Niewinnie brzmiące określenie „opłata EEG” (niem. EEG-Umlage) oznacza właściwie opłatę przesuniętą czy przerzuconą. Jest to takie niemieckie „Janosikowe”. Tyle że działa na odwrót, bo zabiera się biednym, żeby dopłacić bogatym – pisze Maciej Górski, współpracownik BiznesAlert.pl.
Ci biedni to konsumenci energii, a szczególnie niemieckie gospodarstwa domowe oraz małe i średnie firmy, a bogaci to prosumenci, którym ustawowo – czyli zgodnie z ustawą EEG o hojnym priorytecie dla odnawialnych źródeł energii – płaci się wieloletnie gwarantowane ceny za dostarczanie nadwyżek energii do krajowej sieci. Tyle że bieżące ceny energii są regularnie niższe niż ceny gwarantowane, więc u sprzedawców energii powstaje chroniczny deficyt, który ktoś musi pokryć.
Do niedawna testowano odporność indywidualnych niemieckich odbiorców energii na podwyżki cen i dopisywano ten deficyt do comiesięcznych rachunków za prąd. Wychodzono przy tym z założenia, że owym „energetycznym Janosikowym” nie wolno obciążać niemieckiego przemysłu, bo należy strzec innej, oprócz OZE, niemieckiej świętości, którą jest eksport aby nie obniżać jego konkurencyjności. Na dobry ład tego typu manewry finansowe powinno się zakwalifikować do niedozwolonej pomocy publicznej (Art. 107 TFUE), ale dotychczas nikt nie ważył się tej sprawy wobec Niemców podnieść.
Sytuacja po wielu latach eksperymentowania z niemiecką fotowoltaiką i energetyką wiatrową doprowadziła do paradoksu, w którym nie tylko nie jest notowany spadek emisji gazów cieplarnianych, ale zachodzi jej wzrost. Do głosu dochodzi też coraz bardziej masowy sprzeciw społeczny Niemców wobec OZE, mimo że na ulicach słychać coraz głośniejsze protesty w obronie klimatu. Ten złożony obraz dopełnia najnowsza informacja zapowiadająca, że w nadchodzącym roku ceny energii elektrycznej w Niemczech ponownie wzrosną. Powodem zwyżki jest wzrost opłaty przesuniętej EEG, od lat subsydiującej energetykę odnawialną. Wpływ na podwyżki mieć będą również inne składniki stale rosnących kosztów.
Portal n-tv.de podaje, że odbiorcy energii elektrycznej w Niemczech zapłacą wyższe ceny za prąd w nadchodzącym roku. Ważny składnik tej ceny to opłata przesunięta EEG subsydiująca niemiecką zieloną energię. Ma ona wzrosnąć w przyszłym roku do 6,756 centów za kilowatogodzinę podczas gdy w 2019 wynosiła 6,405 centów. Oznacza to, że opłata przesunięta EEG będzie o 5,5 procent wyższa, jak poinformowali we wtorek rano czterej niemieccy operatorzy systemów przesyłowych 50Hertz, Amprion, Tennet i TransnetBW.
Opłata przesunięta stanowi około jednej czwartej ceny niemieckiej energii elektrycznej i jest źródłem dofinansowania sztywno ustalonych stawek wynagrodzenia, które producenci zielonej energii otrzymują za dostarczanie energii elektrycznej do sieci, niezależnie od jej bieżącej ceny rynkowej. Inne składniki ceny energii elektrycznej dla klientów prywatnych obejmują podatki, inne opłaty i dopłaty, a także koszty wytwarzania i opłaty sieciowe. W szerszym planie niemiecka energetyka ponosi olbrzymi koszt utrzymywania rezerwowych mocy opartych o bloki konwencjonalne, w tym te najbrudniejsze, spalające węgiel brunatny, które muszą pozostawać w gotowości do włączenia się na wypadek, gdy źródła energetyki zielonej nie dostarczają dostatecznych mocy na pokrycie podstawowego zapotrzebowania sieci. Często mamy do czynienia z sytuacją odwrotną, gdy OZE produkują energię w nadmiarze i Niemcy muszą ją zrzucać do państw ościennych, bowiem w Niemczech, w przeciwieństwie do Norwegii, nie ma możliwości magazynowania energii w elektrowniach szczytowo-pompowych. Koszty te najchętniej są przemilczane przez zwolenników OZE, którzy nie zauważają oczywistej prawdy, że wielkość tego drugiego, rezerwowego systemu energetycznego wraz z jego monstrualnymi kosztami musi wzrastać wraz ze zwiększaniem się udziału zainstalowanych mocy OZE w miksie energetycznym kraju. Koszty te stanowią poważne obciążenie w finansowaniu niemieckiej energetyki, co kończy się z reguły sięgnięciem do kieszeni odbiorców energii.
