Po informacji o jedynkach partii rządzącej w wyborach do Parlamentu Europejskiego wybuchła burza komentarzy. Wyjazd do Brukseli od dawna nie jest zesłaniem, a politycy biją się o miejsca „biorące”. Ma to znaczenie również dla energetyki – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Polska Agencja Prasowa podaje, że Joachim Brudziński, Beata Szydło, Jacek Saryusz-Wolski, Adam Bielan, Witold Waszczykowski, Elżbieta Kruk, Karol Karski, Tomasz Poręba, Zdzisław Krasnodębski, Anna Zalewska – są wśród „jedynek” PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Decyzję podjął we wtorek Komitet Polityczny PiS. Jedynkami są też: Anna Fotyga, Kosma Złotowski i Jadwiga Wiśniewska. Wśród kandydatów znalazł się także Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. Ma on znaleźć się na drugim miejscu listy Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego z okręgu śląskiego.
W przeszłości brałem czynny udział w przygotowaniach do wyborów do Parlamentu Europejskiego i byłem asystentem jednego posła. Pamiętam, że wyjazd do Brukseli był traktowany jako zesłanie jeszcze w poprzedniej dekadzie, gdy politycy nie znali jeszcze możliwości, jakie daje stanowisko MEP-a (Member of European Parliament – przyp. red.). Po osiągnięciach wielu polityków, którzy dzięki stanowisku w Brukseli rozwinęli skrzydła widać, że posłowie do PE mają wpływ na politykę europejską, ale nie tracą oddziaływania w kraju. Można długo wymieniać nazwiska tych, którzy dzięki przeprowadzce do „wieży Babel” zwiększyli swe wpływy.
Mandat europarlamentarzysty to przede wszystkim dostęp do środków finansowych. Solidną pensję wspierają istotne środki na prowadzenie działalności poselskiej. Poseł do Parlamentu Europejskiego być może nie ma pieniędzy na budowę nowej instytucji publicznej, ale mógłby założyć kolejny think tank. Może też dać pracę osobom istotnym dla jego frakcji politycznej.
W tym kontekście ciekawe są nominacje Joachima Brudzińskiego, który przez część polityków partii rządzącej był typowany na następcę Jarosława Kaczyńskiego, a także Beaty Szydło, która przewodziła jednej z grup politycznych mającej wpływy na Śląsku i w Małopolsce, a także w sektorze energetycznym. Brudziński i Szydło jako europosłowie mogą nadal pełnić istotne funkcje w partii, ale z zapleczem finansowym i niezależnością MEP-a.
Co innego jest w przypadku Grzegorza Tobiszowskiego, który po ewentualnym zwycięstwie będzie musiał przestać pełnić funkcję wiceministra energii, a razem z jego odejściem uszczuplą się wpływy lobby węglowego w rządzie. Mandat europosła może pomóc ministrowi w sporach prawnych, które mogą go czekać w przyszłości. Nie lekceważyłbym potencjału politycznego tego polityka. Niezapomniany styl ministra Tobiszowskiego znany ze spotkań z dziennikarzami pełnymi śląskiej gwary i dowcipów przeniesiony na deski Parlamentu Europejskiego może dać mu zaskakującą popularność w mediach społecznościowych. Warto także przypomnieć inicjatywy w obronie węgla, jak #BeCoal, które mogły budzić krytykę środowisk ekologicznych w Polsce, ale mogą znaleźć niszę w kręgach starej energetyki i przemysłu ciężkiego w Brukseli.
Jednakże dużo ciekawsza od informacji o nim jest brak wieści o starcie ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, którego wysyłały do Brukseli artykuły w największych mediach. Czy to oznacza, że minister zostanie w grze o krajową energetykę? Warto także przypomnieć, że większość jedynek przedstawionych przez PAP to politycy rozpoznawalni i aktywni medialnie, a będzie to przydatne do mobilizacji wyborców wobec małego zainteresowania wyborami do Parlamentu Europejskiego traktowanych przez część elektoratu jako coś zewnętrznego i mniej istotnego od wyborów krajowych. Chociażby spór o dyrektywę gazową i Nord Stream 2 pokazuje, jak bardzo mylne jest takie spojrzenie.
Życzę sukcesu w wyborach do Parlamentu Europejskiego całej partii polskiej bez względu na afiliację w kraju. Bruksela to nie zesłanie, to szansa na realizację postulatów ważnych dla Polski, ale i krajowej polityki partyjnej.