Marszałkowski: Ukraina się broni, a Putin boi się swego Brutusa

4 stycznia 2023, 07:35 Bezpieczeństwo

– To będzie drugi rok inwazji Rosji na Ukrainę pełnej skali. Wielu wierzy, że zbliża się finał tego konfliktu, jednak rzeczywistość może być inna – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl. Pisze o obronie Ukrainy oraz potencjale przewrotu na Kremlu – Czy w otoczeniu Putina już czyha rosyjski Brutus? – pyta.

Czołg rosyjski zniszczony na Ukrainie. Fot. Freepik.
Czołg rosyjski zniszczony na Ukrainie. Fot. Freepik.

Trudny rok za Ukrainą, jeszcze trudniejszy przed nią

24 luty 2022 roku zmienił wiele w postrzeganiu środowiska bezpieczeństwa w Europie, zwłaszcza w jej środkowej części. Ukraina pomimo rosyjskiej przewagi na papierze nie złamała się w pierwszych dniach wojny, nie uległa również pomimo konieczności wycofywania swoich oddziałów wojskowych z wielu obszarów kraju w pierwszych miesiącach. Początkowe sukcesy Rosjan szybko zostały zatrzymane dzięki odwadze ukraińskich żołnierzy, społeczeństwa, ale i przy wydatnym wsparciu NATO, zarówno sprzętowym, materiałowym, jak i wywiadowczym.

Ukraiński sztab doskonale znał plany Rosjan i mógł odpowiednio przygotować taktykę obrony. Ukraińcy dzięki wsparciu NATO wiedzieli również co jest bolączką Rosjan i mogli w te miejsca uderzać ze zdwojoną siłą. Różnego rodzaju uzbrojenie podarowane przez Zachód pozwoliło na odwrócenie negatywnej karty. Zestawy przeciwlotnicze Piorun, które w pierwszych, newralgicznych tygodniach wojny broniły ukraińskiego nieba, systemy przeciwpancerne Javelin czy NLAW, które powstrzymywały ataki pancerne i zmechanizowane, później rakiety Harpoon, które zadawały straty rosyjskiej marynarce wojennej i ostatecznie pogrzebały plany desantu morskiego na plażach wokół Odessy. W kolejnych etapach wojny, kiedy to Ukraina zaczęła krzepnąć i odpychać Rosjan, swoją cegiełkę dołożyły amerykańskie wyrzutnie HIMARS, które uderzając ponad 70 km poza linią frontu skutecznie likwidowały rosyjskie składy amunicji, punkty dowodzenia czy rejony koncentracji wojsk. Przykładem skutecznego porażenia tego ostatniego typoszeregu celów był noworoczny atak na budynek technikum w Makiejewce, gdzie zginęło według oficjalnych rosyjskich danych 63, a według nieoficjalnych rosyjskich danych nawet ponad 200 zmobilizowanych żołnierzy. Nawet drugie tyle mogło odnieść rany.

Zachodni sprzęt dostarczony w 2022 roku pozwalał Ukrainie również na odpieranie rosyjskich ataków rakietowych i tych przy wykorzystaniu irańskich dronów. Amerykanie dostarczyli systemy przeciwlotnicze NASAMS i zadeklarowali dostawy systemów Patriot, Niemcy przekazały nowoczesne wyrzutnie IRIS-T oraz samobieżne zestawy artyleryjskie Gepard, Hiszpanie przekazali systemy Aspide i Hawk, a Polacy całą gamę zestawów przeciwlotniczych pochodzenia sowieckiego.

Pomimo dużej wartości sprzętu już przekazanego, Ukraina potrzebuje do zwycięstwa stałych dostaw części zamiennych, zestawów remontowych, amunicji czy rakiet, a także materiałów pędnych, smarów i paliwa. W przeciwieństwie do Rosji, Ukraina cały czas atakowana jest rakietami i bezzałogowcami, które uderzają w infrastrukturę energetyczną, przesyłową, obiekty przemysłowe, rafinerie i składy paliw. Utrzymywanie produkcji w takich warunkach jest praktycznie niemożliwe. Z tego powodu tak ważne jest utrzymanie ciągłego wsparcia Zachodu.

