Gradziuk: Deklaracje Chin i USA zbliżają do porozumienia klimatycznego ale nowego Kioto nie będzie

13 listopada 2014, 08:48 Energetyka

USA i Chiny przedstawiły w środę w Pekinie nowe cele dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych – poinformował Biały Dom. Prezydent Barack Obama zapowiedział redukcję o 26-28 proc. do 2025 roku w porównaniu do poziomu z 2005 roku – podał PAP. Komentuje dr Artur Gradziuk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Barack Obama i Wen Jiabao w siedzibie ONZ.

– Przypomnę wcześniejsze deklaracje Amerykanów. Obama zadeklarował wcześniej, że do 2020 roku emisje zostaną zredukowane o 17 procent. Czyli w takim wypadku mielibyśmy do czynienia ze ścieżką, w której w okresie 2020-25 redukcja emisji w USA wyniesie około 10 punktów procentowych – mówi ekspert.

– Cel redukcji emisji o 17 procent był krytykowany, bo odnosił się do 2005 roku, a nie do 1990 roku, jak  np. w zobowiązaniach Protokołu z Kioto. Z wyliczeń wynika, że redukcja o 17 procent w USA  w stosunku do 2005 roku oznacza tak naprawdę wzrost o 3 procent w stosunku do 1990 roku. Dlatego Europa nie przyjęła takiego celu z entuzjazmem, bo w matematycznym porównaniu amerykańskie cele wcale nie wyglądały już tak ambitnie – informuje Gradziuk. – Nowy cel jest oczywiście ambitny i będzie dobrze przyjęty. Problem polega na tym, czy te cele będą wiążące. Obama mógł ogłosić taki cel, ale decyzję musi przyjąć Kongres. W ubiegłym tygodniu w wyborach do Senatu wygrali Republikanie, którzy niekoniecznie poprą tego typu zobowiązania.

– Chiny od kilku lat mają jeden wyraźny cel do roku 2020. Przedstawili go kilka lat temu i powtórzyli na Szczycie Klimatycznym ONZ we wrześniu br.. Chodzi o poziom redukcji emisji względem jednostki PKB, który Chińczycy zadeklarowali na 40-45 procent. Rozwój gospodarczy będzie mniej emisyjny ale emisje będą rosły – mówi ekspert PISM. Jego zdaniem Państwo Środka ma potrzeby energetyczne związane z urbanizacją, np. programem przesiedlenia 100 mln ludzi ze wsi do miast. Będą oni potrzebowali więcej energii, niż gdyby pozostali poza miastami. – Rosnące zapotrzebowanie na energię warunkuje wzrost emisji – wskazuje.

– Padła ważna deklaracja, że do 2030 roku Chiny chcą osiągnąć szczyt poziomu emisji, które potem będzie spadać. To jest związane z raportem IPCC, który stanowi, że szczyt ów powinien pojawić się najlepiej w 2020 roku. W tym bilansie Chińczycy odgrywają niebagatelną rolę, dlatego jest to ważny sygnał ze strony Pekinu. Może pojawić się krytyka, że tak późno zamierzają powstrzymać wzrost emisji, ale należy pamiętać, że jest to kraj rozwijający się, któremu ze względu na rosnący popyt na energię i dynamiczny rozwój produkcji przemysłowej trudno będzie ograniczać emisję gazów cieplarnianych. Chińczycy coraz poważniej włączają się w globalną politykę klimatyczną – twierdzi rozmówca BiznesAlert.pl.

– Deklaracja amerykańsko-chińska z Pekinu to ważny sygnał przed zbliżającą się konferencją w Limie oraz kluczowym rokiem dla globalnych negocjacji klimatycznych – mówi przedstawiciel PISM. – Pod koniec marca 2015 roku kraje mają przedstawić swoje kontrybucje do nowego globalnego porozumienia klimatycznego, czyli zamierzenia poszczególnych państw w zakresie krajowych polityk klimatycznych. Według USA i Chin na obecne warunki ich cele są już dosyć ambitne. Jednak można przypuszczać, że będą one ostrożne w przyjmowaniu wiążących deklaracji związanych z sankcjami. Dla niektórych z drugiej strony przyjęte cele to zawsze będzie za mało. Ale i tak jest lepiej niż kilka lat temu. W 2009 roku, podczas konferencji klimatycznej w Kopenhadze nie było wystarczającej woli współpracy do zawarcia porozumienia. Teraz inni gracze niż Unia Europejska także pokazują swój wkład.

– Globalne porozumienie to nie będzie nowe Porozumienie z Kioto. Jesteśmy jednak jego bliżej. Zobaczymy, na jak daleko idące zobowiązania redukcyjne zgodzą się najwięksi emitenci, ale o tym dowiemy się dopiero w grudniu 2015 roku po konferencji COP 21 w Paryżu – ocenia Gradziuk. – Polska jest szczególnie zainteresowana jak najbardziej ambitną polityką klimatyczną w innych krajach. Jeśli Unia Europejska nakłada na siebie koszty związane z tą polityką a inne kraje ich nie mają, to nasza produkcja i przemysł staną się mniej konkurencyjne. Dlatego Warszawie zależy na porozumieniu klimatycznym sprawiedliwie rozkładającym ambicje i koszty ograniczania zmian klimatu – tłumaczy nasz rozmówca.