO (np. samodzielne wysyłanie wojsk czy ich udział w wojnie). To rozdanie jest dla nas takie dobre, bo mamy za sobą NATO jako siłę wojskową i UE jako siłę gospodarczą, które mają wielokrotnie wyższy potencjał na każdym z tych pól niż Moskwa. Rosyjskie odstraszanie przed udzieleniem pomocy Ukrainie oraz sankcjami nie zadziałało, a odstraszanie NATO nadal funkcjonuje. To Polska ma jednak najwięcej do wygrania w razie, gdy Ukraina wyjdzie z wojny obronną ręką i dlatego to my powinniśmy dawać przykład i tym samym wykorzystywać te organizacje jako dźwignię dla realizacji naszych interesów. NATO powinno dostarczyć Ukrainie broń ofensywną i Polska powinna współuczestniczyć w tym projekcie, zabezpieczając przy tym poziom bezpieczeństwa naszego kraju – tj. zapewnić sobie dostawy sprzętu, który zastąpiłby wysłany sprzęt, zaś absolutnie kluczowa jest presja na rozszerzanie sankcji przeciwko Rosji, bo one oczywiście zabolą też wspólnotę, ale dla Rosji będą kolejnym potężnym ciosem.

Szybko zmieniający się świat za paręnaście lub parędziesiąt lat, w przypadku chociażby umiarkowanego sukcesu Rosji na Ukrainie, może gorzej dla Polski rozdać karty, a Rosjanie mogą już odrobić lekcje z rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Wtedy może się okazać, że błędem było niepodjęcie większego ryzyka i niewykorzystanie okazji, która się zemściła. Lepiej zapobiegać niż leczyć, a teraz jest doskonała okazja do tego, aby zapobiec problemom w przyszłości, a nie tylko kupić czas. Jeżeli chcemy zmniejszyć do minimum ryzyko konfliktu na terytorium RP, musimy pomóc Ukrainie wygrać tę wojnę.

Litwa, Łotwa i Estonia rezygnują z gazu rosyjskiego. Trwa gra o embargo unijne wobec ludobójstwa

Każdy sukces Ukrainy zwiększa bezpieczeństwo Polski, porażka zaś je osłabia. Nie ma lepszej inwestycji w polskie bezpieczeństwo niż inwestycja w ukraińskie wojsko, które walczy z naszym historycznym przeciwnikiem. Powiedzenie, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem nie pochodzi przecież od romantyków – pisze Patryk Gorgol, ekspert ds. międzynarodowych.

Wstrząsające relacje z ukraińskich miast wyzwolonych z rąk rosyjskich jasno pokazują, iż nie ma takiej ceny, której nie warto zapłacić, żeby nie doszło do podobnych wydarzeń na terytorium Polski. Poza prawem międzynarodowym oraz racjami moralnymi, to właśnie przede wszystkim chłodna kalkulacja powinna nas skłaniać do bardzo szerokiego wspierania militarnego, politycznego i gospodarczego Ukrainy.

Od pierwszego dnia wojny Polska i inne kraje wschodniej flanki NATO narażone są na niebezpieczeństwo ze strony Moskwy – stąd m.in. wzmocnione misje patrolowe nad terytorium Polski i innych członków sojuszu. Przecież już na samym początku agresji Władimir Putin oświadczył, że każdy kto będzie utrudniał realizacje zadań wyznaczonym wojskom Federacji Rosyjskiej będzie musiał liczyć się z mocną odpowiedzią. Potem zaczęły pojawiać się groźby użycia broni nuklearnej. Potem z kolei Rosjanie straszyli możliwym atakiem na konwoje. Nie przez przypadek prezydent Biden często ostatnio podkreślał moc art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, w tym ostatnio, gdy przemawiał w Warszawie. Czy tego chcemy, czy nie – my już w tej rozgrywce uczestniczymy jako centrum logistyczne.

Gdyby przyjąć optykę „nie prowokujmy Rosji” to należałoby ograniczyć wszelkie działania do pomocy humanitarnej oraz nie nakładać sankcji (albo nałożyć symboliczne), bo one też nas zabolą. Chodźmy cichutko, żeby nie obudzić niedźwiedzia, bo nas zje, a za 10 lat może nas nie zauważy, a może najpierw zje kogoś innego, itd. Ta filozofia została słusznie odrzucona nie tylko przez Polaków (i tutaj zgodnie przez rząd i opozycję), ale również przez państwa UE. Szerokim strumieniem popłynęła pomoc ekonomiczna dla Ukrainy, ukraińskie wojsko może liczyć na dostawy broni, choć nie wszystkich rodzajów, a na Rosję nałożone zostały najsurowsze sankcje w historii. W tym miejscu warto dodać, że sankcje – aby było skuteczne – z reguły uderzają również w tego, kto je nakłada i z tym kosztem tej wojny też trzeba się liczyć.