Cele Ukrainy

Głównym celem Ukrainy, po pierwotnym, który zakładał utrzymanie swojej państwowości, jest odzyskanie kontroli nad obszarami zajętymi przez Rosję po 24 lutym 2022 roku. Wciąż pod kontrolą Rosji pozostaje duża część obszaru Ukrainy, m.in. obwodu ługańskiego, donieckiego, chersońskiego czy zaporoskiego. Ukraina utraciła dostęp do Morza Azowskiego, Rosja w tym samym czasie zyskała lądowe połączenie z Krymem.

To drugie stanowi największy i właściwie jedyny sukces strategiczny Moskwy. Odzyskanie dostępu do Morza Azowskiego, a co ważniejsze, przecięcie szlaku lądowego łączącego Krym i kontynentalną Rosję może być zatem głównym celem Ukrainy w kontekście kolejnych kontrofensyw. Rosjanie mają tego świadomość, wiedzą, że ich armia jest wycieńczona, pozbawiona w dużej mierze nowoczesnego sprzętu, z brakami w wyposażeniu czy nawet amunicji.

Stąd bierze się taktyka Rosjan, która ma jeden główny cel – odwrócić maksymalnie uwagę Ukrainy od Zaporoża, a skupić się na atakowaniu falami „Zeków” (więźniów zwerbowanych przez Grupę Wagnera) miasta Bachmut – jednego z głównych punktów oporu przed Słowiańskiem i Kramatorskiem – miastami symbolami sukcesu kontrofensywy Ukrainy z późnej wiosny i lata 2014 toku. Te symbole i sam Bachmut, który za sprawą wielomiesięcznej obrony już do nich dołączył, są w pewnym sensie również pułapką dla samej Ukrainy. Nawet, jeżeli z powodów strategicznych i taktycznych bardziej właściwe byłoby odzyskanie np. Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej czy przecięcie korytarza na Krym, to jednak z perspektywy politycznej i symbolicznej Bachmutu oddać Ukraińcom nie wolno. Przynajmniej, póki istnieją trasy zaopatrzenia miasta i nie znajduje się ono w okrążeniu.

Taktyka Rosjan, póki co odnosi pewne sukcesy. Ukraińcy zamiast zbierać siły do odbicia południa kraju, muszą wysyłać kolejne odwody do uzupełniania luk w obronie w obwodzie donieckim i ługańskim. W tym czasie, na terenie Rosji szkoleni są kolejni zmobilizowani żołnierze, którzy w najbliższych miesiącach będą trafiać na front. Nie jest jasne, czy będzie to potencjał na tyle silny, aby myśleć o kolejnych ofensywach rosyjskich. Będzie on jednak na tyle silny, aby ufortyfikować tymczasową granicę na linii frontu i zamrozić na długi czas konflikt.

Białoruski blef

Często jednym z elementów prognoz jest założenie, że do wojny dołączy Białoruś, skąd zostanie przeprowadzony kolejny atak z północnej części albo na Kijów, co byłoby powtórką z lutego 2022 roku, albo w kierunku Wołynia, co miałoby doprowadzić do przecięcia szlaków dostaw zachodniego sprzętu dla ukraińskiej armii. W moim odczuciu do tego ataku nie dojdzie z kilku istotnych powodów.

Po pierwsze, potencjał obronny Ukrainy w tamtym rejonie jest wystarczający do stawienia czoła ofensywie. Ukraińcy jeszcze przed inwazją w lutym zaczęli przygotowywać północną część granicy do ataku. Kopano rowy przeciwczołgowe i okopy, ustawiano zapory, stawiano pola minowe i minowano mosty. Od lutego ten proces przybrał na sile, zaczęto tworzyć lokalne oddziały obrony terytorialnej, która jest coraz mocniej nasycana nowoczesnym sprzętem zachodniej produkcji, czy budować solidne fortyfikacje. Atak na tak przygotowane pozycje, które z każdym tygodniem są rozbudowywane, byłby masakrą dla wojsk białoruskich i rosyjskich. W tamtym obszarze jeszcze intensywniej byłyby prowadzone operacje rozpoznawcze ze strony państw NATO, co oznaczałoby brak możliwości ukrycia zamiarów i celów ataków przez agresora.

