Węgiel znowu „czarnym złotem”? Najwidoczniej tak. W JSW wraca pełna Barbórka, a w PGG częściowo „czternastka”. Energetyka wymownie milczy, ale… – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Kura znosząca złote jajka blisko śmierci
Przez całe lata wydawało mi się, że górnictwo ma czarny PR. Że mówi się o nim kiedy są wypadki, Barbórka albo strajk. Od dwóch lat jednak mam wrażenie, że mamy do czynienia z kurą znoszącą złote jajka. Ostatnio zwłaszcza, gdy to zyski, a nie straty kopalń liczone są w miliardach złotych. Oczywiście mało kto pokusi się o sprawdzenie indeksów węglowych, bo i po co. Jak jest sukces to lepiej nic nie sprawdzać. Myślę jednak, że ten sukces będzie długo, bardzo długo konsumowany. Otóż 2018 r. jest ostatnim, gdy Polska będzie mogła zamykać nierentowne kopalnie z publicznych pieniędzy. Rok temu dostaliśmy od UE zielone światło na wydanie na ten cel 8 mld zł z budżetu – tyle, że właśnie do końca przyszłego roku. A jak tu zamykać kopalnie, skoro jest tak dobrze i sektor sobie świetnie radzi? Jak tu zamykać kopalnie, gdy na rynku brakuje węgla i trzeba coraz więcej sprowadzać z zagranicy? Tutaj rządowi będzie potrzebny bardzo dobry PR. Zwłaszcza, że koszty zamykania jednej kopalni liczone są w setkach milionów złotych. A jak tych najgorszych (a lista wcale krótka nie jest) nie zamkniemy, to o wielkich zyskach spółek węglowych szybko zapomnimy jeśli to na nie przejdzie finansowanie likwidacji zakładu górniczego. A tak właśnie będzie od początku 2019 r. Chyba, że UE zmieni zdanie i wydłuży ten czas do 2022 roku na przykład. Osobiście jednak w to wątpię, skoro Niemcy zdążą do 2018 r. zamknąć swoje ostatnie kopalnie węgla kamiennego (brunatny to inna bajka, co zresztą też nie każdy chyba rozumie). Komu więc zależałoby na przedłużeniu tego okresu? No może jeszcze Czechom, którzy są w trakcie likwidacji swojego górnictwa i mają zakończyć ten proces do 2021 r. A zważywszy na nasze „wspaniałe” relacje z Komisją Europejską cudów bym się chyba nie spodziewała. Chociaż nasze górnictwo to jeden wielki cud, więc w sumie kto wie…
Pozorny sukces węgla kamiennego
A tak zupełnie poważnie sytuacja jest bardzo poważna. O ile resort energii odtrąbił sukces sektora węgla kamiennego, to jest on mocno pozorny. Pomijam fakt, że wynik „robi” głównie Jastrzębska Spółka Węglowa i lubelska Bogdanka, bo np. Tauron Wydobycie czy prywatna PG Silesia są pod kreską. Ale kreowanie propagandy sukcesu Polskiej Grupy Górniczej wciąż potrafi mnie zaskoczyć. Moi rozmówcy z energetyki i górnictwa mówią wprost – do końca roku ma być święty spokój. Nie wiem, czy należy to wiązać z rekonstrukcją rządu czy też nie, ale coś jest na rzeczy. Szefowie koncernów energetycznych jakby mniej narzekali na PGG mimo iż wpompowane tam 3 mld zł jak na razie kiepsko się zwracają. – Mają obiecane, że jeśli teraz będą cicho, to po nowym roku będą mogli zrobić prawdziwy, solidny audyt w tej spółce – mówi jeden z moich informatorów. Energetyka nabiera wody w usta, ale mimo sukcesu jej „dziecka” pieniądze dla PGG podobno nadal są poszukiwane. Piszę „podobno”, bo mimo dwóch niezależnych źródeł informacji mam dość mieszane uczucia na ten temat. Przecież prezes PGG Tomasz Rogala i przedstawiciele kierownictwa resortu energii zapewniali, że nie będzie już żadnej potrzeby kolejnego dokapitalizowania PGG. A skoro tak mówią, to powinnam chyba im wierzyć. Tak czy nie?
Zamrożone inwestycje odbiją się czkawką
A na koniec już całkowicie poważnie, bo sprawa jest poważna. Nie mamy węgla i nie jest to problem, który skończy się w 2017 r., albo pod koniec sezonu grzewczego na początku 2018 r. Zamrożone inwestycje będą się odbijać czkawką, a rosnący import to zjawisko, które bardzo trudno będzie zahamować. Niestety trudno mi stwierdzić, jaki pomysł na dalszy ciąg tej górniczej sagi mają nasi rządzący, bo na razie nie widzę spójnego scenariusza, ale powiedzieć trzeba jedno. Problem się nie skończył. I oddając rządowi PiS, że naprawdę spróbował podjąć ryzyko restrukturyzacji branży i częściowo nawet ją zrealizował, to nie jest jeszcze dobry moment, by spocząć na laurach. Bo jak ktoś się zasiedzi, to potem trudniej mu wstać i zabrać się do roboty.