KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Przy okazji podpisania porozumienia klimatycznego z Paryża wraca dyskusja o jego konsekwencjach dla Polski. Pojawiają się komentarze, które przypisują polskiej delegacji sukces w postaci zatrzymania polityki odchodzenia od węgla. Można także przeczytać o porażce, która miała być udziałem Polaków ze względu na to, że nie udało im się zatrzymać unijnej polityki. Obie oceny są błędne.
Aby ocenić owoce działań polskiej delegacji na Konferencji Stron Konwencji ONZ o Zmianach Klimatu w Paryżu (COP 21), należy najpierw określić, na czym miałby polegać ich sukces. Oczekiwanie, że jeden z ponad 150 krajów zaangażowanych w dyskusję zatrzyma politykę klimatyczną byłoby nierealne, bo większość uczestników negocjacji popiera jakąś formę tej polityki. Takich karkołomnych działań spodziewali się po ministrze środowiska, prof. Janie Szyszko, jego krytycy w Polsce. Jeżeli jednak za sukces uznać pozytywny wkład Polaków w porozumienie, to można wymieć dwie inicjatywy współautorstwa naszej delegacji, które zyskały poparcie i uznanie w Paryżu. Ci, którzy spodziewali się potknięcia wizerunkowego Polski, zawiedli się.
Pierwsza to włączenie zalesiania w proces zmniejszania emisji. Sadzenie drzew ma neutralizować część emisji, a przez to poprawiać bilans krajowy. Chociaż los tego rozwiązania nie jest jasny, to został on postawiony na stole przez Polaków i kilka innych delegacji. Jest postrzegany, jako element pozytywnego podejścia do rozmów. Między innymi dzięki niemu Warszawie udało się uniknąć izolacji i zaszufladkowania, jako Poland-Coalland, który potrafi tylko krytykować i nie daje własnych, alternatywnych propozycji na reformę polityki klimatycznej.
Za wykreślenie z dokumentów wszelkich zapisów o dekarbonizacji Polacy otrzymali nagrodę Skamieliny Dnia od organizacji ekologicznych. Mimo to i w tym zakresie przedstawili oni konstruktywne podejście, forsując dalej zaproponowany na COP19 w Warszawie mechanizm loss and damage, który zakłada dofinansowanie usuwania szkód spowodowanych przez zmiany klimatu w krajach rozwijających się przez państwa rozwinięte. Także te państwa mają być odpowiedzialne za finansowanie transformacji energetycznej. Jest to druga inicjatywa Polski przyjęta z uznaniem w Paryżu.
Prof. Jan Szyszko nie zatrzymał oczywiście polityki klimatycznej. Z Paryża popłynął apel o przyspieszenie działań na rzecz ochrony klimatu, bo kraje zobowiązały się za wiążącym celem ograniczenia wzrostu średniej temperatury na globie o 2 stopnie, i obiecały poczynić wszelkie starania na rzecz obniżenia go do 1,5 stopnia. Tak jak pisałem świeżo po COP21, Polskę nadal obowiązuje polityka energetyczno-klimatyczna Unii Europejskiej. W jej ramach wprowadzono już reformę systemu handlu emisjami, która ma zwiększyć koszty emitowania CO2, a więc działalności gospodarczej przemysłu energochłonnego, na którym polega polska gospodarka.
COP 21 stał się pretekstem dla Francji i Niemiec do apelu o zwiększenie ambicji w polityce klimatycznej, czemu sprzeciwiła się Polska. Komisja Europejska uznała, że obecnie wyznaczony cel redukcyjny na poziomie 40 procent jest wystarczający. Warszawa wykorzystuje obecnie szczyt w Paryżu do maksymalizacji wykorzystania mechanizmów kompensacyjnych zawartych w Dyrektywie ETS. W tym celu zabiega o unijne dofinansowanie na modernizację energetyki i możliwość dysponowania środkami Funduszu Modernizacyjnego przez kraje członkowskie, zamiast instytucji europejskich z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym na czele.
W ten sposób zamierza ratować elektroenergetykę za unijne pieniądze i przeznaczać te środki m.in. na bardziej efektywne bloki węglowe, na co nie zgodzą się instytucje obecnie zarządzające środkami. Derogacje przyznane Polsce zakładają, że do 2020 roku dostanie ona darmowe pozwolenia na emisję z sektora energetycznego o wartości 3-3,6 mld euro, a do 2030 roku około 9 mld euro. To niewiele w porównaniu z około 60 mld euro inwestycji niezbędnych do wypełnienia celu redukcji emisji o 30 procent do 2030 roku. Obecne i przyszłe rekompensaty stanowią około 20 procent potrzebnych inwestycji.