Opłaty sieciowe także wzrosną
Niemiecki portal analiz porównawczych Verivox przewiduje dalszy stały wzrost cen energii elektrycznej. Oprócz zwiększenia dopłaty przesuniętej EEG odnotowano wzrosty innych składników ceny energii elektrycznej, powiedział ekspert ds. energii Valerian Vogel. Oczekuje się, że opłaty sieciowe stanowiące około jednej czwartej ceny energii elektrycznej również wzrosną w nadchodzącym roku. Prognozuje się, że nie tylko ceny indywidualne, lecz także hurtowe przekroczą poziom roku ubiegłego. „W związku z tym konsumenci w Niemczech muszą ponownie przystosować się do wzrostu cen prądu w przyszłym roku”, powiedział Vogel. Rzecz w tym, że niemieccy konsumenci już obecnie płacą najwyższe ceny prądu w Europie obok Duńczyków, którzy należą do liderów w turbinach wiatrowych. To kolejne z przemilczeń zwolenników OZE wraz z faktem, że najniższe z cen energii elektrycznej ponoszą Francuzi, których energetyka w 75% opiera się na elektrowniach atomowych.
Rząd federalny widząc rosnące niezadowolenie społeczne będzie obecnie próbował nie obciążać nadmiernie cenami indywidualnych odbiorców prądu. W tym celu zaplanowano nałożenie opłat za emisje CO2 na sektory transportu i budownictwa (szukaj: Klimaschutzprogramm 2030). W ten sposób powstałyby fundusze z których dałoby się obniżyć opłatę przesuniętą o 0,25 centów za kilowatogodzinę od 2021 roku., a w następnych latach dokonywać kolejnych obniżek. Ambicją koalicji rządowej jest odciążenie odbiorcy indywidualnego, a zwłaszcza rodzin oraz małych i średnich firm.
FDP jest przeciwko ustawie EEG
Kolejne niemieckie rządy stały na stanowisku, że przedsiębiorstwa, a szczególnie branże energochłonne nie powinny być obciążane dopłatami przesuniętymi EEG, co spowodowało, że ciężary te muszą być rozkładane na pozostałych konsumentów energii. Dopłata EEG przerzucała koszt subsydiowania prosumentów wytwarzających rzekomo przyjazny środowisku prąd na niemieckie społeczeństwo i do niedawna funkcjonowała bez zgrzytów, aż do chwili, gdy najuboższe z gospodarstw domowych stanęły wobec wizji „ubóstwa energetycznego”.
Na tle tych zjawisk głos zabrał wice-przewodniczący frakcji FDP w Bundestagu Christian Dürr mówiąc: „Żaden inny kraj nie wydaje tak dużo pieniędzy na działania na rzecz ochrony klimatu, a osiąga tak mało. Przez 19 lat przy pomocy ustawy EEG kupowaliśmy ochronę klimatu za zdecydowanie zbyt wysoką cenę, trudną do zniesienia zwłaszcza przez gospodarstwa domowe o małych i średnich dochodach „. Takie zachowania nie są ani uczciwe, ani racjonalne ekonomicznie. Na koniec FDP wzywa wręcz do zniesienia samej ustawy EEG wraz z opłatami przesuniętymi.
W podobnym tonie wypowiedziała się również dyrektor naczelna Związku Przedsiębiorstw Komunalnych VKU, Katherina Reiche, która powiedziała, że obniżka opłaty przesuniętej proponowana w aktualnie dyskutowanej wersji programu ochrony klimatu to kropla na rozgrzany kamień, która natychmiast wyparuje. Aby naprawdę odciążyć odbiorców energii elektrycznej, pilnie potrzebna jest gruntowna rewizja podatków, opłat i obciążeń ponoszonych przez odbiorców energii elektrycznej.
Szkoda, że potrzeba było niemal 20 lat, żeby się przekonać jak bardzo niesamodzielne są odnawialne źródła energii i ile dodatkowych kosztów ich eksploatacja za sobą pociąga. Dopiero po tylu latach doświadczeń widzimy z całą wyrazistością podstawowe mankamenty OZE, które nie pozwalają domknąć rzetelnego rachunku ekonomicznego. Niestałość i niedysponowalność tych źródeł nie dają się już dłużej ukryć. Należy mocno wątpić, czy kolejne manipulacje przy ustawie EEG są w stanie zaradzić obecnym dość ponurym perspektywom.
W chwili obecnej chcąc przesunąć ciężar dyskusji z ustawy EEG na wyższy poziom oraz złagodzić kolejną podwyżkę opłaty przesuniętej Niemcy dyskutują szerszy pakiet ochrony klimatu do roku 2030. Dyskusję podgrzewają klimatyczne protesty na niemieckich ulicach oraz świadomość zagrożenia nie spełnieniem przez Niemcy założonych celów klimatycznych. W trakcie ożywionej wymiany poglądów proponowane metody osiągnięcia celów oraz instrumenty opodatkowania są bardzo forsowne i radykalne. Nie sposób nie przyklasnąć tym szlachetnym zamierzeniom skoro mają one ochronę klimatu na celu. Jednak nie da się też oprzeć wrażeniu deja-vu. Czyż nie przerabialiśmy podobnych ogólnonarodowych akcji już kiedyś w systemie gospodarki socjalistycznej?
Opracowanie na podstawie n-tv.de