Jakóbik: Atom dla Polski. Obawy przed Rosatomem to nie rusofobia

30 sierpnia 2017, 13:00 Atom

Czy przypadkowo o rosyjskim Rosatomie robi się głośno znów na kilka dni przed najważniejszym wydarzeniem gospodarczym w Polsce? Polacy chcą ostatecznego rozstrzygnięcia w sprawie elektrowni jądrowej. Rosjanie budują na potęgę. Okazuje się jednak, że jest więcej argumentów przeciwko ich kandydaturze na partnera technologicznego, niż względy bezpieczeństwa – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl

Energetyka jądrowa

Rosatom znów chce budować w Polsce

Przed Forum Ekonomicznym w Krynicy w 2016 roku rosyjski Rosatom rozesłał do mediów polskich zaproszenie do przeprowadzenia wywiadu z prezesem. Nie spotkało się ono z istotnym odzewem, podobnie jak wcześniej zaproszenie na konferencję ATOMEXPO w Moskwie w czerwcu 2014 roku. Oba zaproszenia otrzymała redakcja BiznesAlert.pl. Rosyjski koncern nie ma dobrej prasy w Polsce ze względu na napięte relacje w związku z nielegalną aneksją Krymu oraz agresją na wschodzie Ukrainy, za którą odpowiada Rosja. Odium z tego tytułu spada także na rosyjski koncern, który zmaga się z nim w całej Europie.

Jednak w 2017 roku polski rząd ogłosił, że w aktualizowanej Polityce Energetycznej Polski do 2030 roku może znaleźć się energetyka jądrowa. W ten sposób sprowokował dyskusję na temat potencjału atomu w Polsce oraz potencjalnych partnerów finansowych i technologicznych. O ile Polska rozważa samodzielne sfinansowanie reaktorów i deklaruje, że jest to możliwe, o tyle po technologię będzie musiała sięgnąć za granicę. W kolejce ustawili się petenci z Francji, USA, Korei Południowej, Japonii, Chin i…Rosji.

W związku z powrotem na agendę dyskusji o polskiej elektrowni jądrowej wypowiedział się dyrektor generalny spółki Rosatom-Atomenergopromsbyt Dmitrij Suchanow, który w wywiadzie dla kremlowskiego Sputnika w wersji polskiej mówił o tym, że „jeśli Rosatom otrzyma zaproszenie do ewentualnego polskiego przetargu na budowę elektrowni jądrowej”, spółka rozpatrzy udział i może zaoferować technologię WWER, czyli „jeden z najbardziej bezpiecznych reaktorów”. To powtórzenie deklaracji z grudnia 2011 roku, kiedy w rozmowie z Rzeczpospolitą ówczesny prezes Rosatomu mówił, że jego firma na pewno weźmie udział w przetargu, jeżeli do niego dojdzie.

W 2012 roku polski projekt elektrowni jądrowej nie poszedł naprzód. Wiadomo, że ministerstwo gospodarki rozmawiało o zastąpieniu go importem energii elektrycznej z Obwodu Kaliningradzkiego, gdzie do 2016 roku miała powstać obiekt jądrowy. Rosatom chciał sprzedać część energii do Polski za pomocą proponowanego polskiemu PSE Operatorowi połączenia elektroenergetycznego do budowy z rosyjskim Inter RAO. Do realizacji tego scenariusza jednak nie doszło. Trudno ocenić, czy rosyjska oferta przesądziła o braku postępów polskiej elektrowni jądrowej w nadchodzących latach. Ciekawym wątkiem do badań może być jednak zaangażowanie w pomysł importu z Kaliningradu tych samych kadr, które negocjowały krytykowany kontrakt jamalski na dostawy gazu z Rosji.

Wtedy nie doszło do przetargu zintegrowanego na finansowanie i technologię dla elektrowni jądrowej w Polsce, teraz ma dojść do aktualizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, a razem z nią do ogłoszenia przetargu na samą technologię. Wszystko zależy od finansowania, które ma zostać ustalone w oddzielnym postępowaniu. Polski rząd deklaruje, że jest w stanie samodzielnie sfinansować ten obiekt, choć minister energii Krzysztof Tchórzewski przyznaje, że byłaby to droga impreza. Wciąż nie zakończył się rządowy spór o miejsce atomu w miksie energetycznym. Nie chcą go zwolennicy węgla w ministerstwie energii i geotermii w ministerstwie środowiska.