Od początku konfliktu oczywiste jest, iż Polska bierze na przysłowiową klatę ryzyko, że jeżeli Rosja zdecyduje się na demonstracyjne zaatakowanie jakiegoś celu w państwie NATO, to transportowy hub dostarczający pomoc Ukrainie nadaje się do tego zadania idealnie. Oczywiste jest również to, że państwa NATO dostarczają Ukrainie informacji wywiadowczych, co zapewne jest bezcennym wsparciem w tym konflikcie.

Tylko że to Rosja obecnie znajduje się w dużo trudniejszej sytuacji strategicznej. Agresja przeciwko Ukrainie jest jej kompromitacją – cele wojskowe nie zostały osiągnięte, ponosi ciężkie straty, nałożone zostały surowe sankcje, które uderzą nie tylko w oligarchów, ale i zubożą społeczeństwo, Rosja pokazała, że nie jest przygotowana do poważnego konfliktu, a jej wojska są zdemoralizowane. Światem zachodnim wstrząsną też rosyjskie zbrodnie http://m.in. z Buczy, a sam zachód będzie stopniowo odchodził od rosyjskich surowców. Każda rosyjska eskalacja utrudnia powrót do „business as usual”. Czy w takiej sytuacji Rosja jest w stanie zdecydować się na radykalną eskalację wobec NATO na terytorium państwa NATO? Nie można tego wykluczyć, ale taka eskalacja może doprowadzić do dramatycznego pogorszenia sytuacji Federacji Rosyjskiej i jest to z jej punktu widzenia olbrzymie ryzyko, bo znajdujące się za czerwoną linią potwierdzoną przez prezydenta Bidena, a w dodatku taki atak może się zwyczajnie nie powieść. Zamiast tego widzimy na razie wycofujące się rosyjskie wojska spod Kijowa i reorientację celów w Ukrainie.

Mamy więc rozdane karty i wygląda to nieźle z perspektywy Polski – być może tak korzystnego układu nie będzie przez następnych kilkadziesiąt lat. Czy w tej sytuacji należy się spasować, czekać czy jednak zalicytować jeszcze wyżej? Czekanie w tym przypadku może dać zarówno taki skutek jak spasowanie jak i zalicytowanie wyżej, bo jeżeli Rosja będzie chciała zaryzykować i ukarać Polskę jako centrum logistyczne pomocy dla Ukrainy bez oglądania się na odstraszanie NATO, to i tak to zrobi. Pewne ryzyka już ponosimy i to się nie zmieni, chociaż oczywiście wiadomo, że ryzyko może być nieznacznie mniejsze lub nieznacznie większe. Historia wielokrotnie pokazała, iż poniesienie – na tę chwilę wątpliwe – nawet takiego kosztu pomocy może okazać się dużo tańsze niż ewentualna wojna na terytorium RP, której prawdopodobieństwo rośnie w razie przegranej Ukrainy. Dlatego warto to ryzyko ponieść.

Oczywiście – nie należy mylić odwagi z głupotą, a głupotą byłoby podejmowanie takich działań, które są totalnie nieakceptowane w ramach UE i NATO (np. samodzielne wysyłanie wojsk czy ich udział w wojnie). To rozdanie jest dla nas takie dobre, bo mamy za sobą NATO jako siłę wojskową i UE jako siłę gospodarczą, które mają wielokrotnie wyższy potencjał na każdym z tych pól niż Moskwa. Rosyjskie odstraszanie przed udzieleniem pomocy Ukrainie oraz sankcjami nie zadziałało, a odstraszanie NATO nadal funkcjonuje. To Polska ma jednak najwięcej do wygrania w razie, gdy Ukraina wyjdzie z wojny obronną ręką i dlatego to my powinniśmy dawać przykład i tym samym wykorzystywać te organizacje jako dźwignię dla realizacji naszych interesów. NATO powinno dostarczyć Ukrainie broń ofensywną i Polska powinna współuczestniczyć w tym projekcie, zabezpieczając przy tym poziom bezpieczeństwa naszego kraju – tj. zapewnić sobie dostawy sprzętu, który zastąpiłby wysłany sprzęt, zaś absolutnie kluczowa jest presja na rozszerzanie sankcji przeciwko Rosji, bo one oczywiście zabolą też wspólnotę, ale dla Rosji będą kolejnym potężnym ciosem.

Szybko zmieniający się świat za paręnaście lub parędziesiąt lat, w przypadku chociażby umiarkowanego sukcesu Rosji na Ukrainie, może gorzej dla Polski rozdać karty, a Rosjanie mogą już odrobić lekcje z rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Wtedy może się okazać, że błędem było niepodjęcie większego ryzyka i niewykorzystanie okazji, która się zemściła. Lepiej zapobiegać niż leczyć, a teraz jest doskonała okazja do tego, aby zapobiec problemom w przyszłości, a nie tylko kupić czas. Jeżeli chcemy zmniejszyć do minimum ryzyko konfliktu na terytorium RP, musimy pomóc Ukrainie wygrać tę wojnę.

Litwa, Łotwa i Estonia rezygnują z gazu rosyjskiego. Trwa gra o embargo unijne wobec ludobójstwa

Najnowsze artykuły