Jakóbik: Pokerowa twarz Gazpromu w sporze z PGNiG

19 maja 2015, 12:49 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Tak jak w 2012 roku, tak obecnie Polacy muszą uciekać się do sądu aby uzyskać oczekiwane zmiany w umowie z rosyjskim Gazpromem. Chociaż Rosjanie próbują rozmawiać z pozycji siły, fakty świadczą przeciwko nim.

Minister skarbu państwa Włodzimierz Karpiński informuje, że za pół roku polskie PGNiG może otrzymać obniżkę cenową od rosyjskiego Gazpromu. Polacy wnieśli skargę na Rosjan do sądu arbitrażowego w Sztokholmie w sprawie niesprawiedliwej ceny w kontrakcie długoterminowym na dostawy Gazociągiem Jamalskim.

Chociaż arbitraż oznacza, że PGNiG nie osiągnęło porozumienia z Gazpromem, to Karpiński przekonuje, że jest ono nadal możliwe. – Są powody by oczekiwać obniżki ceny za pół roku – powiedział dziennikarzom.

Jeśli Gazprom nie zdecyduje się na dobrowolną obniżkę cen gazu, arbitraż może trwać nawet kilka lat. Jednak wobec problemów tej firmy na rynku europejskim ugoda jest możliwa.

Jak wylicza Rzeczpospolita, w ubiegłym roku eksport Gazpromu do Europy Zachodniej i Środkowo-Wschodniej był niższy o 9,3 proc. niż w 2013, a od stycznia do marca tego roku spadł o 20 proc. rok do roku.

W 2014 r. największe spadki widoczne były w dostawach do Niemiec (o 3,7 proc., do 38,7 mld m3), Włoch (o 14,4 proc., do 21,6 mld m3) a Europa Środkowa kupiła blisko 17 proc. mniej niż w 2013 r., a kraje b. ZSRR kupiły o 20,1 proc. mniej. Ukraina ograniczyła zakupy o 50% – informuje dziennik.

Nad Gazpromem wisi także widmo wysokich kar finansowych w wypadku braku wypełnienia wymogów Komisji Europejskiej wyznaczonych w zarzutach odnośnie nadużywania pozycji na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce. Zarówno z Brukseli, jak i z Petersburga, gdzie siedzibę ma firma Aleksieja Millera płyną sygnały o konceliacyjnym podejściu. Gazprom deklaruje z jednej strony pełną gotowość do wypełnienia wymogów Komisji odnośnie przestrzegania unijnego prawa o wolnym dostępie do infrastruktury (TOP), ale broni swojej oferty cenowej, opartej o tajną formułę dającą pole do nadużyć.

Należy oczekiwać, że Gazprom nie będzie chciał zaogniać sytuacji i nie pójdzie na konflikt z PGNiG, tak jak nie zrobił tego w sporach z innymi firmami europejskimi. Takie przypadki zebrał w jednym miejscu niezawodny dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich w pracy pt. Przeciąganie liny. Od 2012 roku, kiedy obniżkę za wycofanie się z arbitrażu dostało także polskie PGNiG, podobne rabaty otrzymały: austriacki Econgas, czeski RWE Transgaz, francuski GDF Suez, grecka DEPA, holenderski Shell Europe i Gas Terra oraz litewski Lietuvos Dujos. Otrzymały go także niemieckie RWE, serbski Srbijagas, słowacki SPP, włoskie ENI oraz Edison. Obniżki od 10 do 20 procent wynikały z:

  • Ugody między firmami
  • Wycofania się z arbitrażu
  • Orzeczenia sądu arbitrażowego korzystnego dla klienta Gazpromu

Zmiany rynkowe w Europie wynikające ze zmniejszonego zapotrzebowania na import gazu oraz wzrost płynności i zsieciowania między państwami spowodowały, że Gazprom musiał dokonać korekty w polityce cenowej. To od odwagi negocjacyjnej spółek zależało, czy otrzymały tę obniżkę, bo żaden sprzedawca nie oferuje rabatu sam, chyba, że jest zmuszony.

Oznacza to, że w przypadku umowy jamalskiej firmy po raz kolejny korzystają z szerokiego wachlarza dostępnych im narzędzi negocjacyjnych. Gazprom gra na czas, bo nie chce przyznać obniżki. PGNiG go pospiesza przenosząc sprawę do arbitrażu. Należy jednak zachować zimną krew i wojny jak na Ukrainie z tego tytułu się nie spodziewać. Ceny ropy naftowej są obecnie niskie co daje pewną elastyczność Rosjanom. Sprawia ona wręcz, że nad Dnieprem gaz od Gazpromu jest już bardziej konkurencyjny od dostaw z Zachodu, co sprawia, że Kijów gimnastykuje się w polityce informacyjnej, by wytłumaczyć dlaczego przestał zmniejszać dostawy od rosyjskiej spółki, z którą także wszedł na drogę arbitrażu. Dlatego Gazprom będzie skłonny do przydzielenia obniżki.

Cena nie jest jednak najważniejsza. Polacy mogą ubiegać się także o zmniejszenie wolumenu objętego obowiązkiem zakupu, czyli klauzulą take or pay wiążącą PGNiG ręce i nie pozwalającą na większe zakupy u innych dostawców. Mogą także oczekiwać zmniejszenia zależności formuły cenowej od wartości baryłki ropy naftowej, choć to jest w warunkach jej zniżkowania mniej prawdopodobne. Dlatego opór Gazpromu musi być także postrzegany w kontekście całego pakietu tematów poruszanych w tych rozmowach. Być może Rosjanie ustąpią ostatecznie w cenach, gdy Polacy zrezygnują z innych postulatów, równie ważnych dla polskiego sektora gazowego.

Zmniejszenie take or pay usunęłoby przekontraktowanie PGNiG, które sprawia, że sprowadzanie nowego gazu jest nieopłacalne ekonomicznie dla tej firmy i pcha je jedynie polityka (słuszna). Uniezależnienie od indeksu ceny ropy naftowej spowodowałoby, że cena byłaby bardziej rynkowa i konkurencyjna w stosunku do spotowych. Szczególnie ten pierwszy postulat jest istotny, ponieważ na PGNiG spadnie zaraz ciężar kontraktu katarskiego oraz utrzymanie gazoportu. PGNiG oprócz rabatu może więc wywalczyć więcej elastyczności w tworzeniu polityki zakupowej.

Przekonywanie, że nasz koncern nie powinien iść do arbitrażu z Gazpromem może być wrzutką zza granicy. To Rosjanie nie godząc się na oczekiwaną przez obserwatorów obniżkę, która wynika z warunków na rynku oraz precedensów w Europie, skłonili Polaków, aby zwrócić się o pomoc Sztokholmu. To normalny element negocjacji. Rosjanie zachowują pokerową twarz pomimo coraz słabszych kart. Być może za pół roku, o których mówi Karpiński PGNiG wycofa się z arbitrażu i otrzyma obniżkę. A może okoliczności w Europie, jak finał śledztwa antymonopolowego przekonają Gazprom do powiedzenia „pas” szybciej. W grze jest cały pakiet spraw do załatwienia. Należy trzymać kciuki za powodzenie rozmów.