Po drugie, atak z Białorusi oznaczałby legitymizację ukraińskich ataków na bazy, lotniska i infrastrukturę wojskową i energetyczną tego kraju, jak rafineria w Mozyrzu, jedna z dwóch w tym kraju, zlokalizowana jest nieco ponad 30 km w linii prostej od granicy z Ukrainą. To wystarczająco blisko, aby wziąć ją na cel przez pociski GMLRS systemów HIMARS/MLRS, których zasięg przekracza 80 km. Paliwo z rafinerii w Mozyrzu zasila m.in. rosyjskie czołgi i samoloty operujące na Białorusi, ale były również informacje, że Białoruś wysyła gotowe paliwo dla wojsk rosyjskich działających również na terenie Rosji czy w pierwszej fazie wojny w północnej części Ukrainy. W zasięgu systemów HIMARS/MLRS znajdują się również bazy i lotniska białoruskie, a także składy paliw, smarów czy amunicji. Obecnie Rosja bez skrępowania używa lotnisk białoruskich do atakowania infrastruktury energetycznej Ukrainy, m.in. przy wykorzystaniu samolotów Mig-31BM uzbrojonych w rakiety Kindżał. Dzięki „neutralnej” Białorusi Rosjanie mają wgląd w przestrzeń powietrzną Ukrainy centralnej i zachodniej przy wykorzystaniu samolotu dozoru AEW&C A-50U, które kierują rosyjskie myśliwce do walki z samolotami ukraińskimi, wspierającymi walczące wojska na wschodzie Ukrainy. Przyłączenie się Białorusi do ofensywy oznaczałoby utratę tych dogodnych i bezpiecznych obszarów funkcjonowania armii rosyjskiej.

Zaangażowanie Białorusi w wojnę oznaczałoby również utratę bazy szkoleniowej rosyjskich zmobilizowanych żołnierzy, którzy w bezpiecznych i wygodnych warunkach są trenowani na białoruskich poligonach przez kadrę szkoleniową wojsk białoruskich. Jedną z bolączek Rosjan jest utrata kadry doświadczonych oficerów, którzy albo zginęli w czasie działań na Ukrainie, albo po prostu wykonują zadania bojowe na jej terytorium. Białoruscy oficerowie mogą w tym czasie przygotowywać kolejne fale rosyjskich zmobilizowanych do uczestniczenia w wojnie.

Kolejnym argumentem przemawiającym za tym, że Białoruś nie dołączy do wojny jest stan bazy materiałowej i sprzętowej wojsk białoruskich. Od lata 2022 roku pojawiały się sygnały, że Rosjanie opróżniają białoruskie składy materiałowe, włącznie, z techniką, czyli np. czołgami. Zapewne, również białoruskie zakłady zbrojeniowe obecnie pracują „na pełną parę” po to, aby zapewnić Rosji dostęp do amunicji artyleryjskiej kalibru 122 czy 152 mm. Zapewne również Białoruś wciąż pełni rolę pewnych uchylonych drzwi dla importu towarów podwójnego zastosowania, które formalnie do Rosji trafiać nie mogą.

Po czwarte, strategicznie atak ze strony Białorusi i przy jej udziale na zachodnią Ukrainę miałby w założeniu zatrzymać transfer zachodniego wyposażenia i uzbrojenia dla Ukrainy. Aby tego dokonać w pełni agresorzy musieliby dojść aż do granicy słowacko-ukraińskiej, i ukraińsko-rumuńskiej w Karpatach mijając bądź zdobywając w tym samym czasie kilka dużych miast jak Łuck, Lwów, Iwano-Frankiwsk, Czerniwce czy Użhorod.