W świetle tych problemów można się zastanawiać nad udziałem Rosatomu w polskim projekcie jądrowym. Gdyby nie odium związane z bezprawnymi działaniami Rosji na Ukrainie, wsparciem reżimów w Syrii i Korei Północnej, zdawałoby się, że może to być atrakcyjna perspektywa. Może się pojawić argument, że po ewentualnej normalizacji stosunków z Rosją, będzie możliwe nawiązanie partnerskich relacji z Rosatomem i korzystny transfer technologii WWER. Okazuje się jednak, że i to byłoby niebezpieczne rozwiązanie, nawet gdyby udało się zapewnić ochronę przed niepożądanym wpływem Rosji.

Elektrownia jak ambasada

Być może to właśnie podmioty z Azji oraz Rosji jako jedyne będą miały potencjał finansowy do budowy elektrowni jądrowych w Europie. Takie opinie można było spotkać podczas corocznego Odessa Non-Proliferation School, które skupia środowisko eksperckie zajmujące się badaniami nad rozprzestrzenianiem broni i technologii jądrowych, a więc także nad energetyką jądrową. Czy jednak byłoby to bezpieczne rozwiązanie?

Rosjanie budują nowe bloki jądrowe w krajach pozbawionych ścisłej kontroli regulacyjnej. Rosatom buduje 3 i 4 z sześciu planowanych reaktorów po 1000 MW każdy w Elektrowni jądrowej Kudankulam w Indiach, cztery reaktory po 1200 MW w Elektrowni Ninh Thuan w Wietnamie. Firma buduje drugi i trzeci reaktor Elektrowni jądrowej Buszehr po 1000 MW każdy, ma zbudować cztery reaktory o mocy 1200 MW w Elektrowni jądrowej El Dabaa w Egipcie, jeden reaktor Rooppur w Indiach (2400 MW), dwa reaktory po 1000 MW w Elektrowni Amra w Jordanii. Budują także dwa reaktory po 1200 MW w Elektrowni Jądrowej Ostrowiec na Białorusi, o którym projekcie więcej będzie można przeczytać niżej. W każdym przypadku Rosjanie partycypują w kosztach. Nie inaczej jest w przypadku elektrowni Akkuyu w Turcji, gdzie mają powstać cztery reaktory po 1200 MW.

Według obecnej w Odessie Sebnem Udum, wicedyrektor Centrum Badań Strategicznych na Uniwersytecie Hacettepe w Turcji, która przygląda się tamtejszemu projektowi Elektrowni Jądrowej Akkuyu, ten projekt jest zdominowany przez Rosjan. – Elektrownia jądrowa Akkuyu jest jak nuklearna ambasada Rosji. Kadry są szkolone w Rosji, poza podstawowymi pracami budowlanymi, wszelkie inne aktywności są prowadzone przez Rosjan. W efekcie to nie będzie turecka elektrownia, ale rosyjska – mówi w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Dotąd Rosjanom nie udało się uzyskać licencji budowlanej dla obiektu w Unii Europejskiej. Przykładem może być projekt rozbudowy elektrowni jądrowej Paks na Węgrzech. Składa się z czterech bloków WWER-440. Zapewnia ponad 50 procent energii elektrycznej na Węgrzech. Pod koniec 2014 roku doszło do podpisania umowy Rosja-Węgry na budowę dwóch bloków WWER-1200 z wsparciem pożyczki rosyjskiej na kwotę 10 mld euro. Komisja Europejska uznała, że nie jest to naruszenie zasad pomocy publicznej w Unii Europejskiej, ale Rosjanie musieli dostosować pierwotną umowę do wymogów Komisji. Jednak obecnie zwiększyli pożyczkę do 12 mld euro, czyli wzięli na siebie 100 procent kosztów przedsięwzięcia.

Prace przygotowawcze do budowy miały ruszyć jesienią 2017 roku, ale nie wiadomo czy będzie to możliwe, jeśli KE zakwestionuje dofinansowanie. Problemy mogą także pojawić się podczas procesu pozyskiwania licencji na budowę, kiedy mogą pojawić się pytania o konkretne rozwiązania techniczne zabezpieczające obiekt. O tym, że z projektem może być problem świadczy fakt, że wizytę w Budapeszcie znów zapowiedział Władimir Putin, a istotnym tematem na agendzie ma być właśnie Pacs. Być może dlatego, że na placu budowy nadal nie została wbita ani jdna łopata w ziemię.

