Dziennikarz Radia Wolna Europa Rikard Jozwiak uważa, że w Unii Europejskiej Gruzja jest przypadkiem straconym. W odróżnieniu od Ukrainy, w tej sytuacji trudno będzie o jednomyślną zgodę na sankcje; poza tym „w UE nigdy nie było apetytu, by rozszerzać Wspólnotę aż tak daleko na wschód” – zauważył w rozmowie z PAP.
Chociaż na ulicach Tbilisi od kilku dni trwają masowe protesty, to UE zajmie się sprawą sankcji dopiero za dwa tygodnie. 16 grudnia ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich mają rozważyć kwestię ewentualnego objęcia restrykcjami osób związanych z rządzącą partią Gruzińskie Marzenie.
Jozwiak uważa, że będzie bardzo trudno uzyskać jednomyślność krajów Unii w sprawie Gruzji.
– Jednomyślność jest wymagana nawet w przypadku tak prostych sankcji jak te, które państwa bałtyckie ogłosiły w niedzielę. Tymczasem już wiemy, że Słowacja i Węgry na pewno ich nie poprą. Ale są też inni, którzy są dość mocno niechętni – podkreślił czeski dziennikarz.
Państwa bałtyckie w niedzielę uzgodniły nałożenie wspólnych sankcji na osoby odpowiedzialne za tłumienie antyrządowych protestów w Gruzji i poinformowały, że osoby te „nie są mile widziane” w tych krajach.
W ocenie Jozwiaka stolice chcą się wstrzymać z ostateczną decyzją o sankcjach do czasu opublikowania ostatecznego raportu na temat przebiegu wyborów parlamentarnych w Gruzji, który przygotowuje Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Dokument może być gotowy dopiero w styczniu lub lutym.
– Ale nawet wówczas, jeśli raport nie wykaże niezbitych dowodów na to, że w Gruzji dokonano oszustw wyborczych na masową skalę, bardzo trudno będzie Unii ustalić wspólne podejście – powiedział obserwator krajów ubiegających się o członkostwo w UE. Jak zauważył, problemem jest to, że Gruzińskie Marzenie, pomimo oszustw wyborczych, najprawdopodobniej wybory wygrało.
-Oczywiście, oni nie uzyskali tych 53 procent, które ogłosiła Centralna Komisja Wyborcza Gruzji. Mogli jednak uzyskać wynik w okolicach 40 procent, a więc o wiele lepszy niż się spodziewano – podkreślił.
Jak ocenił, ta sytuacja zawieszenia jest komfortowa dla Unii.
– Myślę, że wielu czuje się z tym całkiem dobrze, ponieważ UE już teraz ma pełne ręce roboty z Ukrainą, z Bliskim Wschodem, z nowym amerykańskim prezydentem. Gruzja byłaby kolejnym bólem głowy – dodał Jozwiak.
W jego ocenie partia rządząca, zawieszając rozmowy o członkostwie w UE, robi to, co wielu decydentom w Unii jest na rękę.
– Nigdy nie miałem przekonania, by UE na serio myślała o członkostwie Gruzji. Oni uzyskali status kraju kandydującego niejako wykorzystując entuzjazm w UE wobec Mołdawii i Ukrainy – zauważył.
– W UE nigdy nie było apetytu, by rozszerzać Wspólnotę aż tak daleko na wschód – powiedział Jozwiak. – Ten kraj po prostu leży za daleko. Dla większości Europejczyków Gruzja nie znajduje się na mentalnej mapie Europy – dodał.
Co się więc stanie z protestami? W ocenie Jozwiaka stracą w pewnym momencie impet i demonstranci rozejdą się do domów.
– Zwłaszcza jeśli UE nie opowie się mocno za protestującymi, manifestacjom zabraknie paliwa – zauważył.
– Nie widzę szans na ukraiński Majdan. Patrząc na to historycznie, rewolucje, w których władzę zdobywa ulica, zdarzają się bardzo rzadko. Tak się stało kilka razy w Ukrainie, ale to dzięki temu, że Ukraińcy są waleczni jak mało kto – podkreślił.
W jego ocenie Gruzja, pod względem relacji z UE, może pójść drogą Turcji. W tym kraju też organizowano wielkie protesty, ale nie przyniosły one przełomu.
– Recep Erdogan nadal jest prezydentem, a Turcja – krajem kandydującym do UE, ale w gruncie rzeczy jedynie na papierze – zaznaczył komentator.
Biznes Alert / PAP