Zważywszy, że przygotowana, wypoczęta i silna armia rosyjska z lutego 2022 roku nie była w stanie zdobyć żadnego większego miasta poza obleganym przez miesiące i kompletnie zniszczonym Mariupolem, a także oddanym – prawdopodobnie w wyniku zdrady Chersoniem, trudno uwierzyć, że teraz miałaby zdobyć jeszcze większe, lepiej bronione i zmotywowane miasta zachodniej Ukrainy. Ominięcie ich oznaczałoby jednocześnie powtórkę z lutowej próby zajęcia Kijowa, kiedy ukraińskie grupy dywersyjne skutecznie paraliżowały atakami rosyjską logistykę, co w konsekwencji doprowadziło do wycofania rosyjskich wojsk z północnych regionów Ukrainy. Zajęcie tak dużego obszaru Ukrainy wymagałoby również posiadania licznych sił okupacyjnych, których Rosjanie po porostu nie posiadają.

Ponadto, nawet przy tak negatywnym obrocie spraw dla Ukrainy, nadal istnieje połączenie pomiędzy Rumunią i Ukrainą poprzez południową granicę w rejonie Izmaiła w obwodzie odesskim. Wsparcie NATO zatem wciąż mogłoby płynąć, chociaż byłoby to znacznie trudniejsze logistycznie i mniej efektywne.

Białoruś i bez wchodzenia do wojny spełnia swoje zadanie jako państwo, z którego terenu Rosjanie swobodnie korzystają m.in. wystrzeliwując drony atakujące Kijów i inne miasta ukraińskie położone w centralnej i zachodniej części kraju.

Dodatkowo, ciągłe ryzyko ataku ze strony północnej powoduje, że spora część odwodów ukraińskich musi pilnować długiej na ponad 1000 km granicy, zamiast brać udział w czynnych działaniach na wschodzie czy południu Ukrainy. To dla Rosjan jest obecnie najbardziej kluczowe, a osiągają to bez destabilizacji Białorusi. I to właściwie jest kolejny już argument przeciwko przystępowaniu Białorusi do wojny. Ani białoruskie dowództwo ani rosyjskie nie ma pewności dotyczącej morale i woli walki białoruskich żołnierzy. Wejście do działań zbrojnych Białorusi mogłoby spowodować efekt odwrotny od zamierzonego – Białorusini mogliby w dużej części (większej niż Rosjanie) poddawać się bez walki, sabotować działania, czy po prostu przekazywać informacje stronie ukraińskiej. Zamiast spektakularnego sukcesu na zachodzie Ukrainy, ofensywa mogłaby skończyć się strategiczną porażką nie tylko Moskwy, ale przede wszystkim białoruskiego dyktatora.

Cele Rosji i poszukiwanie Brutusa

Celem Rosji może być maksymalne wycieńczenie Ukrainy, aby przymusić ją do rozmów pokojowych na rosyjskich zasadach. Ataki na infrastrukturę krytyczną, z jednoczesnym nękaniem Ukraińców kolejnymi atakami, np. w Bachmucie, do tego okopywanie się i zbieranie kolejnych sił świadczą, że Rosja szykuje się na długą i krwawą wojnę. Problemem kremlowskiej elity jest jej własna polityka i aroganckie poczucie wyższości, brutalnie zweryfikowane przez Ukraińców w ciągu tych ponad 10 miesięcy walk. Putin i jego świta mają świadomość, że emerytury w Rosji dla nich nie będzie, zatem porażka nie jest możliwa. Dopóki społeczeństwo „stoi” za władzą, w strukturach siłowych nie ma wyłomów (nawet pomimo tego, iż armia traci wpływy na rzecz założyciela „Wagner” Jewgienija Prigożyna) a oligarchowie są kontrolowani, Kreml może kontynuować swoją wojnę. Na razie nie widać oznak pękania tego monolitu. I bez znaczenia jest tu pozycja Putina na arenie międzynarodowej. Póki Putin i jego środowisko otoczone będzie przez wiernych i lojalnych pretorian, dopóty nic się nie zmieni. Ale nawet potężny Juliusz Cezar dorobił się Marka Brutusa, który zakończył jego żywot. Czy w otoczeniu Putina już czyha rosyjski Brutus?

Marszałkowski: Inwazja na Ukrainę nie będzie dla Rosji spacerem