KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Gazprom zapowiedział dziś o 8.00 polskiego czasu, że wprowadza system przedpłat w handlu gazem ziemnym z Ukrainą. Tym razem dotrzymał słowa. Ukraińcy będą musieli zapłacić z wyprzedzeniem za dostawy gazu nad Dniepr.
Po kilkukrotnym przełożeniu terminu wprowadzenia przedpłat, dzisiaj Gazprom rzeczywiście je wdraża. Informuje, że nie otrzymał od Ukrainy opłaty za czerwcowe dostawy gazu, co oznacza, że prawdopodobnie przestanie go słać do tego kraju.
Należy jednak przypuszczać, że Ukraińcy w razie potrzeby znajdą środki na opłacenie dostaw, ponieważ jeszcze przed ostatecznym fiaskiem rozmów z Rosjanami deklarowali, że jeśli wynegocjują dobrą cenę z Rosjanami, to znajdą nawet 2 mld dolarów na spłatę zaległości z poprzednich miesięcy. Teraz te środki będą mogły posłużyć do opłacenia dostaw w czerwcu.
Póki co jednak w ukraińskich magazynach znajduje się ponad 13 mld m3 surowca. Chociaż w zimie będzie się tam musiało znaleźć od 17 do 20 mld m3 aby był możliwy technicznie przesył surowca do klientów europejskich, to obecnie Ukraińcy będą mogli skorzystać z tych rezerw na poczet łatania braków spowodowanych przerwą dostaw z Rosji. Kijów deklaruje także możliwość szybkiego zmniejszenia konsumpcji gazu. Ostatecznie presja Gazpromu może pośrednio wpłynąć zbawiennie na trudne reformy czekające tamtejszy sektor gazowy.
Zatrzymanie dostaw na Ukrainę nie oznacza automatycznie przerwania dostaw dla Europy. W ten sposób rozumiana wojna gazowa byłaby niekorzystna dla Rosji i Unii Europejskiej, za to pożądana przez Kijów, który mógłby pozycjonować się w jej świetle jako ostatni sprawiedliwy i pierwsza ofiara polityki energetycznej Rosji. Dostawy dla europejskich klientów będą dalej słane przez ukraińskie gazociągi, a Kijów będzie musiał wystrzegać się oskarżeń Rosji o podkradanie tych wolumenów.
Porozumienie musi jednak nadejść. Jeśli Rosja będzie nadal powstrzymywać się od otwartej wojny gazowej, na zgodę będzie naciskać Komisja Europejska, która chce uniknąć realizacji tego czarnego scenariusza. Zmusiłby ona Brukselę do zdecydowanych kroków wobec Rosji, a tego powiązany z Rosją europejski kapitał chce za wszelką cenę uniknąć. Trwający obecnie kryzys gazowy, który nie przerodził się jeszcze w wojnę, pozwala Europie na przyjmowanie koncepcji strategicznych i polityk zmierzających do zmniejszenia zależności od dostaw gazu z Rosji ale jednocześnie nie zmusza jej do najbardziej drastycznych posunięć jak embargo na współpracę z szefem Gazpromu lub całą firmą na kształt sankcji amerykańskich wobec Rosnieftu.
Należy przypomnieć, że dla Polski zatrzymanie dostaw przez Ukrainę to strata kilku mld m3 gazu rocznie, którą może łatwo uzupełnić zwiększenie przesyłu przez Gazociąg Jamalski.
Długofalowo największym przegranym ewentualnej wojny gazowej będzie Gazprom. Kolejni klienci kierują przeciwko tej firmie skargi do sądów arbitrażowych na niesprawiedliwe traktowanie. Większość tych spraw przegra, prawdopodobnie także postępowanie rozpoczęte na wniosek Ukrainy. Wtedy będzie musiał zmienić standardy i dostosować się do nowych realiów, w których nie jest już omnipotentnym monopolistą. W innym wypadku zostanie zastąpiony przez nowych, bardziej elastycznych graczy, którzy rosną mu nawet na rodzimym rynku – Novatek i Rosnieft.