Jak pisze na łamach BiznesAlert.pl dr Dominik Hejj, projekt będzie miał znaczenie dla wyborów parlamentarnych na Węgrzech zaplanowanych na 2018 rok, kiedy rusza budowa, oraz nabierze kontekstu historycznego, jeżeli do uruchomienia pierwszego bloku dojdzie zgodnie z planem 15 marca 2026 roku w święto narodowe Wiosny Ludów 1848 roku. Rozbudowa Paks przez Rosatom nabiera zatem zabarwienia politycznego. Rosjanie mogą wykorzystać go do wpływania na wewnętrzną politykę Węgier. Być może dlatego są gotowi zapłacić 12 mld euro za nowe bloki. Ze względu na obawy o analogiczne wpływy rosyjskie w Polsce rząd RP prawdopodobnie nie bierze pod uwagę partnera technologicznego z Rosji.

Z kolei fiński projekt Hahnkivi realizowany we współpracy z Fennovoimą czeka na licencję budowlaną, ale napotkał na drobiazgową kontrolę tamtejszego regulatora. Obiekt ma wyprodukować pierwszą energię w 2024 roku. Byłby to pierwszy przypadek budowy rosyjskiego reaktora WWER na terenie Unii Europejskiej. Jednak Finowie z agencji STUK zażyczyli sobie najwyższych standardów, rozpoczęli proces certyfikacji materiałów używanych do budowy obiektu. Przedstawiciele Rosatomu przyznają, że takich problemów nie mieli w czasach Związku Sowieckiego, gdy powstawała Elektrownia Jądrowa Loviisa. Finowie domagali się przeprojektowania budowy. Doszło do zmian planów odnośnie systemów bezpieczeństwa i powłoki reaktora. Finowie domagali się nawet zwiększenia ergonomii pracy w obiekcie poprzez oddalenie od siebie sprzętu oraz poszerzenie alejek, usprawnienie wentylacji i ogrzewania. Tam gdzie Rosjanie stawiają sześć awaryjnych generatorów energii diesla, tam Finowie zażyczyli sobie 10 sztuk. Wzięto także pod uwagę zagrożenie sejsmiczne w Finlandii, gdzie zdarzały się trzęsienia ziemi o sile nawet 2,3 punktów w skali Richtera.

Spadające reaktory

Według jednego z ekspertów obecnych podczas Odessa Non-Proliferation Summer School 2017 Rosjanie nie są gotowi na tak skrupulatną ocenę dokumentacji, decyzji i procedur przez specjalistów regulatora. Europejscy specjaliści wytykają im małe błędy i niedokładności, czego nie robili przedstawiciele państw, w których agencje regulacyjne są słabsze. O niefrasobliwym podejściu Rosjan do projektów poza Unią Europejską może świadczyć incydent przy budowie Elektrowni Jądrowej Ostrowiec. Przy transporcie z wysokości kilku metrów spadł korpus reaktora jądrowego. Rosatom początkowo przekonywał, że nie będzie to miało znaczenia dla bezpieczeństwa pracy elektrowni, ale pod międzynarodowym naciskiem, szczególnie z Litwy, której stolica znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od placu budowy, ugiął się i dostarczył nowy korpus. Takie podejście jest niemożliwe do akceptacji w Unii Europejskiej, szczególnie po katastrofie jądrowej w japońskiej Fukushimie, stress testach Komisji Europejskiej i ustaleniu nowych wymogów dla istniejących oraz projektowanych reaktorów jądrowych w Unii Europejskiej.

Projekt w Ostrowcu może być zamiennikiem dla bezowocnego przedsięwzięcia w Kaliningradzie. Obecne władze w Polsce nie są zainteresowane importem energii z żadnego z nich. Traktują import energii elektrycznej rosyjskiego pochodzenia jako niepożądany. Doświadczenia z Ostrowca oraz problemy Rosjan na Węgrzech i w Finlandii świadczą o tym, że ich udział należy ostrożnie brać pod uwagę nie tylko ze względów politycznych. Istnieją obiektywne obawy, że Rosatom mógłby rozgrzebać polski program jądrowy i go nie dokończyć przez nieumiejętność sprostania wyśrubowanym standardom europejskim, albo skończyć go z opóźnieniem, co skazałoby Polskę na istotną podwyżkę kosztów przedsięwzięcia.