Gazprom chciał uzyskać zgodność z prawem unijnym kontrowersyjnego projektu Nord Stream 2 i pieniądze na jego realizację. Przez Polaków stoi przed tragicznym wyborem – narazić się Brukseli czy porzucić projekt – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Zgodnie z pierwotnymi planami konsorcjum Nord Stream 2 odpowiedzialne za budowę gazociągu miało składać się z sześciu firm: Gazprom (50 procent udziałów) oraz BASF (przez Wintershall), E.on (przez Uniper), OMV, Shell i Engie. Jednak orzeczenie polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) z 22 lipca 2016 roku uwzględniło zastrzeżenia do planowanej koncentracji. W przekonaniu Urzędu mogłaby ona doprowadzić do ograniczenia konkurencji i dalszego wzmocnienia pozycji negocjacyjnej i tak dominującego na polskim rynku Gazpromu.
Partnerzy planowanego konsorcjum Nord Stream 2 deklarowali, że zbudują gazociąg mimo polskiej przeszkody i nadal nie wycofują poparcia dla gazociągu. Mimo to Polska trafiła w czuły punkt. Przedstawiciele grupy odwiedzili Warszawę z nadzieją na układ z UOKiK, o czym informował wyłącznie BiznesAlert.pl. Prezentowaliśmy także skład delegacji do Polski. Nadzieje okazały się płonne. Na dzisiaj Nord Stream 2 pozostaje tylko rosyjskim projektem.
Firmy europejskie były zainteresowane projektem pomimo zastrzeżeń Komisji Europejskiej i szeregu państw, które jak Polska krytykują Nord Stream 2. Poprzez konsorcjum miały współfinansować inwestycję szacowaną na 10 mld euro. Gazprom został z tymi wydatkami sam w sytuacji, kiedy notuje rekordową sprzedaż gazu, ale przez tanią ropę od której uzależnione są ceny w jego kontraktach długoterminowych, także rekordowy spadek zysków.
Gazprom informował, że w 2016 roku wyda na Nord Stream 2 od 600 do 700 mln euro. Kommiersant podał, że ze względu na wydatki związane z projektem firma będzie musiała zadłużyć się, aby zapłacić za jego realizację. W 2017 roku chce wydać na ten cel 111 mld rubli. Ten wkład jest o 1,5 razy wyższy od zakładanego pierwotnie, zanim UOKiK spłoszył zachodnich partnerów z konsorcjum.
Budżet spółki na 2018 rok zakłada wzrost zadłużenia z 288 do 705 mld rubli. Ze względu na rosnące długi w latach 2017-2019 rosyjski gigant ma zamrozić wypłatę dywidend na poziomie z 2016 roku. Chce także sprzedać aktywa za kwotę ok. 6 mld dolarów. 9 lutego Gazprom zdecydował o wykupie pozostałych akcji konsorcjum Nord Stream 2 i dokapitalizowaniu go kwotą 1,425 mld euro.
Wygląda więc na to, że z dwóch rzeczy, których Gazprom potrzebował do zrealizowania Nord Stream 2, rosyjski gigant ma już pieniądze. Jednak w celu ich uzyskania musiał utracić coś ważniejszego z punktu widzenia obrony projektu w Unii Europejskiej. Gazprom ma pieniądze, ale może stracić osłonę prawną Nord Stream 2.
Projekt, którego wyłącznym operatorem i dostawcą będzie Gazprom może być niezgodny z trzecim pakietem energetycznym Unii Europejskiej. Może zostać także uznany za niezgodny z prawem przez Komisję. Gdyby powstało konsorcjum, nie byłoby to możliwe i krytycy mogliby sięgać jedynie po narzędzia polityczne: zgodność z celami Unii Energetycznej, czy decyzja polityczna państw przez których wyłączne wody terytorialne ma przebiegać gazociąg (Estonia, Finlandia, Szwecja, Dania). Obecnie jednak argumenty prawne wracają na stół.
Gdyby Gazprom nie przejął konsorcjum, prawdopodobnie projekt Nord Stream 2 zostałby zamrożony. Skoro jest jego jedynym udziałowcem, projekt znowu jest wrażliwy na krytykę prawników. Z tego względu należy spodziewać się nowego rozwiązania, które pozwoli Rosjanom ostatecznie obronić projekt. Być może Gazprom znajdzie nowego partnera do konsorcjum Nord Stream 2. W grę wchodzi także dopuszczenie innego dostawcy do bałtyckiej magistrali. Nie można odmówić rosyjskie spółce determinacji w forsowaniu projektu, który może ugruntować jego pozycję na rynku Europy Środkowo-Wschodniej na dekady. Jest on niezgodny z celami Unii Energetycznej, ale nie wiadomo, czy Europie wystarczy determinacji do obrony jej pryncypiów.