Jeżeli ktoś chce przyjechać do Szwecji swoim samochodem z napędem benzynowym, dieslowskim, na gaz, czy nawet hybrydowym i w sposób zmotoryzowany pozwiedzać Sztokholm i okolicę, to warto się pośpieszyć. W czwartek 25 marca rada miasta podjęła mianowicie decyzję o całkowitym zakazie ruchu samochodów z silnikami spalinowymi od 2030 roku.
Elektromobilność w Sztokholmie
Decyzję przeforsował Daniel Helldén z partii Zielonych, będącej częścią „niebiesko-zielonej” koalicji rządzącej miastem od 2018 roku. Jest to dość w Szwecji egzotyczne połączenie wszystkich czterech partii centro-prawicowych i partii Zielonych. Z reguły Zielonym bliżej jest do lewicy; przykładowo, rządząca obecnie Szwecją mniejszościowa koalicja składa się z socjaldemokratów i właśnie Zielonych.
Daniel Helldén to polityk dość kontrowersyjny. Jest np. pomysłodawcą tzw. „feministycznego odśnieżania” w Sztokholmie. Oznacza ono, że priorytetem jest odśnieżanie chodników i ścieżek rowerowych kosztem jezdni ulic. Wyliczono bowiem, że mężczyźni nieco częściej przemieszczają się samochodami, podczas gdy kobiety – autobusami i metrem, do których muszą przecież dojść właśnie po chodniku. Przy dużych opadach śniegu powoduje to często w stolicy Szwecji chaos w ruchu ulicznym.
Do 2030 roku w Sztokholmie ma powstać 35 000 punktów ładowania dla elektryków (mają być na każdym parkingu). Obecnie jest ich około dwóch tysięcy. Koszty poniosą oczywiście podatnicy mieszkający w stolicy Szwecji.
Jak zwykle w takich wypadkach, nie brakuje krytyki. Pojawiają się obawy, czy wystarczy prądu w sytuacji gwałtownie rosnącego zapotrzebowania. Posiadanie i użytkowanie nietaniego przecież auta elektrycznego w mieście może się także stać przywilejem osób bardziej zamożnych.
Tadeusz Rawa
Branża samochodów elektrycznych szuka alternatywy do krwawego kobaltu z Afryki