Jeżeli Gazprom ma możliwość pisać ustawy dla krajów członkowskich Unii Europejskiej, oznacza to, że sen prezydenta Rosji Władimira Putina o odbudowie strefy wpływów Związku Sowieckiego zaczyna się spełniać.
W mediach bułgarskich wybuchła afera po tym, gdy pojawiły się informacje na temat rzekomego wpływu rosyjskiego Gazpromu na prace nad ostatnimi poprawkami prawa energetycznego umożliwiającymi uznanie South Stream za „rurę morską”, czyli według nowej ustawy inwestycję niepodlegającą prawu Unii Europejskiej.
Dzięki temu zasady antymonopolowe ograniczające wpływ Gazpromu na przyszłą rurę nie będą dotyczyły jej bułgarskiego odcinka. Gazprom będzie mógł rezerwować całą jego przepustowość, ustalać taryfy tranzytowe i pozostać jej operatorem. Zasady te zapisane w trzecim pakiecie energetycznym wykluczają skupienie takich kompetencji w ramach jednej firmy.
Partia Blok Reform wydała oświadczenie medialne w którym przekonuje, że nowela służy interesom prywatnym zagranicznej firmy i ma sabotować wprowadzanie prawa wspólnotowego w bułgarskim sektorze energetycznym. Partia oskarża rządzących socjalistów o „zdradę stanu” i zgodę na „ingerencję firmy z większością udziałów zagranicznych w pracę nad kształtem bułgarskiego prawa”. Ministerstwo energetyki Bułgarii odmawia komentarza na ten temat.
Podobnie jak w okresie Zimnej Wojny międzynarodówka komunistyczna posiadała sprzyjających jej polityków oraz biznesmenów w krajach bloku zachodniego, tak dzisiaj posiadają ich rosyjskie koncerny, na czele z Gazpromem. Ten fakt tłumaczy najlepiej niechęć większości krajów europejskich do wprowadzania sankcji przeciwko Rosji w obliczu kryzysu na Ukrainie.
O lobby biznesowym Gazpromu w Europie pisała na naszych łamach Teresa Wójcik. Jeśli skupić się na lobby politycznym, to można stwierdzić, że skala jego wpływu różni się w zależności od kraju ale ma podobny charakter. Ludzie związani z partią komunistyczną lub komunistycznymi służbami specjalnymi (postkomuniści z bułgarskiej Partii Socjalistycznej, Gerhard Schroeder ze Stasi i SPD, itp.) zamieniają relacje służbowe z Rosjanami na współpracę biznesową. Forsują rozwiązania korzystne dla rosyjskich firm za co są sowicie opłacani – niekoniecznie gotówką.
Pomimo symptomów takiej działalności w Polsce, nie ma żadnych formalnych podstaw do wytykania palcami lobbystów tej spółki w naszym kraju. Co więcej, pudło lub brak dowodów mogłyby bardziej zaszkodzić niż pomóc sprawie. Należy pokładać tutaj nadzieje w czujności oficerów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ma ona trudne zadanie do wykonania. Poza namierzaniem nieprawidłowych relacji Polaków z Rosjanami, musi także ubiegać próby miękkiego werbunku lub wykorzystywania zwykłego soft power do wiązania ważnych figur przestrzeni publicznej z Moskwą. Ciekawym casusem była tutaj wycieczka dziennikarzy z Polski zorganizowana przez rosyjski Akron, który przygotował w ten sposób próbę przejęcia Grupy Azoty. Nawet ci uczestnicy, którzy potraktowali wyjazd po prostu turystycznie skazali się na odium środowiska i dali pole do spekulacji nieżyczliwym. Z informacji BiznesAlert.pl wynika, że podobną wizytę mediów ma zorganizować w czerwcu Rosatom. Czy Gazprom także zaprosi Polaków na wyjazd, konferencję, lub chociaż da bilety do kina? Czy będzie to jeszcze soft power? A może grunt pod lobbing dla projektów inwestycji i ustaw?
Do tej pory Rosjanie, by uzyskać oczekiwany efekt, nie musieli ingerować w polską legislację. Reformy sektora energetycznego zapowiadane z wysokiego C jako „trójpak energetyczny” wyglądają dziś blado. Reformy sektora gazowego i odnawialnego są wprowadzane z opóźnieniem. Prawo geologiczne i górnicze uładzone, przeterminowane trafiło po trzech latach do Sejmu. Po usunięciu zapisów o Narodowym Operatorze Kopalin Energetycznych, zwyciężyła wersja rządowa, wspierana przez posłów Platformy Obywatelskiej i Twojego Ruchu. Odpadł projekt Prawa i Sprawiedliwości wprowadzający NOKE-bis czyli spółkę Staszic. Z kolei ustawa o Odnawialnych Źródłach Energii czeka najprawdopodobniej do przyszłego roku. Dlatego zagraniczne firmy nie muszą wpływać na nasze projekty – wystarczy, że Polacy nie są w stanie ich przyjąć.
Wszystko jednak przed nami, a być może przy odpowiednich warunkach Gazprom napisze także jakąś polską ustawę. Rosyjski aparat polityczny nie boi się cyklów wyborczych i powoli acz systematycznie wprowadza w Europie w życie zasadę divide et impera. Wykorzystuje do tego celu m.in. sektor energetyczny. Do koalicji państw wspierających rosyjskie inicjatywy bez oglądania się na Brukselę, dołączyła ostatnio Austria, która uznała South Stream za priorytetowy projekt i zdecydowała, że powinien on kończyć bieg w Baumgarten – hubie gazowym kluczowym dla regionu Europy Środkowo-Wschodniej. W ten sposób wpływy Rosjan rozszerzają się na kolejne połacie Starego Kontynentu bez użycia czołgów. Moskwa gotuje żabę, która póki co cieszy się z ciepłej kąpieli.
Dlatego projekt Unii Energetycznej nawet przy najlepszych chęciach Premiera RP Donalda Tuska ma małe szanse na przetrwanie w formie atrakcyjnej dla Polski. Co ważne, decyzje odnośnie europejskiej energetyki coraz rzadziej podejmowane są drogą wspólnotową, a coraz częściej w gabinetach politycznych europejskich państw odwiedzanych przez lobbystów i to pomimo kryzysu ukraińskiego, który powinien skłaniać do solidarności w ramach Wspólnoty. Obecnie jest to już widoczne na przykładach przytoczonych w tym tekście. Dezintegracja Unii Europejskiej wróżona przez pesymistycznych analityków w sektorze energetycznym jest widoczna bardziej niż gdziekolwiek indziej.