Jak podaje Polska Agencja Prasowa, Premier Beata Szydło podkreśliła na podczas szczytu ONZ, na którym podpisano porozumienie, że zmiany klimatyczne są jednym z największych zagrożeń dla ludzkości. – Tutaj w Nowym Jorku po raz kolejny dajemy wyraz politycznej i społecznej woli kontynuacji globalnych działań na rzecz neutralności klimatycznej i zrównoważonego rozwoju – powiedziała. – To, czy uda się powstrzymać zmiany klimatu, jest uzależnione od faktycznych działań przez wszystkie strony porozumienia. Polska warunkuje swoje zaangażowanie od jego prawdziwie globalnego charakteru, a w szczególności od zaangażowania największych gospodarek – podkreśliła premier.
Dyskusja o polityce energetyczno-klimatycznej nie skończyła się w Paryżu. Żadna ze stron dialogu na ten temat nie odniosła także zwycięstwa. Porozumienie jest owocem kompromisu, który Polska w sposób konstruktywny pomogła ukształtować. Politykę klimatyczną w naszym kraju kształtuje Unia Europejska. W październiku 2014 roku zgodziliśmy się podpisać nowy pakiet energetyczno-klimatyczny. To w ramach reformy unijnej polityki klimatycznej trwa prawdziwa gra. – Obniżenie emisji dwutlenku węgla o 40%, jak pokazują symulacje, będzie wymagało od Polski rezygnacji zarówno z węgla brunatnego, jak i kamiennego i przestawienie elektrowni na gaz, jako paliwo. Uzależni to energetykę od dostawców zewnętrznych, a cena energii elektrycznej wzrośnie o około 50 procent – ostrzega prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.
Ta katastroficzna wizja nie spełni się jednak, jeżeli Polacy wynegocjują nowe derogacje, stawiając sprawę na ostrzu noża i grożąc porzuceniem pakietu klimatycznego z jednej strony, oraz proponując pozytywne rozwiązania, jak zmiany w Funduszu Modernizacyjnym, z drugiej. Ostatecznym celem powinna być reforma krajowej elektroenergetyki i uniezależnienie jej od obciążających rentowność aktywów węglowych. Najlepsze, co może zrobić Polska w ramach polityki klimatycznej to przeprowadzić ambitną reformę sektora węglowego.
Dobrze, że rząd przedstawia zaangażowanie Polski w negocjacje klimatyczne COP21 w pozytywnym świetle. Udało nam się uniknąć izolacji i wnieśliśmy kilka korzystnych rozwiązań. Polska nie zatrzymała jednak polityki klimatycznej, czego oczekiwali niektórzy fantaści i o czym pisze część bajkopisarzy. Warszawa kontynuuje promocję swej wizji polityki klimatycznej, którą niebawem czeka chrzest ognia.
Tymczasem na horyzoncie widać kolejne narzędzie, z którego może skorzystać Polska. Suddeutsche Zeitung alarmuje, że Transatlantyckie Porozumienie Handlowo-Inwestycyjne pozwoli firmom energetycznym na kwestionowanie polityki klimatycznej. Narzędziem ma być nowy mechanizm rozstrzygania sporów, czyli ISDS.
– Przedsiębiorstwa z wysokoemisyjnych sektorów przemysłu należą do tych, którzy najczęściej korzystają z systemu ISDS. W styczniu br. przedsiębiorstwo energetyczne TransCanada wniosło taką skargę przeciw wetu prezydenta Baracka Obamy wobec planowanego rurociągu Keystone XL. TransCanada zażądało 15 miliardów dolarów odszkodowania korzystając z systemu arbitrażowego Północnoamerykańskiego Układu o Wolnym Handlu (Nafta). Również amerykańska firma Lone Pine wniosła niedawno pozew przeciw moratorium dla wsparcia wydobycia gazu metodą frakcyjną pod rzeką Św. Wawrzyńca w Kanadzie – wylicza gazeta.
ISDS ma być narzędziem kwestionowania wszelkich decyzji politycznych podyktowanych polityką na rzecz ochrony klimatu – racjonalnych i nieracjonalnych. Można sobie wyobrazić, że po ewentualnym, na razie niepewnym, wprowadzeniu w życie TTIP, w kolejce do sądów staną firmy energetyczne z Polski domagające się rekompensaty za politykę klimatyczną.