(Lewiatan)
W Miami zakończyła się właśnie kolejna, jedenasta runda negocjacji Transatlantyckiego Porozumienia w dziedzinie Handlu I Inwestycji (TTIP). Zdecydowanie mniejszy niż początkowo rozgłos w mediach w połączeniu ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w USA wskazywać mogą na coraz mniej realny finał umowy.
Wraz z postępem rozmów negocjatorzy napotykają coraz więcej punktów spornych. Stany Zjednoczone nie wydają się być skłonne do ustępstw w kluczowych dla Unii Europejskiej kwestiach, takich jak chociażby zamówienia publiczne ułatwiające dostęp europejskich firm do amerykańskiego rynku. Z kolei po stronie UE niepokój opinii publicznej budzi, istotna dla Amerykanów, ale także dla europejskich firm, klauzula ISDS tj. niezależnego mechanizmu rozwiązywania sporów pomiędzy krajem a inwestorem. Pod presją publiczną KE opracowała alternatywną propozycję zakładającą utworzenie sądu inwestycyjnego. System jest jednak krytycznie postrzegany przez firmy, ponieważ obwarowany jest wieloma dodatkowymi wymogami, co zdecydowanie utrudni dostęp do niego, przede wszystkim dla MŚP. Pomysł nie wydaje się być także akceptowany przez USA.
Na spowolnienie negocjacji wypływa także seria dodatkowych wydarzeń w relacji UE-US. Najistotniejszy jest kontekst zawartej właśnie tzw. Transpacyficznej Umowy o Wolnym Handlu pomiędzy USA a jedenastoma najważniejszymi gospodarkami regionu, w tym m.in. Kanadą, Japonią, Australią, Meksykiem, Singapurem i Wietnamem (tzw. TPP). To mniej ambitne, niemniej istotne porozumienie, rzuca cień na globalną pozycję Unii Europejskiej.
Protesty przeciwników umowy
Istotnym aspektem są także nasilające się protesty po stronie przeciwników umowy, przede wszystkim w Europie. Masowe demonstracje w połączeniu z tendencyjnymi opiniami w mediach utrudniają rzeczową, opartą na faktach dyskusję. Dodatkowym wydarzeniem rzucającym cień na współpracę pomiędzy Starym i Nowym Kontynentem jest także kontrowersyjne orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości unieważniające decyzję Komisji Europejskiej w sprawie zapewnienia odpowiedniego poziomu ochrony w ramach programu bezpiecznej przystani – regulacji dotyczących przekazywania danych osobowych między UE i USA, w szczególności z europejskich oddziałów firm amerykańskich do ich central w Stanach (tzw. „safe harbor”).
Z tych właśnie względów najbliższe miesiące wydają się być ostatnim momentem na nadanie impulsu negocjacjom.
Z tego, co wiadomo rozmowy w Miami nie dotyczą ISDS – w tej chwili są prowadzone prace w UE nad propozycją alternatywną. Aktualnie negocjacje dotyczą przede wszystkim standardów zamówień publicznych faworyzujących lokalny biznes. Jest to temat kontrowersyjny dla Amerykanów. Inne dyskutowane kwestie to regulacje techniczne i bariery celne.
Kampania informacyjna europejskich pracodawców
Niezależnie od tego, że makroekonomiczne efekty TTIP, które mogłyby być odczuwalne na terenie całej Unii Europejskiej wydają się być raczej skromne, naszym zdaniem na porozumienie należy spojrzeć z nieco szerzej perspektywy. Nie powinniśmy ignorować faktu, że w obecnej sytuacji geopolitycznej TTIP zyskuje na wartości, szczególnie dla Europy. Nie zapominajmy, że skutecznie wynegocjowana umowa może nie tylko pomóc otworzyć amerykański rynek dla europejskich producentów, ale także zaowocować alternatywnymi rozwiązaniami dla unijnej zależności od rosyjskich dostaw gazu. To także szansa na wyznaczenie globalnych standardów w wielu dziedzinach. Z perspektywy Europy najważniejsze wydaje się być zapewnienie, by nie zostały one uzgodnione bez naszego udziału. Organizacje członkowskie BUSINESSEUROPE zdają sobie z tego sprawę i nie ustają w działaniach promujących TTIP: np. niemieccy pracodawcy (BDI) organizują w Berlinie w listopadzie dużą konferencję promująca TTIP, duńscy pracodawcy (DI) stworzyli wspólny front ze związkami zawodowymi w celu promocji tej umowy, a włoscy pracodawcy (Confindustria) prowadzą intensywną akcję informacyjną na temat TTIP adresowaną do różnych grup społecznych.
Więcej: Polskie zielone ludziki od gazu łupkowego biorą na celownik TTIP