Jakóbik: Jak wyjść z łupkowego paraliżu?

17 stycznia 2014, 10:39 Energetyka

– Polska rewolucja łupkowa nigdy nie doszła do skutku. W rzeczywistości odwiertów w poszukiwaniu gazu łupkowego jest coraz mniej, a zagraniczni inwestorzy uciekają do innych krajów. Powodem jest bałagan w rządzie, który powinien jak najszybciej się zakończyć – pisze redaktor naczelny BiznesAlert Wojciech Jakóbik dla Polski The Times.

Z danych Ministerstwa Środowiska wynika, że do 6 stycznia tego roku w Polsce wykonano 52 odwierty w poszukiwaniu gazu łupkowego. Wiercą głównie polskie spółki – PGNiG oraz Orlen Upstream. Zagraniczni właściciele koncesji czekają z pracami. Niektórzy z nich rezygnują z poszukiwań, jak włoskie ENI, które w ostatnich dniach pozwoliło dwóm z trzech swoich koncesji na terenie Polski wygasnąć.

Tymczasem za miedzą, na Ukrainie, sektor gazu niekonwencjonalnego kwitnie. Tamtejszymi złożami interesują się amerykański Chevron, brytyjsko-holenderski Shell oraz właśnie ENI, które zdecydowało się przenieść tam większość inżynierów z Polski.

Dlaczego właśnie tam? Wielkie koncerny energetyczne posiadające kapitał i infrastrukturę niezbędną do napędzenia wspomnianej łupkowej rewolucji mogą sobie pozwolić na zmiany portfolio inwestycyjnego w zależności od warunków rynkowych. Przenoszą zatem swój sprzęt i specjalistów tam, gdzie im się to najbardziej opłaca. Ciekawym przykładem jest francuski Total, który ze względu na zakaz frackingu na terenie Francji, zainwestował w poszukiwania gazu łupkowego na terenie Wielkiej Brytanii. Zarówno Wyspy jak i Ukraina są atrakcyjnym kierunkiem inwestycji dla firm łupkowych. Pomimo wielkiego optymizmu z czasu tuż po ogłoszeniu w kwietniu 2011 roku raportu Energy Information Administration na temat zasobów gazu łupkowego na świecie, który dawał nam 5,3 bln m3 surowca, nasz kraj zostaje w tyle za wspomnianymi konkurentami w walce o inwestorów.

Dlaczego Polska przestała być atrakcyjna? Również od 2011 roku trwają prace rządu nad nowelizacją Prawa geologicznego i górniczego regulującego pracę firm wydobywczych. Ministerstwo Środowiska zaproponowało reformę, która byłaby sama w sobie rewolucją, ponieważ zakłada stworzenie Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych – instytucji porządkującej i wzmacniającej nadzór resortu nad koncesjami łupkowymi. Podobne rozwiązania zastosowano w Danii, Holandii i Norwegii. Wraz z NOKE projekt zawiera szereg nowych regulacji, które narzucają reżim prac każdemu koncesjonariuszowi. Ekipa Ministerstwa Środowiska wyszła z założenia, że Polska musi utrzymać pełną kontrolę nad koncesjami, nawet kosztem zniechęcenia inwestorów. Ci wyrazili swoje niezadowolenie z pomysłu włączania NOKE w każdą inwestycję, sygnalizując swoje obawy za pośrednictwem Organizacji Polskiego Przemysłu Poszukiwawczo-Wydobywczego. Resort przyjął założenie: „wiercić dobrze albo w ogóle”, dlatego inwestorzy wybrali bezczynność w oczekiwaniu na dalsze losy Prawa geologicznego i górniczego. Trwa ona nadal, ponieważ upór reformatorów z Ministerstwa Środowiska przez długi czas próbowali przełamać ministrowie z pozostałych resortów – głównie Ministerstwa Skarbu Państwa, ale także Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Te resorty chciały przy okazji ugrać jak najwięcej dla siebie z łupkowego tortu, który przez kłótnie nie zmaterializował się. Walka doprowadziła ostatecznie do zmiany na fotelu Ministra Środowiska i dymisji ekipy promującej NOKE. Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła raport podsumowujący problemy w samym ministerstwie. Reformatorzy uważają, że ich nowela miała je usunąć, natomiast nowy minister i Główny Geolog Kraju zapowiedzieli przyspieszenie prac i cofnięcie omawianej reformy. Minister Gospodarki zadeklarował, że Prawo geologiczne i górnicze trafi do Sejmu jeszcze w styczniu. Jednakże to nie koniec sporu.

Dlaczego ministerstwa będą się dalej kłócić? Spór o NOKE pokazał poważną wadę systemową. W relacje resortów dotyczące sektora energetycznego wpisany jest spór kompetencyjny, który w wypadku nieporozumień między ministrami, paraliżuje prace nad kluczowymi reformami. W przypadku Prawa geologicznego i górniczego paraliż trwał trzy lata i, być może, zaprzepaścił szansę na prężny rozwój sektora gazu łupkowego w naszym kraju. Teraz rozwija się on gdzie indziej, a na szybki powrót inwestorów do Polski może być za późno. Firmy czekają na jasne zasady gry. Sektor próbują ratować jedynie polskie spółki wydobywcze – PGNiG i Orlen Upstream – które wiercą z rozkazu. Po zakończeniu sporu o NOKE, mogą pojawić się nowe spory w innych kluczowych kwestiach.

Jak usunąć spór kompetencyjny? Proponowane przeze mnie rozwiązanie tego problemu to powołanie ministerstwa energetyki o którym swego czasu wspominał premier Donald Tusk. Oddzielny resort, być może zbudowany na bazie Ministerstwa Gospodarki, które obecnie dzierży większość kompetencji dotyczących sektora energetycznego, wykluczyłby spory w kluczowych kwestiach. Byłby narzędziem spójnej, niepodważalnej polityki energetycznej państwa, a porażki na kształt paraliżu łupkowego byłyby dużo mniej prawdopodobne. Polityka energetyczna zależałaby od sprawnie funkcjonującego resortu, a nie relacji personalnych między poszczególnymi ministrami. Podobne rozwiązanie sprawdza się w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii gdzie funkcjonują departamenty energetyki. Również Ukraina zapowiedziała już reformę ministerstwa energetyki i przemysłu węglowego, mającą doprowadzić do powołania resortu w całości poświęconego energetyce. To w USA, na Wyspach i nad Dnieprem dobrze czują się firmy szukające gazu łupkowego. Czas zakończyć bezowocne spory i pozwolić im na wiercenie także w Polsce.

Źródło: Polska The Times